Artykuły

Brzydale na scenie. Straszna piątka przykuwa oko

Tam, gdzie na co dzień nikt nie zagląda — gdzieś pod mostem, wśród kamieni, w pajęczynach — działa straszna piątka.

W niedzielę — premiera Strasznej Piątki w reż. Marii Żynel. Dla dzieci od 5 lat wzwyż. Ale i dużo starsi widzowie mogą tu znaleźć coś dla siebie.

Kto chciałby przytulić szczura, nietoperza, ropuchę czy pająka? A jednak w Białostockim Teatrze Lalek na gromadkę brzydali patrzy się z absolutną fascynacją, nawet dorosłym śmieją się oczy.

Fantastyczna scenografia Pawła Matyszewskiego i Marii Żynel łapie punkty już na wstępie. Gdy jeszcze w rękach zakapturzonych aktorów ożywają lalki — punktów jest jeszcze więcej. A to przecież ledwie kilka minut spektaklu, jakie pokazali dziennikarzom twórcy na kilka dni przed premierą.

Cóż to za kompania! Niespecjalnie miła na pierwszy rzut oka, ale detali w nich tyle, że nie wiadomo w pierwszej chwili na kogo patrzeć. Pajęczyca ma miniaturowy berecik z antenką, nietoperz — nieproporcjonalne stópki, szczur — fular pod szyją, ropucha — rozlazły szlafrok, a na drzewie obok sępa wierci się jeszcze robaczek, z gatunku śliskich, liszkowatych, takich, których też nie bardzo się chce pogłaskać. Wszyscy są pokraczni, troszkę szkaradni, zblazowani, zniechęceni, ale i zaśpiewać potrafią, i pofilozofować o życiu też. Budzą sympatię z marszu — tak jak i ich dom — most, a właściwie to, co pod mostem — kamienie, pajęczyny, szuwary na — scenie BTL zyskujące niezwykły, baśniowo-straszny wymiar.

Galeria antybohaterów

— Te zwierzaki nie występują raczej w miękkich wariantach, takich przytulanek raczej nie ma. To w pewnym sensie galeria antybohaterów. Spotykają się pod mostem, psia pogoda, w ogóle kiepsko, wszyscy są już z życiem w sumie pogodzeni. Myślą: „no trudno, jesteśmy brzydcy, nic z tym nie zrobimy, usuwamy się w kąt". I oto nagle w ich świecie pojawia się hiena, też niepiękna przecież, ale od reszty różni się tym, że w siebie wierzy... I nasza piątka też zaczyna się zmieniać — opowiada reżyserka Maria Żynel. — Bo czy to , co z pozoru brzydkie, na pewno jest brzydkie? Chciałam zrobić spektakl o przełamywaniu stereotypów. I o tym, że każdy z nas jest na swój sposób piękny. Tylko trzeba to piękno w sobie odnaleźć. Myślę o dzieciach w wieku okołogimnazjalnym, o tym z jakimi problemami na co dzień muszą się borykać, zmieniając już oswojoną szkołę na nową. W gimnazjum są naprawdę trudne momenty, panuje duży ostracyzm, wystarczy tylko, że ktoś się czymś wyróżnia. Nie wiem, czy obecni dorośli, którzy nie mieli doświadczeń gimnazjalnych, w ogóle sobie w tych czasach by poradzili. To naprawdę niełatwa sprawa. I o tym właśnie też poniekąd jest ten spektakl. Nie ma nikogo idealnego, wszyscy mamy wady. Chodzi o to, by siebie pokochać, odpuścić kompleksy, odkryć w sobie coś niezwykłego. Każdy człowiek ma przecież to coś. A gdy my sami siebie pokochamy, to i cały świat będzie na nas inaczej patrzył. Mam nadzieję, że w młodszych widzach jakieś okruszki z tego spektaklu zostaną. Że niektórzy zobaczą, że ktoś, co z tego, że gorzej ubrany, że cichszy, czy jakikolwiek inny — może być przecież interesujący.

Bajka mocno poszerzona

Reżyserka sięgnęła po książkę Wolfa Erlbrucha Straszna Piątka. Odkryła ja któregoś razu na Festiwalu Książki Artystycznej dla Dzieci w Galerii Arsenał, gdzie z edytorskimi cackami, mądrymi książkami dla dzieci w różnym wieku zjeżdżają małe niezależne wydawnictwa z całego kraju. Książka Erlbrucha zafascynowała ją niezwykłymi ilustracjami.

— Gdy wzięłam ją do ręki, wiedziałam, że to jest świetny materiał. Staraliśmy się z Pawłem te postaci z ilustracji przenieść na scenę — opowiada reżyserka. — Ale w książce Wolfa Erlbrucha mało jest tekstu. Trzeba było go rozszerzyć. A właściwie napisać na nowo. Poprosiłam o to Martę Guśniowską.

Białostocka bajkopisarka, mająca niezwykły talent do tworzenia prostych mądrych historii, napisała dialogi i piosenki. Ponieważ reżyserka wymyśliła jeszcze postać sępa i robaczka, których w książce nie ma, Marta Guśniowska stworzyła też „tekstowo" i tych bohaterów. Napisała również piosenki. Jest ich siedem, w tym pięć śpiewają lalki (konsultacje wokalne: Marcin Ozga).

— Każda z nich mówi o jakimś kompleksie, o jakiejś nieporadności. Zależało mi na tym, by o tym mówić zwłaszcza w czasach, w których wszystkich ogarnął kult piękna, kult wiecznej młodości. Tu nie ma historii z Brzydkiego kaczątka, które pewnego razu zamieni się w pięknego łabędzia. Każda z tych postaci nie pięknieje. Ale zmienia się ich środek — mówi reżyserka.

Aptekarska robota

W spektaklu pojawią się różne rodzaje lalek — lalki stolikowe, marionetki, nawet, jak żartują twórcy — lalki latające. Są też, jak nazywa je autor scenografii Paweł Matyszewski — „pewne byty, formy pomiędzy".

— Mnóstwo niesprecyzowanych kształtów. Ale wiele z nich może budzić skojarzenia np. z kamieniami, czy rozrastającymi się grzybami — mówi Matyszewski.

— To prawdziwie aptekarska robota, bogata w detale — chwali Jacek Malinowski, dyrektor Białostockiego Teatru Lalek.

W spektaklu — ukryci w szatach z kapturami — zagrają: Grażyna Kozłowska, Eliza Kraśnicka, Ewa Żebrowska, Wiesław Czołpiński, Michał Jarmoszuk, Błażej Piotrowski oraz gościnnie — Milena Kobylińska z białostockiej Akademii Teatralnej.

Premiera spektaklu — niedziela (15.05), godz. 12.30 kolejne spektakle 17 maja (godz. 9, 11). Potem spektakl wraca w połowie czerwca (15-19.06).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji