Artykuły

Naród Bieda de lux

- Napisałam ten tekst, bo zauważyłam, że w środowisku ludzi, którzy odnieśli kiedyś sukces, bezrobocie jest tematem tabu - mówi. - Chociaż to powszechne doświadczenie, traktujemy je wstydliwie i boimy się do niego przyznać. Uznałam, że to coś o nas mówi, że to świadectwo naszych czasów - mówi Dorota Macieja, autorka "Supermenki".

Teatr Kamienica w Warszawie, na scenie aktorka Jowita Budnik w czerwonej sukience, z krwistoczerwoną szminką na ustach, odgrywa ważną i pewną siebie szefową. Nie powiedziano jaką, ale można się domyślić, że to menedżerka wysokiego szczebla w stacji telewizyjnej. Przegląda CV leżące na jej biurku, wybucha szyderczym śmiechem, gdy widzi pismo od swojego byłego redaktora naczelnego, który teraz aplikuje na podrzędną posadę w jej redakcji. Wiadomo, że jest późna godzina, kolejny wieczór, który bohaterka spędza w pracy. Prosi Boga, żeby dał jej chociaż jeden dzień, w którym będzie mogła się wyspać i nigdzie nie spieszyć.

Światło gaśnie, zmiana scenografii. Budnik w szlafroku, z rolką papieru toaletowego w ręce. Teraz gra byłą szefową, którą z dnia na dzień, bez podania konkretnych powodów, zwolniono z pracy. Ma mnóstwo czasu na spanie. I rotawirusa, dzięki któremu niewiele może jeść, więc cieszy się, że ma taką tanią chorobę. W następnej scenie odkrywa, że rotawirus jest jednak drogi, bo węgiel, który chciała kupić w aptece, kosztuje 12 zł. Granda! Oczywiście go nie kupiła.

Na widowni siedzi Dorota Macieja, autorka sztuki, była dziennikarka, szefowa Wiadomości TVP i dyrektorka TVP 1, zwolniona z tego ostatniego stanowiska w 2010 r. Opisała swoją historię oraz kilkorga znajomych, łącząc je w jedną postać odgrywaną przez Budnik. - Napisałam ten tekst, bo zauważyłam, że w środowisku ludzi, którzy odnieśli kiedyś sukces, bezrobocie jest tematem tabu - mówi. - Chociaż to powszechne doświadczenie, traktujemy je wstydliwie i boimy się do niego przyznać. Uznałam, że to coś o nas mówi, że to świadectwo naszych czasów, i wzięłam się do pisania.

Bezrobocie Doroty Maciei i stworzonej przez nią postaci w sztuce "Supermenka" jest niezwykłe. To bezrobocie po upadku z wysokiego szczebla drabiny. Zmiana życia, która po nim następuje, jest tak radykalna, że doświadczenie to wydaje się znacznie trudniejsze niż utrata pracy na przeciętnym stanowisku. Według zasady, że stratę 30 tys. miesięcznie odczuwasz bardziej niż 3 tys.

NOWY STYL ŻYCIA

- Moja sztuka jest jak reportaż. Nasłuchałam się, co mówią znajomi, wchodziłam na fora, na których ludzie opisywali swoje doświadczenia po zwolnieniu z pracy. Jest w niej historia mojej koleżanki, dziennikarki, która nauczyła mnie kupować worek makaronu i kilo mięsa mielonego w promocji w Biedronce, żeby mieć obiad na tydzień - opowiada Dorota Macieja. Bohaterka przedstawienia narzeka, że to nie jest najlepsze rozwiązanie, bo mieszka na przedmieściach, kilkanaście kilometrów od dyskontu, i nie stać jej na dojazd do niego wielkim samochodem, który pije paliwo jak smok. - Kiedy to pisałam, po zwolnieniu z telewizji, benzyna była po 6 zł - wyjaśnia.

- Wydatki na paliwo były wtedy dla wielu osób straszne.

Makaron w promocji to doświadczenie, które mogą dzielić wszyscy bezrobotni. Ci zamożni dłużej po prostu dochodzą do wiedzy, że można tak planować domowy budżet. Kiedy traci się pracę na wysokim stanowisku, zwraca się uwagę na rzeczy, których wcześniej się nie zauważało. Na nawyk wrzucania do wózka z zakupami przypraw. Cynamon, kurkuma, tymianek to przecież drobiazgi, każda z tych przypraw jest tania. Kiedy jednak wrzuci się ich pięć, zbiera się 15 zł. Można za to kupić pierś z kurczaka na dwa dni.

Na bezrobociu po telewizji zauważyła, że kawa na mieście kosztuje 11 zł. Wcześniej niby też to wiedziała, zawsze w kieszeni trzymała drobne na latte, żeby mieć pod ręką. Jednak na bezrobociu zrozumiała, że to rozrzutność. Kiedy doliczyła do tego koszt benzyny na dojazd do centrum, wyszło jej, że umawiając się na niezobowiązującą godzinkę ze znajomymi, można wydać kilkadziesiąt złotych. - Przestajesz więc bywać, bo bywanie kosztuje - mówi.

- Kiedy siedzisz pod Warszawą i ktoś chce się z tobą umówić, liczysz. I wychodzi ci, że to kosztowna wyprawa - opowiada.

Żyła z oszczędności. Problem polegał jednak na tym, że nie wiadomo było, na jak długo powinny wystarczyć. Była więc pewna pula pieniędzy i zadanie, by wydać z niej jak najmniej. Trzeba było się przestawić. W końcu zrozumiała, że wiele rzeczy jest jej niepotrzebnych. Krem za kilkaset złotych i płyn micelarny za 50 zł. - jak można było tak rozrzutnie żyć! Po utracie pracy krem kupowała w Lidlu, bo podobno bardzo dobrze spłycał zmarszczki i kosztował 12 zł. Teraz, kiedy pracuje w dużej firmie, krem z dyskontu wydaje już jej się mniej pachnący. Na rozmowę zresztą umówiłyśmy się w jednej z sieciówek serwujących latte po 11 zł w centrum miasta.

Opowiada, że był czas, kiedy notowała wszystkie wydatki. Stworzyła na nie rubryki: dom, zdrowie, dzieci, ja. Rubryka "ja" wywoływała wyrzuty sumienia, bo wiązała się z rozrzutnością. Do czasu, aż przeczytała gdzieś, że matka Madzi (morderczyni dziecka z Sosnowca) ma w więzieniu prawo do fryzjera raz w miesiącu. Tego dnia umówiła się na strzyżenie.

Pewnego dnia spotkała koleżankę z telewizji. Na pytanie, co robisz, odpowiedziała "oszczędzam". - Ja też oszczędzam - powiedziała koleżanka. - Miałam w tym roku budować dom na działce, ale chyba się wstrzymam.

Świat dyrektorów, prezesów, gwiazd TV i świat bezrobotnych są przestrzeniami równoległymi. Jedna drugiej nie spotyka.

- Poczułam więź z tą częścią społeczeństwa, która wychowuje troje dzieci, mając co miesiąc 3 tys. zł. Ci ludzie stali mi się mentalnie bliżsi niż dawni znajomi. Co ci menedżerowie z korporacji wiedzą o życiu? - mówi Dorota Macieja.

Doświadczenie zmiany stylu życia wymuszonego przez utratę pracy staje się w tak zwanych wyższych sferach coraz popularniejsze. Głównie przez kryzys, ale też regularne w Polsce zawirowania polityczne. Opowiadali już zresztą o tym celebryci i prezesi. Chyba najwięcej emocji wzbudził Michał Figurski, który cztery lata temu stracił popularny program satyryczny w radiu po tym, jak robił sobie na antenie grubiańskie żarty z Ukrainek sprzątających w polskich domach. Został bez pracy i opowiedział w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", jak sobie z tym radzi. "Liczymy z Odętą, na czym oszczędzić, co jest zbędne. Wiesz, przestajesz chodzić co tydzień na sushi, kupować w drogich sklepach. Zauważasz, ile kosztuje benzyna. Zaczynasz liczyć, ile warte są twoje samochody".

Wywiad wywołał falę szyderstw. Drwiono, pytając, czy istnieje życie bez sushi. Jednak Figurski pokazał mechanizm, który działa naprawdę - utrata gwiazdorskiej pracy jest równie trudna jak pracy, w której zarabia się na podstawowe potrzeby. Bo życie, które po niej następuje, jest obce, nieznane. W dodatku tak żyć nie wypada, ten, kto nie stosuje się do środowiskowych zwyczajów, staje się mniej wart. Wypada z obiegu i po jakimś czasie nie stać go także na makaron z mielonym.

ZA DUŻY, BY ZNALEŹĆ PRACĘ

Ludziom, którzy odnieśli sukces, nie przystoi być bezrobotnymi. Myślą, że to domena biednych, biernych. Prezes czy gwiazda ma problem, żeby powiedzieć "zostałem zwolniony", "szukam pracy", bo to przecież o nich powinno się zabiegać. Jeśli po zwolnieniu nie rozdzwania się telefon, to znaczy, że zwolniony był do niczego.

Według badań firmy Antal zajmującej się rekrutacją na stanowiska menedżerskie z 2015 r. jedynie 25 proc. menedżerów po utracie pracy aktywnie poszukiwało nowego stanowiska. 53 proc. poszukiwało biernie. Czyli czekało.

- Aktywnie znaczy, że korzystamy ze swojej sieci kontaktów, otwarcie mówimy, że szukamy zatrudnienia, dzwonimy, pytamy. Bierne szukanie pracy ogranicza się do udostępniania swojego CV, np. na portalach rekrutacyjnych - mówi Aneta Esnekier, socjolog z Uniwersytetu SWPS Katowice, trenerka biznesu, właścicielka firmy Projekt Pasja. Powodem takiej bierności prezesów bez pracy i wysokich menedżerów zwalnianych z pracy może być lęk przed negatywną oceną - skoro nie mam pracy, to znaczy, że nikt mnie nie chce, czyli nie warto też do mnie dzwonić.

Jowita Budnik na scenie: - Wszyscy znamy te historie, jak ktoś traci robotę i nagle milknie jego telefon. No dobra, czasami dzwoni, ale rzadko. Nie, nie myślę, że jestem udzielną księżną, o której względy trzeba zabiegać, ale kiedyś telefon aż grzał się do czerwoności- A teraz raz na trzy dni ktoś się odezwie. Wczoraj na przykład dostałam SMS-a z banku, bo wysłali mi kod dostępu, i z gazowni, że nie zapłaciłam ostatniego rachunku. Przedwczoraj też dostałam SMS-a - info o promocji w drogerii, a potem jeszcze o urodzinach hipermarketu. Od 18 do 22 papier toaletowy był o 30 proc. taniej! No więc nie mogę mówić, że nikt się do mnie nie odzywa.

Dorota Macieja: - Po stracie wysokiego stanowiska trudno szuka się nowej pracy. Potencjalni pracodawcy myślą, że czymś mniejszym się nie zadowolisz, więc nie proponują. A ty czekasz na jakąkolwiek propozycję, byleby coś robić. Szybko obniżyłam aspiracje finansowe, ale inni o tym nie wiedzieli.

Budnik ze sceny: "Lista znajomych, do których jeszcze nie dzwoniłam w tym tygodniu, jest króciutka, trzeba więc przejrzeć portale, sprawdzić ogłoszenia. CV napisane w kilku wariantach, listy motywacyjne też. W zależności od specyfiki ogłoszenia wybieram właściwy wariant. Czasami nawet rezygnuję z wyższego wykształcenia. Szkoda, że nie mogę zrezygnować z kilkunastu lat. Przez ten cholerny pesel.

NOWA BIEDA

Po byłym prezesie czy dyrektorze bezrobocia nie widać. W szafie wiszą przecież ciągle drogie garnitury, w pudełkach stoją buty za 1,5 tys., eleganckie i niezniszczalne, można w nich chodzić codziennie na przystanek autobusowy i nie widać śladów używania. W porządnej podmiejskiej okolicy stoi duży dom, w garażu dobry samochód. Nikt tego nie zabiera razem z menedżerskim kontraktem. To zostaje, a wśród tych drogich atrybutów bogactwa rodzi się bieda - problem ze spłatą kredytu zaciągniętego w lepszych czasach, z utrzymaniem dorastających dzieci, opłatami za ich szkoły, kursy, a nawet z rachunkiem za gaz, bo ogrzanie dużego domu okazuje się nagle kosztowne. Podobnie jak utrzymanie wielkiego auta.

Majątek, który gromadziło się przez całe życie, staje się ciężarem, trudno go utrzymać, trudno sprzedać. - Chciałam pokazać*, ten nowy wymiar biedy - mówi Macieja.

Kiedy jednak napisała swoją sztukę, założyła nową skrzynkę mailową z nic nie-mówiącym adresem, który gwarantował jej anonimowość, i dopiero wtedy wysłała ją do producenta Jerzego Gudejki. Owszem, napisała sztukę o bezrobociu menedżera, ale za nic nie chciała dopuścić, żeby ktoś domyślił się, że to o niej. Dopiero koleżanki uświadomiły jej, że nie po to wystawia się sztuki, żeby kryć się za pseudonimami. I że wstyd to kraść, a nie być bezrobotnym.

- Jesteśmy wykształceni, z dużych miast, z dobrych rodzin, nam jakoś nie wypada przyznać się do bezradności - tłumaczy obawy Dorota Macieja.

Zauważyła, że po utracie pracy straciła poczucie własnej wartości. To niby znany i oczywisty mechanizm, jednak i tak zaskakuje, kiedy zaczyna działać. - Kiedy jesteś na topie, wszystko ci wychodzi dobrze - opowiada. - Zapisujesz się na kurs jazdy po śliskiej nawierzchni i jesteś w tym mistrzem. A kiedy spadasz, wszystko zaczynasz robić źle. Nawet pracę poniżej twoich kwalifikacji, którą udaje ci się w końcu dostać, wykonujesz słabo.

Człowiek, który zszedł ze świecznika, robi się nieśmiały. Kiedyś brylował na przyjęciach, wokół miał wianuszek ludzi, a teraz stoi samotnie. Nie tylko dlatego, że przestał być ważny. On przestał być kolorowy, nie ma nic ciekawego do opowiedzenia. - Wcześniej poświęcałam pracy większość życia, bez niej czułam się jakaś niepełna, wybrakowana - mówi Macieja.

- Ludziom ze świecznika trudniej się przyznać do zmiany statusu materialnego i zawodowego - przyznaje Aneta Esnekier. - Jednak działa tu ten sam mechanizm, co u każdego człowieka zwolnionego z pracy, czyli lęk przed zmianą. Ona zawsze jest trudna, bo nie wiemy, co się za nią kryje. Jak sobie poradzę, jak odnajdę się w nowym życiu.

Chciałoby się nadal żyć w sposób dla siebie znany, bo tak jest bezpieczniej, nawet jeśli praca menedżera wiąże się ze stresem, niedospaniem, ciężarem odpowiedzialności, brakiem czasu na długie wakacje.

Bo co komu po długich wakacjach, jak nie ma za co na nie pojechać.

Budnik ze sceny: "To jest odkrycie, może nie jest to przewrót kopernikański, ale przynajmniej coś na miarę odkrycia Wolszczana. Odkryłam, że życie bez pracy też może być fajne. Niestety, życie bez kasy już fajne nie jest"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji