Artykuły

Tryptyk Słobodzianka - więcej niż teatr

"Niedźwiedź Wojtek" Tadeusza Słobodzianka w reż. Ondreja Spišáka w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Stanisław Obirek w Studio Opinii.

Teatr dla mnie był zawsze czymś więcej niż tylko jednym ze sposobów czytania literatury. Jeśli już, to był sposobem na życie. Pewnie dlatego to moich najważniejszych doświadczeń życiowych zaliczam spotkania z teatrem Jerzego Grotowskiego i Tadeusza Kantora.

Zapewne nie przez przypadek zaraz po maturze zdecydowałem się na studiowanie teatrologii. To były dawne czasy, ale myślę o nich z nostalgią, bo wtedy teatr naprawdę był czymś więcej niż tylko teatrem.

Jednak niekiedy zdarza się powracać do tamtych czasów. Jedną z takich okazji jest teatr proponowany przez Tadeusza Słobodzianka. Być może moja słabość do jego propozycji wiąże się z faktem, że jeszcze w czasie gdy "księdzowałem" proponował mi udział w interdyscyplinarnych warsztatach parateatralnych na Mazurach, a całkiem niedawno na jednej z kierowanych przez niego scen warszawskich teatrów miałem okazje dyskutować o Jezusie historycznym.

Jednak mój obecny wpis ma związek z najnowszą premierą "Niedźwiedzia Wojtka" Teatru Dramatycznego, Scena na Woli. Byłem na premierze. Sztuka bardzo się spodobała publiczności. Mnie też. Powodów było wiele, ale największym zapewne aktorstwo głównego i tytułowego wykonawcy Michała Pieli. Zresztą sztuka została napisana podobno specjalnie dla niego. Naprawdę warto zobaczyć. Jednak ważne jest przypomnienie dwu wcześniejszych dramatów Słobodzianka, również reżyserowanych przez słowackiego reżysera Ondreja Spišáka.

Tak więc w 2010 pojawiło się dzieło najbardziej znane i często nagradzane - "Nasza klasa". Jeśli ktoś nie pamięta to przypominam, że to niezwykła historia uczniów z jednej klasy. Razem uczą się, bawią, chuliganią, wchodzą w dorosłość. Marzą, żeby zostać lotnikiem, lekarzem, gwiazdą filmową. Czytają "Trylogię" Sienkiewicza. Chodzą na filmy z Chaplinem. Słuchają jazzu. Dlaczego chłopak, który wyciął serce z papieru i napisał miłosny wiersz, kilka lat później związał koleżance ręce sznurkiem i zagroził, że zastrzeli, jeśli będzie próbowała uciekać? Co się wydarzyło, że narodowość, religia i ideologia okazały się ważniejsze niż przyjaźń? Kiedy w koledze ze szkolnej ławki zobaczono Obcego? Co się stało z tamtą klasą?

Reżyser Spišák powiadał, że "Nasza klasa" to historia o zwykłych. Opowiada o kolegach i koleżankach z jednej klasy i pokazuje, jak bardzo polityka i ideologia mogą zdeterminować ludzkie życie. To też dramat o zjawisku "zła, które przybiera wciąż nowe postaci, i którego eskalacji nikt nie potrafi powstrzymać". Z kolei autor zapewniał, że on tylko stawiał pytania, a odpowiedzi pozostawił nam, widzom.

Dwa lata później w 2012 zobaczyliśmy "Proroka Ilję". Ten sam reżyser komentował: "Bohaterowie sztuki mają wiele wspólnego z współczesnymi mieszkańcami na przykład Iranu, Stanów Zjednoczonych, czy Słowacji. Takie zjawiska jak wzrost znaczenia populistów czy popularność prowadzonych przez fundamentalistów obozów Jezusa świadczą, moim zdaniem, o tym, że oczekiwanie na cud, który rozwiąże najważniejsze problemy i uporządkuje świat jest bardzo silne. Takimi ludźmi łatwo manipulować w imię Boga czy szczęśliwej przyszłości."

Brzmi jakby komentował to, co się rozgrywa na naszych oczach.

"Niedźwiedź Wojtek" to dramat nawiązujący do wzruszającej historii niedźwiedzia, adoptowanego przez polskich żołnierzy 2. Korpusu Polskiego, dowodzonego przez generała Andersa. Oddajmy głos autorowi: "To historia opowiadana przez niedźwiedzia. Jego historia opowiedziana przez niego samego". Słobodzianek dodaje: "Historia opowiadana przez Wojtka to ważny kawałek historii Polski, opowiedziany przez niedźwiedzia w ogrodzie zoologicznym, który wspomina swoją historię. Ale to poważna opowieść - o Polsce, narodzie. Zadaje pytania o to, co to jest naród? Według jakich kategorii możemy mierzyć narodowość, skoro wśród tych dzielnych i odważnych polskich żołnierzy są z pochodzenia zarówno Polacy, jak i Ukraińcy, Litwini i Żydzi; są także różne religie".

Nie jest to tylko teatralna zabawa i nostalgiczne przypomnienie zabawnego w gruncie rzeczy epizodu z II wojny światowej. Powód napisania dramatu i wystawienia go właśnie dzisiaj na scenie stołecznego teatru jest całkiem serio.

Znowu oddaję głos Słobodziankowi:

"Najważniejszym motywem, impulsem, który spowodował, że zajęliśmy się tym tematem było przyjrzenie się Polakom, jako uchodźcom. Bohaterowie są uchodźcami z Polski Wschodniej, uciekającymi przed terrorem sowieckim. Ich los był tragiczny ponieważ ostatecznie wylądowali w Szkocji nie jako kombatanci, żołnierze, a uchodźcy".

To ciekawe, że żołnierze traktują niedźwiedzia Wojtka trochę jak kumpla, trochę jako terapeutę, spowiednika, a przede wszystkim jako lustro, w którym każdy z nich może się bezpiecznie przyjrzeć.

W tym widzę szczególnie przesłanie tego dramatu i jego wyjątkową przenikliwa diagnozę polskiego społeczeństwa, które utraciło zdolność elementarnego porozumienia w sprawach najprostszych.

Obawiam się, że "Niedźwiedź Wojtek" pozostanie utopijna wizją. Choć kto wie? Jeśli wierzyć Grekom, że teatr ma funkcję oczyszczającą, to uzdrowi również naszą niemożność porozumienia. Wirtuozowska gra nie tylko Michała Pieli, ale i całego zespołu pozwala wierzyć, przynajmniej na te kilka godzin, że porozumienie jest możliwe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji