Artykuły

"Kiedy byłem we Włochach..."

Teatr nasz włączył się w spiralę ruchu. My jeździmy w świat, świat przyjeżdża do nas. Ostatnio dowie­działem się z prasy popołudniowej, że w warszawskim Teatrze Drama­tycznym reżyseruje sędziwy gość z Rzymu, Alessandro Fersen, który odrzucił zaproszenie Jean Louis Barraulta, ale nie mógł się oprzeć czarowi Gustawa Holoubka. Odnoszę chwilami wrażenie, że oszołomieni wielkością podobnych kontaktów, zapominamy o działa­niach drobnych. A przecież i z nich rodzi się teatr. Pisze mi oto kores­pondent z Bochni:

"Kiedy byłem ostatnio we Wło­chach poznałem tam pewnego rezo­lutnego staruszka. Z właściwą dla swego wieku energią eksperymen­tował on w miejscowym kółku tea­tralnym. Teatr kochał staruszek od dziecka, ze wzruszeniem pokazywał listy od Heleny Modrzejewskiej, adresowane do jego rodziców, w których artystka przepowiadała sta­ruszkowi wielką przyszłość, wiążąc to z faktem, że urodził się w Boch­ni, czyli tam, gdzie i ona urodziła się ongiś dla sceny. Dowiedziawszy się, że i ja z Bochni pochodzę, sta­ruszek - choć tak zadomowiony we Włochach - wiele, mówił o swojej tęsknocie do połonin i leś­nych wykrotów, po których biegał dzieckiem. Pomyślałem sobie: "W Bochni jestem mocny, znam kogo trzeba, mnie znają, a teatr też ko­cham od dziecka... Zaprosimy sta­ruszka na nasze połoniny, niech i u nas poeksperymentuje!".

Przyjechał. I tu wyłoniły się pew­ne wątpliwości. Bo jeśli człowiek aż z Włoch przyjechał do Bochni, czy wolno marnotrawić taką okazję, by pracował on w naszych (skądinąd bardzo ambitnych) zespołach ama­torskich? Szczęściem, Dyrektor miejscowego Teatru, człowiek świa­tły, Europejczyk, okazał zrozumie­nie dla sytuacji. A przeważył fakt, że staruszek chciał wystawić włas­ną sztukę o diabełkach, zaś dyrek­tora od dawna złościły sukcesy, ja­kie w pobliskim Krakowie odniósł pan Wajda, reżyserując tam sztukę pt. "Biesy" (z rosyjskiego). Temat sztuki staruszka był zresztą szerszy. Dużo podróżował w swoim długim życiu i co gdzie o diabełkach zasły­szał, to notował w pamięci. Teraz to wszystko odtworzył i publiczność naszej Bochni mogła dowiedzieć się, jakie to bywają diabełki w różnych stronach świata i jakie śmieszne psikusy płatają ludziom. Ze zaś sta­ruszek opuścił Bochnię jako dziecko i nie zdążył sobie zanotować żad­nej tutejszej opowieści o diabłach, ja sam taką opowieść do sztuki mu dopisałem, wprowadzając tak bar­dzo charakterystyczną dla naszego pejzażu postać Nędzy (posiłkowałem się w mej pracy starą klechdą ludową pt. "Nędza z Bidą Bochnią idą"). Obok pozbieranych z całego świata diabłów i tej naszej własnej Nędzy występowały w sztuce sta­ruszka hiszpańskie aniołki, śmierć meksykańska i czuwający nad całością, mądry Jehowa. Tę ostatnią zresztą postać nasz Dyrektor, który jest nie tylko Europejczykiem, ale i materialistą dialektycznym, kazał przemianować na Lektora (?). Sztuka przyniosła zasłużony sukces staruszkowi, teatrowi, mnie i Dyrektorowi. A teraz jedziemy do Ursu­sa, bo we Włochach teatru profe­sjonalnego nie ma, ale staruszek obiecał, że Ursus załatwi. Zabiera­my ze sobą recenzenta z naszej gazetki, bo on tak milutko o nas zaw­sze pisze.

Wasz korespondent"

No i proszę! Tu Warszawa, szero­ki świat, Alessandro Fersen, a tam malutka Bochnia. I tu teatr i tam teatr. Piękna jest ta wielość w jed­ności, czy też może raczej jedność w wielości, czy też może raczej... I sam już nie wiem, jak to diabelstwo nazwać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji