Kolęda-nocka
O repertuarze naszych teatrów muzycznych, o poziomie wystawianych tam spektakli mówi się przeważnie źle, niekiedy pobłażliwie, wyjątkowo tylko - z uznaniem, odnoszącym się zwykle bardziej do intencji i zamierzeń niż rezultatów. Dlatego do rzędu wydarzeń niezwykłych zaliczyć wypada gdyńską prapremierę "Kolędy - nocki". Najzupełniej niespodziewanie właśnie teatr muzyczny wystąpił z przedstawieniem mówiącym o problemach społeczno-politycznych dnia dzisiejszego. Co prawda i w tym przypadku nasuwać się mogą zastrzeżenia. Tekst Ernesta Brylla nie sięga w poetyckiej metaforyce zbyt głęboko, brzmi niekiedy jako koniunkturalna publicystyka. Muzyka Wojciecha Trzcińskiego, interesująca i funkcjonalna, nie wyróżnia się szczególną oryginalnością: chwilami wyraźnie nawiązuje do pastorałkowych melodii Czerwonych Gitar, we fragmentach bardziej nowoczesnych nie wykracza poza formy stylistyczne sprawdzone przez twórcę "Hair" Galta McDermota. Jednak spektakl ogląda się z wielkim napięciem, a wątpliwości natury estetycznej rodzą się znacznie później, wówczas gdy mija pierwsze, najsilniejsze wrażenie. To niewątpliwie zasługa - świetnej realizacji. Reżyser Krzysztof Bukowski uczynił z "Kolędy - nocki" widowisko ostre, bardzo dynamiczne. Wprowadzenie na scenę doskonale zorganizowanego i grającego kilkudziesięcioosobowego tłumu (zespół teatru i Akademicki Chór Uniwersytetu Gdańskiego) oraz efektowne pomysły sytuacyjne pozwoliły na stworzenie wielu znakomitych, wstrząsających w wymowie scen, które na długo pozostaną w pamięci widzów. Bardzo dobrze wypadły wykonawczynie większości solowych songów - Teresa Haremza i Krystyna Prońko. W sumie można zatem mówić o sukcesie i nie będzie chyba nawet przesadą stwierdzenie, że w gdyńskim Teatrze Muzycznym narodził się pierwszy nowoczesny i nowocześnie zrealizowany polski musical.