Bajka na zakończenie kadencji
Georges Bizet, Poławiacze pereł, reż. Waldemar Zawodziński, Opera Wrocławska.
Ewa Michnik rozpoczynała karierę tym właśnie dziełem 35 lat temu w Operze Krakowskiej i wybrała je również na ostatnią prowadzoną przez siebie premierę na stanowisku dyrektora Opery Wrocławskiej, na którym pozostawała przez 20 lat. Trzy lata temu ten sam zespół realizatorów wystawił Poławiaczy w formie superwidowiska w Hali Stulecia (z których opera ta za dyrekcji Ewy Michnik zasłynęła); obecna inscenizacja nawiązuje do tamtego wydarzenia. Barwne stroje są ponoć te same, baśniowe i egzotyczne są również dekoracje, oparte na motywie barwnego wachlarza, ale wprowadzające też ezoteryczne symbole. To dzieło, w którym najważniejszy jest trójkąt miłosny oraz społeczność reprezentowana przez chór (ten, jak również orkiestra, wypadł znakomicie).
Dość zawiła akcja rozgrywająca się na Cejlonie opiera się z jednej strony na przeciwstawieniu miłości fanatyzmowi religijnemu, z drugiej — na połączeniu motywacji religijnych z osobistą zazdrością. Najbardziej wyrazistą postacią jest tu więc baryton — Zurga, przywódca społeczności, który walczy z własnymi emocjami i kończy tragicznie, ratując kochanków, których sam wcześniej skazał na śmierć — kapłankę Leilę, w której skrycie się kocha, a która przekroczyła zakaz kontaktów z mężczyznami dla dawnej miłości, i Nadira, swego druha z lat młodości. Przekonującym Zurgą jest Valdis Jansons, łotewski śpiewak, związany od roku z Operą Wrocławską, Leilą — Joanna Moskowicz, a mniej efektownym Nadirem (to bardzo trudna partia ze słynną karkołomną arią na czele) — obecny w zespole od czterech lat Meksykanin Victor Campos-Leal.