Artykuły

Macierzyński Mordor na scenie. Projekt: Matka

"Projekt: Matka" w reż. Mateusza Przyłęckiego z Ośrodka Teatralnego Kana w Szczecinie na XXXI Dniach Sztuki Współczesnej w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Wykrzyczały to, co większość matek czuje, ale głośno o tym nie mówi. I tak rozemocjonowały widownię, że w godzinę po spektaklu część widzów w ogóle nie chciała opuszczać teatru. Podział na aktorów i widzów już dawno przestał istnieć, każdy dzielił się swoimi doświadczeniami. Spektakl przeszedł płynnie w rozmowę o życiu, a ta pewnie trwałaby, i trwała, gdyby w końcu nie uznano, że może jednak damska część szczecińskiego Teatru Kana powinna odpocząć.

Tym razem na Dni Sztuki Współczesnej, które właśnie trwają w Białymstoku, w sobotni (21.05) wieczór Teatr Kana przywiózł spektakl grany wyłącznie przez kobiety, za to, dla równowagi, reżyserowany przez mężczyznę - Mateusza Przyłęckiego.

Pampers na scenie

"Projekt: Matka" to spektakl mocny, bezlitośnie rozprawiający się z mitami na temat macierzyństwa, wszelkimi teoriami, pięknymi opisami w książkach, kiedy kobietę ponoć wyłącznie rozświetla stan błogosławiony, dziecko kwili, a nie wrzeszczy jak opętane, wszystko wydaje się być takie uduchowione i niezwykłe. A tymczasem... Prawda jest naga, fizjologiczna, uwikłana w kupy, nieprzespane noce, morderczą chęć uciszenia drącego się niemowlaka. Przy całej bezbrzeżnej miłości do własnego dziecka, można mieć go czasem jednocześnie dość, to naturalne i ludzkie. Ale o tym się głośno nie mówi, przecież zawsze znajdzie się ktoś świętszy od świętego, który zgromi wzrokiem i nazwie wyrodną matką. Matki więc milczą, tłumią swoje frustracje gdzieś głęboko, wyżyją się co najwyżej gdzieś w internecie, na blogu, najczęściej anonimowo. Ale Kana postanowiła nie milczeć, macierzyński Mordor wyrzucić wprost na scenę, nazwać pewne rzeczy wprost, bo dlaczego nie.

Trzy aktorki, z których dwie mają dzieci, wraz z reżyserem pozbierały i przetworzyły teksty z bloga "Macierzyństwo bez lukru", gdzie o swoich przeżyciach pisało kilka mam, dorzuciły też własne doświadczenia. I wszystko to, co im grało w sercach i umysłach - przekuły na spektakl. Spektakl mocny, bezpośredni, przewrotny, podszyty ironią, a przy tym wzruszający i czuły. To opowieść o matkach, które kochają swoje dzieci, ale też jednocześnie czasem mają dość bycia matką - jak miliony kobiet na świecie.

Sutek to samo zło

Siłą tego przedstawienia jest autentyczność - tu nie ma żadnej ściemy, ani podkoloryzowania, właśnie tak a nie inaczej odczuwały blaski i mroki macierzyństwa kobiety (choć oczywiście też nie wszystkie, wiele ma inne doświadczenia).

Siłą jest też prostota zabiegów inscenizacyjnych i zmienność nastrojów - obok krzyku, mocnych nut, protestsongów (gdy wściekłe, zagubione i sfrustrowane mamy w kominiarkach wrzeszczą przy stroboskopowych światłach wszystko to, co siedzi im w głowach, a zwykle skryć muszą za przylepionym do twarzy uśmiechem i postawą pełną gotowości), są też poruszające spokojem i czułą rezygnacją sceny, gdy piszą swoje własne prywatne listy do św. Mikołaja, marząc o chwili spokoju.

Czy też finałowa scena, w której jedna z mam mówi o swoim niepełnosprawnym dziecku.

Ciekawi wielowarstwowość spektaklu, który opowiada o wielu problemach młodej matki. Trudność macierzyństwa nie polega wyłącznie na fizjologicznych problemach i braku snu, ale też na tym, że funkcjonowanie matki w społeczeństwie, chcącej się realizować, wiązać koniec z końcem, to często droga przez mękę. Złość, że swoje dziecko trzeba karmić w śmierdzącej toalecie (bo ktoś krzywym okiem spojrzy na odkrytą matczyną pierś, choć piersi na bilboardach wszędzie zatrzęsienie, ale przecież, jak mówi jedna z aktorek: sutek to samo zło) - to tylko jeden z drobniejszych wymiarów tej trudnej drogi.

Spektakl mocny, bezlitosny, często humorystyczny, generujący różne emocje, które w widzach (nie tylko kobietach) zostają na długo. Na tyle, że chcą się podzielić z resztą swoimi uwagami i przemyśleniami, choć pora późna, blisko 23. Oddzielną wartością projektu pokazywanego w Białostockim Teatrze Lalek było więc jeszcze spotkanie prowadzone z twórcami spektaklu przez Olgę Gordiejew. Bardzo ciekawe i pokazujące, że Kana trafiła swoim spektaklem w punkt.

Zderzenie dwóch światów

W tym samym czasie, gdy w BTL trwało spotkanie z Kaną, w Famie swój koncert zaczynała Bovska. Miły dla ucha electro-pop i delikatne brzmienia generowane przez Magdę Grabowską-Wacławek wprowadzały słuchaczy w dobry nastrój. Publiczność ciepło przyjęła debiutującą płytą "Kaktus" wokalistkę.

Dziś (22.05) ostatni dzień wydarzeń festiwalowych. W kinie Forum zobaczyć można jeszcze m.in. film "Walser" - projekt wybitnego polskiego artysty, twórcy instalacji i wideoinstalacji - Zbigniewa Libery, nawiązujący do inności (artystę zaprosiła Galeria Arsenał). To opowieść o zderzeniu dwóch odległych światów, zawieszona w czasie i przestrzeni. Oto do żyjącego w dziczy plemienia Conteheli niespodziewanie trafia urzędnik, uosobienie współczesnej cywilizacji pędu i technologii. Mężczyzna w garniturze zmuszony jest nawiązać więź z półnagimi tubylcami...

Wystąpi TO-EN Butoh Company ze spektaklem "Desert Rose" (rzecz o pokusie uwodzenia, budowana w sugestywnym języku tańca butoh) oraz białoruski Korniag Theatre ze spektaklem "The Latent Men" (opowieść o bolesnych zjawiskach współczesnego świata - fobiach dotyczących płci biologicznej i kulturowej, frustracjach seksualnych, kryzysie męskości i tradycyjnym obrazie "prawdziwego mężczyzny").

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji