Jeleniogórski przegląd
Teatr im. C. K. Norwida w Jeleniej Górze zorganizował niedawno dwudniowy przegląd przedstawień zrealizowanych w obecnym sezonie. Widzowie zobaczyli cztery spektakle.
Zaczęło się od "Brodskiego". Autorem scenariusza, opartego na motywach stenogramu z procesu Josifa Brodskiego (wybitnego poety radzieckiego, zmuszonego do emigracji w 1972 r., laureata literackiej Nagrody Nobla w 1987 r.) oraz wierszy i esejów poety, jest Bogdan Rudnicki, który jednocześnie wyreżyserował
przedstawienie. W spektaklu występuje ośmioro aktorów grających aż dwadzieścia pięć postaci. Niestety, twórcy przedstawienia nie sprostali ogromowi zadań. Chociaż widzowie z uwagą śledzili pierwsze, rozgrywane symultanicznie sceny przedstawiające atmosferę domu poety, jego rodziców, dziewczynę i sąsiadów, jednak do momentu "rozprawy przeciw darmozjadowi Brodskiemu" od momentu pierwszych transformacji poszczególnych postaci, nadzieja na klarowność konwencji zniknęła. Odnosiło się wrażenie jakby narastającej bezradności reżysera wobec wymykającej mu się bezlitośnie materii widowiska. W tej sytuacji trudno dziwić się aktorom, że byli mało przekonujący. W rezultacie powstał niezbyt interesujący spektakl.
Kolejną pozycją przeglądu był "Gmach", utwór oparty na motywach powieści Stanisława Lema pt. "Pamiętnik znaleziony w wannie". Akcja rozgrywa się w monstrualnym gmachu - biurowcu pełnym upiornych wind, stalowych szafek i zunifikowanych istot bez osobowości, za to z pięknymi, skórzanymi aktówkami ze szklanką herbaty w każdej. Epizody futurystycznej wizji odsłaniają przede wszystkim przed widzami niezliczone zakamarki tajemniczego gmachu. Reżyser przedstawienia, Jerzy Zoń zaproponował widzom spektakl pomyślany precyzyjnie, dowcipnie i inteligentnie. Widzowie nagrodzili niemałymi brawami bardzo rzetelną zespołową kreację wszystkich twórców. Szczególne słowa uznania należą się jednak aktorom, którzy odsłonili przed nami wiele interesujących stron swojego warsztatu (bardzo udane sceny chóralne świadczą o sporych możliwościach wokalnych całego zespołu, z dużym rozmachem zagrana scena szpitalna zaraża żarem).
Wniosek, jaki można było wyciągnąć po pierwszym dniu przeglądu, był taki, że mimo nieudanego "Brodskiego", Teatr im. C. K Norwida w Jeleniej Górze ma przed sobą interesującą przyszłość.
Drugi dzień przyniósł dwa spektakle: "Promethidiona" C. K. Norwida i "Skąpca" Moliera.
"Promethidion" - "Rzecz w dwóch dialogach z epilogiem", to poemat poetycki mówiący o sztuce, duchu, prawdzie. Alina Obidniak, reżyserka przedstawienia, zaproponowała widzom spotkanie z poezją w XIX-wiecznym, emigracyjnym salonie. Eleganckie stroje, fortepian, oszczędne oświetlenie i portret Norwida. Sześcioro aktorów usiłowało przez godzinę wyrwać z letargu POEZJĘ, niestety, bezskutecznie. Przedstawienie było ciężkie, mało komunikatywne, niedobre. W pamięci widzów pozostaną chyba tylko pieśni do muzyki Bogdana Dominika, bardzo dobrze wykonywane przez trzech młodych aktorów: Dariusza Bereskiego. Andrzeja Skibę i Marka Kędzierskiego.
"Skąpiec", komedia w pięciu aktach, autorstwa najsłynniejszego komediopisarza w dziejach scenicznych - Moliera, okazał się spektaklem skrojonym bardzo zgrabnie. Zygmunt Bielawski, znany wrocławski aktor, tym razem wystąpił w roli reżysera i był to bardzo udany występ. Dwie proste zastawki, dziesięć świec, dwadzieścia jeden krzeseł i olbrzymie drzewo w donicy wystarczyło do stworzenia tła dla aktorów. Cały spektakl utrzymany był w konwencji pewnego skrótu, umowności, szlachetnego dystansu do odgrywanych postaci i kreowanej na scenie rzeczywistości. Najpełniej, najbardziej konsekwentnie realizowała myśl reżysera Elżbieta Kosecka. Może nie wszyscy aktorzy w pełni sprostali bardzo trudnym zadaniom, mimo to ile zeszli poniżej przyzwoitego poziomu. W rezultacie, głównie za sprawą precyzyjnej, profesjonalnej reżyserii, widzowie oglądali dobre przedstawienie. Drugi dzień jeleniogórskiego przeglądu potwierdził wcześniejsze refleksje, pozwalające, z dużym zainteresowaniem, patrzeć na rozwój młodego, pełnego zapału i sporych już umiejętności, zespołu aktorskiego. Oby jeszcze dopisali reżyserzy na miarę panów Zygmunta Bielawskiego i Jerzego Zonia.