Betlejem polskie
OD Bożego Narodzenia do Trzech Króli od wieków świętowano w Polsce wieczory, podczas których śpiewano kolędy o narodzeniu Chrystusa Pana, chodzono z szopką czyli jasełkami z gwiazdą, młodzież przebrana za Heroda, jego Hetmana, żołnierzy, śmierć i diabła - przedstawiała scenę z Pisma Świętego. Ale kolęda, jak i szopka, zawsze była nadzwyczaj pojemna. Gdzieś w głębi stał żłobek, Najświętsza Panienka i św. Józef, ale na przodzie dysputy prowadzili żołnierze, chłopi i Żydzi, niewiele się troszcząc o to, co w głębi. Te zupełnie świeckie i aktualne w danej chwili intermedia zadecydowały zresztą o tym, że widowiska pastoralne bardzo szybko opuściły mury kościołów.
Dzisiaj wieczorów z kolędami i szopką już się nie świętuje, chyba że w... teatrze, "Kolęda - nocka" Ernesta Brylla z muzyką Wojciecha Trzcińskiego, napisana specjalnie dla Teatru Muzycznego, ma wszystkie powyżej wspomniane cechy. Bo przecież są tutaj kolędnicy jak prawdziwi z gwiazdą betlejemską, są aniołowie, jest Najświętsza Panienka, ale przecież nie tamten odwieczny mit jest najważniejszy. Istotne jest to co tu i teraz. Betlejem polskie, rozgrywane na scenie z wielką wyobraźnią, kreowane przez wspaniałą, na wskroś współczesną muzykę, wyśpiewywane w songach.
Jest to przejmująca rzecz o nas, Polakach współczesnych. O tych, którzy żyją i o tych, którzy odeszli i którym winni jesteśmy to puste miejsce przy wigilijnym stole.
O naszej szarej i trudnej codzienności oraz o momentach heroicznych.
Także o Grudniu i o Sierpniu. I o trudnej nadziei, którą wszyscy nosimy w sercach. Na takie przedstawienie, tutaj na Wybrzeżu, w Gdyni,'czekaliśmy.