Lekkie święto ducha
Krakowski Salon Poezji. Wiersze Zuzanny Ginczanki czytały Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Anna Radwan i Paulina Kondrak. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Oczami jak agrafki/ Ostro wpięłam się w świat" - wyznała Małgorzata Hajewska-Krzysztofik w pierwszych taktach Salonu Poezji - godziny poezji Zuzanny Ginczanki.
Tytuł Salonu był tymi wersami z początku wiersza "Zmysły". A chwilę później Hajewska-Krzysztofik czytała środek "Zmysłów", hipnotyzującą uszy muzykę pytań i odpowiedzi. "Cóż wiesz o żwirze i żużlu?/ - że zgrzyta,/ o łuską pluszczącej fali?/ - że pryśnie,/ o kosie, co w skos lśka w sianie?/ - że syty,/ a o ust lśnieniu i pieśni?/ - że śni się,/ - co wiesz o nagłych omdleniach?/ - że mglą się,/ o szarym szumie i szmerze?/ - że w ciszy,/ o serca dudnieniu w dali?/ - że głośnie,/ a skąd znasz tajnie zagadek?/ - słyszę".
Jak wiele pytań postawić teraz można? Na przykład: Cóż znaczy lśkanie, na dokładkę: w skos? Albo: Czy omdlenia się mglą, gdyż się mglą (cokolwiek to znaczy), czy też słowo "mglenie" pojawiło się nie z uwagi na sens, albo nie tylko na sens, a raczej z uwagi na brzmienie tak doskonale zestrojone z brzmieniem słowa "omdlenie", iż się jedno z drugim nicuje bezboleśnie, niezauważalnie, tworząc zdumiewającą jedność - jak kiedyś centaur, człowiekokoń, stwór niemożliwy przecież, a nieuchronny, bez którego świat byłby ułomny? Pierwszy, w 1936 roku wydany tom wierszy Ginczanki nosi tytuł "O centaurach". Tom pierwszy i zarazem - ostatni...
Krótkie życie, śmierć gwałtowna. 27 lat miała, kiedy w 1944 r. zabito ją w obozie w Płaszowie, pod murami więzienia przy Montelupich albo w getcie. Nie ma pewności. Mówiono o niej: "żydowska gazela", "Tuwim w spódnicy", "satelita Skamandra". Ja wielbię słowa "warszawskie spacery z Gombrowiczem": oto człowiek, który już w pierwszym tomie opowiadań doprowadził polszczyznę do absolutnej doskonałości, a obok poetka, co miała dla języka słuch absolutny, może nawet, o ile to możliwe, nadabsolutny - idą niespiesznie z kawiarni do kawiarni. Myślę, że gdyby mogła, gdyby zechciała - pisałaby wiersze na pięcioliniach, wiolinowym kluczem wers każdy otwierając. Hajewska-Krzysztofik, Anna Radwan i Paulina Kondrak czytały zdumiewającą muzykę tych fraz ulepionych z liter zamiast nut.
Nie dało się w niedzielę nie pomyśleć o tym zdziwieniu Jorge Luisa Borgesa. "Niektórzy ludzie zupełnie nie czują literatury. Myślą, że skoro utwór literacki sprawia im przyjemność, powinni czegoś w nim się doszukiwać. (...) Ludzie usiłują stworzyć kombinację, wedle której cały tekst pełen byłby ukrytych prawd, przyczyn i symboli. (...) Podejrzewam, że większość ludzi (...) traktuje literaturę jako coś w rodzaju bajek Ezopa, nie sądzi pan? (...) Myślę, że ludzie wszędzie doszukują się morałów".
W niedzielę aktorki czytały tak smakowicie, że nikt nie był w stanie doszukać się niczego. Każdemu musiały wystarczyć same uszy.