GHELDERODE (fragm.)
Mistrz Hieronimus - opętanie złotem. Wokół zaś tego szaleńczego skąpca krążą drapieżnie namiętności innych: rozpusta, lubieżność, szalbierstwo, zdrada. Powstaje strefa zła i makabry, bez jaśniejszego promyka. Wyzwolone z wnętrz ludzkich monstra tworzą świat straszny i groteskowy. Skąpstwo, podniesione tu do szczytowej potęgi, jest groźne i błazeńskie zarazem. Przeliczać wszystko na pieniądze: dom, żonę, psa na łańcuchu, nawet pustkę i ciszę nocną i wiatr i duszę nieśmiertelną w wieńcu rozlicznych cnót - może tylko maniakalny poeta złota. Portret bohatera tego krwawego i farsowego moralitetu ma barwy prawdy podpatrzonego, pospolitego życia a równocześnie jest tworem bujnej wyobraźni artysty, zasilonej flamandzkim folklorem. Na "Czerwoną magię" patrzymy zrazu jak na dość odległą w klimacie przypowieść o skąpcu, stopniowo zostajemy wciągnięci w wir i kłębowisko teatru świata, który pobudził (przed czterdziestu laty) do życia Michel de Ghelderode, umieszczając akcję utworu "niegdyś we Flandrii". Prawem jest tu namiętność, ostatnią instancją śmierć. A dobro - brakiem, może tęsknotą.
Hieronimusa gra Gołas. Wielki wysiłek aktora i sukces. Rzeczywiście rola dla niego. Jest to skąpiec szalony, z fantazją, ustawicznie podniecony pragnieniem posiadania, które przeżywa jak fizyczną rozkosz. Ciągle w ruchu, podminowany, przemierza szybkim kroczkiem scenę, często biegiem. Jeżeli przysiądzie, to na chwilę, jak ptak w przelocie, jak zwierzę, które na coś poluje, czegoś upatruje. Swoista gestykulacja, wyrazista a nie przesadna mimika. Sprawność techniczna i oryginalność aktorskiej indywidualności. Stwarza dokoła siebie klimat dobrze trafiający w tonację sztuk Ghelderode'a: jest groźny, odrażający, żałosny, śmieszny, błazeński. Skupia uwagę, wypełnia sobą scenę. Małą scenę. Ale dzięki doskonałej dekoracji Jana Kosińskiego, rozbudowanej perspektywą głębi i połączonej organicznie z wąską widownią Sali Prób. Na scenie niby średniowieczna celka, czy dawna kaplica, mensa ołtarza, jakiś krużganek w dali, schodki, wysokie okna, świece, skrzynia na skarby, ciemna tonacja barw - wszystko to współgra z atmosferą sztuki, jest scenograficznym pokrewieństwem z flamandzkim malarstwem i świetnie spełnia swe funkcjonalne zadania. Muzyka Edwarda Pałłasza sugestywnie włączająca się w nastrój realności i zjaw odległej, baśniowej już Flandrii dopełnia w ważki sposób ten konsekwentny stop inscenizacyjny. Umiejętność w łączeniu różnych elementów przedstawienia, współpraca reżysera z aktorami (wszyscy grają dobrze, a wyróżnia się Franciszek Pieczka), przemyślenie całości stylu - to poważne atuty tego wieczoru: "Czerwona magia" nie jest chlebem powszednim dla szerokich rzesz, raczej strawą dla wyrobionego już widza. I w Sali Prób Teatru Dramatycznego znalazła miejsce właściwe i ciekawą realizację.>>>