Juliusz Cezar
Warszawski Teatr Dramatyczny wystawił szekspirowskiego "Juliusza Cezara" w adaptacji tekstu i reżyserii LUDWIKA REN. scenografii JANA KOSIŃSKIEGO i kostiumach ALEGO BUNSCHA.
Ten świetny dramat w całości poświęcony polityce, grze politycznej, walce o władze zagrany został bez przekonania, tak jakby aktorów niewiele obchodziły sytuacje, w jakich się znalazły przedstawione przez nich postacie. Tylko Kasjusz (ZBIGNIEW ZAPASIEWICZ) organizator i jedna z głównych sprężyn spisku przeciwko Cezarowi zdaje się rozumieć, że nie są to obojętne sceny historyczne, czy też drama psychologiczna, lecz rzecz kipiąca sprawami, z których niejedna dałaby się odnieść i do naszej niedawnej przeszłości. Być może, że chłód i bezbarwność tego przedstawienia ma swoje źródła nie tylko w aktorskiej powściągliwości, lecz i w dysproporcji między kameralnym zamysłem reżysera, który zrezygnował ze scen masowych i rozgrywa rzecz na bliskich planach, a chorymi na elephantiasis - przede wszystkim w pierwszym akcie - dekoracjami. Jest tu prawie połowa Colosseum, dwa ciągi monumentalnych schodów, wielkie (nowoczesne??) rzeźby. W scenie bitwy w akcie drugim pojedyncze pary walczących giną na ogromnym pustym wybiegu. Są po prostu niewidoczne. Na tak zaaranżowanej scenie najlepiej wypadłaby opera z dużą ilością chórów i statystów. Niezbyt także udały się kostiumy - ani antyczne, ani renesansowe. Przedstawienie sprawia wrażenie, jakby każdy z jego współtwórców działał na własną rękę bez oglądania się na resztę. Reżyser organizuje spektakl kameralny, scenograf monumentalny; reżyser próbuje niektóre z pytań postawionych przez Szekspira - ot choćby takich jak: wartość subiektywnie dobrych intencji w polityce i przekształcanie się ich we własne przeciwieństwo, czy też: relacje między osobistymi cechami polityka i jego programem - przybliżyć do widowni, którą to oczywiście mogłoby zainteresować. Główni protagoniści grają jednak tak, jakby to był Racine lub Corneille; chłodno i z dystansem. Wydaje się, że dbają przede wszystkim o to, żeby dobrze wypaść w popisowych partiach, bez troski o całość, bez kontaktu z partnerami. Sprawia to dziwne wrażenie, każe myśleć o teatrze solowych popisów, teatrze gwiazdorów sceny, jakiego już w naszym pokoleniu nie ma nigdzie na świecie. Pytania oczywiście rozwiewają się zanim przejdą przez rampę. Trzeba było dobrze słuchać, żeby wyłapać kwestie świadczące o tym, że niejedno w tym utworze dałoby się odnieść do współczesności, że jest to dzieło, w którym wciąż jeszcze pulsuje żywa krew. "Juliusz Cezar" wbrew tytułowi jest dramatem o Brutusie. Ten idealista, przedwczesny republikanin, w imię najpiękniejszych ideałów zdradza Cezara, au tok ratę dążącego do pełni dyktatorskiej władzy. Zamach w dniu Idów Marcowych przynosi jak najgorsze efekty. Wojnę domową, rozprzężenie, klęskę spiskowców, a w końcu zwycięstwo nowego cezara i nowego cezaryzmu. Tak wygląda, najogólniej biorąc, historyczny szkielet wydarzeń. Ale tylko szkielet. Reszta jest gęsta od myśli o roli i znaczeniu subiektywnych intencji jednostki w grze politycznej, o moralności w polityce, o odpowiedzialności polityka przed społeczeństwem, o udziale społeczeństwa w polityce, o bezmyślności tłumu, który daje sobą powodować demagogom i tak dalej, i tak dalej.
W roli Juliusza Cezara zobaczyliśmy MIECZYSŁAWA MILECKIEGO, który chyba zbyt daleko posunął się w pozbawianiu Cezara cech wielkości. Brutusa gra IGNACY GOGOLEWSKI, Marka Antoniusza - GUSTAW HOLOUBEK, Kaska - RYSZARD PIETRUSKI,Treboniusza - BOLESŁAW PŁOTNICKI, Decjusza Brutusa - WITOLD SKARUCH, Cynnę - JÓZEF NOWAK, Flawiusza - TADEUSZ BARTOSIK. O Zapasiewiczu w roli Kasjusza była już mowa. Z ogromnej obsady trzeba jeszcze wymienić JANINĘ TRACZYKÓWNĘ, ładnie grającą Porcję, żonę Brutusa.
APOSTROFA DO PANI EUGENII HERMAN
Wychodząc przed paru tygodniami z Teatru Polskiego po przedstawieniu "Wesołych kumoszek z Windsoru" myślałam przede wszystkim o Pani. O tym, że reżyser Maciej Z. Bordowicz wykazał się godną pochwały intuicją obsadzając Panią w dużej komediowej roli, o tym w końcu, że zagrała Pani rolę pani Chybkiej z ogromnym wdziękiem. Jest Pani prawdziwą ozdobą tego przedstawienia! Przykro mi ogromnie, że to wszystko nie znalazło wyrazu w mojej recenzji z "Kumoszek". Nie ma tu miejsca na to, żeby sprawę do końca wyjaśnić. Proszę mi jednak wierzyć na słowo - to pominięcie jest dla mnie ogromnie przykre. Pięknie się kłaniam
ELŻBIETA ŻMUDZKA