Artykuły

Głos z widowni

NA scenie Teatru "Wybrzeże" w Gdańsku wystąpił gościnnie Teatr Dramatyczny z Warszawy przywożąc nad morze sztukę Tadeusza Różewicza "Na czworakach", której premiera odbyła się w Warszawie dwa lata temu. Różewicz należy do twórców znaczących w naszej współczesnej poezji i dramaturgii, każdy jego utwór ogląda się z uwagą, szukając w nim zarówno konsekwencji doświadczeń autorskich, jak i siły nośnej utworu. Nie znaczy to jed­nak wcale, aby - jak to znalazło echo w niektórych recenzjach stołe­cznych traktować zwrot użyty w tytule jako imperatyw i z tej pozy­cji wysnuwać wnioski, opinie i re­fleksje. Wystarcza do tego w zupeł­ności pozycja siedząca. Utwór Różewicza osadzony jest mocno w tradycjach pisarstwa Wit­kacego, Gombrowicza i Mrożka, wzbogacony o doświadczenia współ­czesnego teatru okrucieństwa i to zarówno w treści jak i formie. W porównaniu chociażby z Witkacym - bo mimo wszystko takie porów­nania aż proszą się o zastosowanie - utwór Różewicza na pewno epa­tuje widza świeżością obserwacji. Dramaturgia jest za to wątlejsza i aby ją podeprzeć, autor wprowadza na scenę: gromadkę nagich dziew­czyn, gromadkę dzieci w wieku przedszkolnym, gromadkę milicjantów, gromadkę karawaniarzy. gro­madkę przedstawicieli kapituły or­deru, gromadkę zwiedzających pracownię - sanktuarium pisarza. Poza tym każe bohaterowi pluć, warczeć, kląskać, buczeć, chodzić na czwora­kach, wąchać łono aktorki, fikać ko­ziołki, włazić na szafę, a wreszcie wzlatywać na skrzydłach do nieba, powtarzając znane motywy z "Cudu z Mediolanu", "Fifi-Piórka" i tyluż, tyluż innych filmów... Ale przy tej okazji nie zapomina o modelowaniu postaci. Zadanie to karkołomne i stąd widz, który nie ogląda utworu z pozycji pełnej uwielbienia dla je­go wielkości, zauważa, że oryginal­ność sąsiaduje tu z wtórnością, wiel­ka sztuka z tandetą. Jest to opowieść - jeżeli w ogó­le można w tym awangardowym utworze użyć jeszcze tak staroświec­kiego określenia - o pisarzu, któ­rego sława przerosła jego własne wymiary. Ale jest to opowieść tak bar­dzo aluzyjna, operująca tak bogata symboliką, że szukając do niej klu­cza można stworzyć kilka różnych wersji intelektualnego wyrazu utwo­ru. Słyszałem dwojaką interpretacje stosowania przez autora ulubionych rymów do "zupa" czy "równo" - jedni dopatrywali się w tym zna­czeń transcendentalnych, inni po pro­stu zwykłego słownictwa, zapożyczo­nego z warszawskiego lokalu "SPATiF". Podobnie różnie oceniono pojawienie się gromadki na­gich dziewcząt w ilości, jakiej nie prezentował jeszcze na swych noc­nych występach żaden lokal gastro­nomiczny Wybrzeża w programie estradowym. W roli pisarza, którego pozory wartości przerosły wartość rzeczy­wista w jej konwencjonalnym uję­ciu, a który właśnie dlatego był bar­dziej bliski nam od pisarza na co­kole - wystąpił modny aktor Zbig­niew Zapasiewicz. Określenie "mod­ny" stosowano na przełomie XIX i XX stulecia i Zbigniew Zapasiewicz ma prawo podejrzewać mnie o złoś­liwość. Nie do niego ją jednak kie­ruję. Jest to aktor wybitny - i rzecz nie podlega, moim zdaniem dysku­sji. Ale aktor o bardzo określonym sposobie gry, narzucającym podobną osobowość prezentowanym posta­ciom. Oglądałem go ostatnio w utworach Szekspira, Tuwima i Róże­wicza - na scenie, w filmie, w te­lewizji. Na miły Bóg - nie pogrą­żajcie wielkiego talentu, żądając od niego rozpiętości kreacji, wobec któ­rych nie obroni się nikt. Zapasiewicz był w tej sztuce zna­komity i Różewicz ma mu na pew­no wiele do zawdzięczenia - za utrzymanie tej sztuki (mimo wszyst­ko) w akcji przez 140 minut. W kre­acji postaci było to przedłużenie je­go roli z filmu "Drzwi w murze". Grał właściwie tego samego człowieka, zamieniając konwencję drama­tyczną z filmu, na konwencję tra­gifarsy. Sekundowała mu (co u licha z tym słownictwem krytyki XIX stu­lecia - w której ktoś komuś zaw­sze "sekundował") dzielnie Ryszar­da Hanin. Także wielka aktorka, pilnująca jednak bardziej doboru ról, w których może błysnąć swoim rzeczywistym talentem.

Pudlem-czartem był Józef Nowak, Sitko - Zbigniew Koczanowicz, Racapan - Andrzej Szczepkowski, Dziennikarka - Mirosława Krajew­ska, Hermafrodytem - Tadeusz Bartosik. Poza tym wystąpili - Hen­ryk Czyż, Marek Kondrat, Piotr Skarga. Jarosław Skulski. Ryszard Szczyciński oraz wspomniane na­gie dziewczyny, dzieci itp. Nie sposób oceniać wszystkich ról można tylko powiedzieć, że ich prezentacja musiała utrzymać się w ścisłej zależności od postaci głównej, która nadawała ton, tempo i nastrój. I te zasady zo­stały utrzymane, w czym zasłu­ga zarówno Zbigniewa Zapasiewicza, zespołu jak i reżysera Je­rzego Jarockiego, który dla in­scenizacji całości wybrał chyba najlepszy możliwy wariant.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji