Świtanie
Końcowa scena: łuna burzonego i palonego miasta. Wszystko stracone, wszystko w ruinie, a mimo to oddycha się swobodniej. "Co to jest? Dziwna odpowiedź Żebraka: "To się nazywa Świtanie". Kolejna wersja mitu. Tym razem Giraudoux *). Do Argos przybywa Orestes. I oto córka zamordowanego przed laty króla Agamemnona "objawia się" Elektrą. Elektra kapłanką a równocześnie ofiarą Prawdy. Prawdy i Sprawiedliwości, bo czasami tworzą one jedno. To wielkie przebudzenie bezkompromisowej świadomości burzy cały ład, budowany pieczołowicie i konsekwentnie przez aktualnych władców miasta państwa. Ład, system utrzymujący pomyślność codziennego bytowania, w małym co prawda wymiarze, bez wyższych aspiracji, lecz również bez problemów i wyrzutów sumienia. Elektra sięga "po wszystko". Walczy o uniwersalia. Prawda jest wartością naczelną, oczyszcza świat, nawet ogniem i burzą. Należy płacić każdą cenę, nie będzie zbyt wysoką. Czy można budować szczęście narodu oparte na zbrodni, krzywdzie, fałszu, które zabijają godność i deprawują sumienia? Czy można budować szczęście narodu brudnymi rekami? Brudne ręce - więc zagadnienie czystości serc. Bo brudzi tylko to co z wnętrza jest.
Elektra musi pokonać przeciwników, z których każdy posiada jakieś inne, ludzkie racje. Matka ma za sobą prawa krwi. Egistos punkt widzenia rządzącego, który chce spokoju swoich podwładnych. Ale jego partykularnemu patriotyzmowi, miłości do pojedynczego miasta o uśpionym strachem i konformizmem sumieniu, przeciwstawia czyste oczy wszystkich spracowanych ludzi, cały, świat służący prawdzie i sprawiedliwości. Tym silna, odważną, mądrą.
Dekoracja harmonijna, piękna i monumentalna jakby dla podkreślenia wielkości sprawy. Tragiczna Klitemnestra (Z. Rysiówna), Egistos (A. Szczepkowski) dojrzały, pozornie mocny, spokojny, panuje dostojną sylwetką. Elektra przeciwnie: drobna, krucha, delikatna, dziewczęca. Kontrast. Sceniczny znak ukrytych a istotnych wartości - niby młodzieńcza egzaltacja, naiwność, brak doświadczenia - w rzeczywistości potęga, siła moralna, która zwycięży J. Jankowska ma świeżość, zapał, nutę prawdy i szczerości. Do odczucia pełnej satysfakcji z jej roli przeszkadzają nam jednak braki głosowe. Nie operuje jeszcze skalą dostatecznie bogatą; przy intencji natężenia i wzmocnienia przechodzi tylko w krzyk, nadużywa go. Ale ma dzielną pomoc. Gdy na chwilę słabnie wrażenie przekazu jej ponad utylitarnych, ponadczasowych,ale równocześnie osobistych racji - pałeczkę przejmuje Żebrak. Może Bóg? Może równocześnie: Bóg-Żebrak? On komentuje, dopowiada, podnosi ton myśli, napełnia ją krwią życia i rozjaśnia jasnym płomieniem. Przedziwna, wielka kreacja. Rola potraktowana bardzo indywidualnie przez aktora, wypunktowana przez reżysera. Odbija od spokojnego, konwersacyjnego sposobu mówienia, i zachowania się innych, Jest ruchliwy, jakoś pozornie rozrzutny w geście, spojrzeniu, intonacji. Szybkie, urwane, niedokończone reakcje, gwałtowne strzepywanie dłoni, błyski oczu, nagle zastygnięcie ,w jakiejś pozie. Starcza charakteryzacja łachmany, przygarbiona, zgięta niby pokora - a właściwie godność wewnętrzna, ukryta moc tego, który wie kieruje, ocenia. Wodzi wzrokiem uporczywie, jawnie śledzi rozmówców - z pozycji widza, doradcy, sędziego. Znakomite zróżnicowanie wypowiedzi (np. dwie zupełne inne relacje o morderstwie), wielość środków wyrazu - a mimo wszystko harmonia i dyscyplina. Żebrak Gustawa Holoubka ożywia scenę, podnosi intelektualny i moralny wymiar sztuki. Sekunduje mu ładnie Ogrodnik Zapasiewicza. Mimo własnego bólu i cierpienia, pięknie głosi i pochwałę miłości i radości, którym wszyscy składamy hołd - milczeniem.
Kazimierz Dejmek zechciał poddać się tym razem nowym rygorom tekstu intelektualnego, opartego na precyzji dialogu, słowa, w którym aktor ma szczególne znaczenie. Spróbował - i wygrał. Dramat Giraudoux okazał się dostatecznie ważkim materiałem, z którego, po pewnych skreśleniach, przesunięciach akcentów i umiejętnym prowadzeniu scenicznych postaci wyrosło przedstawienie piękne, czyste, dużej wagi moralnej i myślowej o szerszym oddechu, do którego często w naszych teatrach tęsknimy.
Co to jest? Dziwna odpowiedź Żebraka: "To się nazywa Świtanie".