Artykuły

JULIUSZ CEZAR - kameralny

Woźny Matkowski z "Dwóch teatrów" Szaniawskiego wyraźnie lekceważył sobie działalność konkurencyjnej sceny:

"My takiej wielkiej kobyły historycz­nej nie wystawiamy, to prawda - mó­wił o Małym Zwierciadle. - My tłuma­mi nie operujemy, ale co ich tłumy? Krzyczą chleba, chleba albo precz z cesarzem. I w dodatku zawsze mają gołe nogi".

Jeśli się potraktuje dramat Sza­niawskiego jako utwór z kluczem, można twierdzić, że mowa tu o dwóch inscenizacjach Schillera: o "Nieboskiej" i o "Juliuszu Cezarze", gdzie szczególnie efektownie rozwią­zał Schiller sceny zbiorowe. Nawet recenzenci mieli za złe przedstawie­niu tragedii Szekspira, że widowis­kowość przesłoniła wielki dramat polityczny. "Operowania tłumami" nie moż­na zarzucić realizacji "Juliusza Ce­zara" w warszawskim Teatrze Dra­matycznym. Ludwik René celowo ogranicza i wycisza sceny zbiorowe. Cezarowi przydaje nieliczny orszak, w bitwie pod Filippi do walki sta­ją tylko przedstawiciele obu stron. Tłum jest najczęściej milczący, je­go ruch jest wystudiowany, nie ma tu nic z gwałtowności i niecierpli­wości zbiegowiska. Przykład cha­rakterystyczny: w wielkiej scenie nad zwłokami Cezara Brutus i Ma­rek Antoniusz przemawiają z try­buny do Rzymian zgromadzonych na Forum. W spektaklu nie są to mówcy, którzy chcieliby porwać i przekonać tłum zbity tutaj w dwie gromadki po obu stronach wycie­mnionej sceny. To oratorzy, którzy demonstrują kunsztowne przemó­wienia, aktorzy wobec widowni... Tłum nie stanowi więc politycznej siły, napięcia dramatyczne wynikające z jego obecności na scenie są mało wyraziste. O rozwoju akcji de­cyduje myśl i działanie jednostki. Dwie sceny zdają się określać za­łożenia reżyserskie. Pierwsza, po zamordowaniu Cezara, kiedy spis­kowcy pochylają się nad zwłokami tyrana, zastygają w bezruchu, a Kasjusz i Brutus snują refleksje o tej śmierci, która będzie powta­rzać się przez wieki.

"Ilekroć się to zdarzy - stwierdza Kas­jusz - spisek nasz będą zwali związkiem tych, którzy dali ojczyźnie swojej wol­ność!"

I druga scena, finałowa. Odcho­dzą zwycięzcy, na pustej scenie zo­stają zwłoki trzech spiskowców. Po chwili - nagła fala światła, wybu­cha muzyka podniosłym brzmie­niem organów. A więc apoteoza spiskowców, męż­nych i szlachetnych. Taki wniosek można wyciągnąć ze wspomnianych scen. Ale ta myśl nie została wy­raziście zarysowana w całej insce­nizacji. Przedstawienie upraszcza też wie­loznaczność tragedii i bohaterów Szekspira. Przede wszystkim Brutus Ignacego Gogolewskiego: spiskowiec szlachetny, nieskazitelnie uczciwy. Pomimo że kocha Cezara, morduje go, bo wymaga tego dobro republi­ki, bez żadnych zmagań wewnętrz­nych i wątpliwości. A przecież Bru­tusa porównywano z Hamletem! Jego przeciwnik, Cezar, w inter­pretacji Mieczysława Mileckiego jest zmęczony życiem i łagodny. Aż dziwne, dlaczego jego cień zwycię­ża w bitwie pod Filippi, dlaczego sama pamięć o nim działa jak zło­wieszcze fatum.

"Potężny jesteś. Cezarze - mówi prze­cież Brutus nad zwłokami przyjaciół-spiskowców. - Duch twój krąży swo­bodnie i miecze nasze obraca przeciw nam samym".

I to zwycięstwo Cezara jest naj­bardziej fascynującą sprawą w tragedii Szekspira. Wreszcie Gustaw Holoubek tak prowadzi rolę Marka Antoniusza, żeby zjednać dla niego sympatię widowni. Sprytny gracz polityczny, opanowany i wytrawny demagog, imponuje inteligencją i umiejętnoś­cią przekonywania. W scenie suge­stywnej mowy do tłumu tragicznym gestem rozpościera szatę Cezara, po­ciętą i podziurawioną, całą we krwi. Najbardziej przekonująco przeka­zał racje Kasjusza Zbigniew Zapasiewicz. Dzielny wojak, gwałtowny i porywczy, jest rzeczywiście głową spisku. Cezar ma wszelkie podsta­wy, żeby się go obawiać:

"Za dużo myśli; cl są niebezpieczni".

Wrażenia z omawianego spekta­klu - nieklarownego, rozegranego w dziwnie powolnym tempie, zasty­gającego w hieratycznych, klasycyzujących pozach - najprościej ująć w formułę, że poszczególne elemen­ty są tu z zupełnie różnych przed­stawień. Wyobrażam sobie "Juliu­sza Cezara" z taką właśnie reżyse­rią: wydobywającą dramat psycho­logiczny, dramat ludzi uwikłanych w wypadki polityczne, klęskę wyni­kającą ze świadomego wyboru. Wy­obrażam sobie również inne przed­stawienie tragedii Szekspira, roze­grane na tle monumentalnych deko­racji Jana Kosińskiego: z kondygna­cjami schodów, z amfiteatralnymi łukami, antycznymi kolumnami i smukłymi pomnikami o nowoczesnej linii, w brunatnym namiocie roz­postartym na tle nieba rozjaśniają­cego się poranną zorzą czy w pust­ce pola bitwy zalanego czerwoną łuną. Z nowoczesną muzyką Tade­usza Bairda, złowrogo przetaczającą się ponad scenami. Kostiumy i szermierka (po berlińskim "Korio­lanie"!) nie obroniłyby się chyba w żadnym spektaklu. Chłodny ten Szekspir, jakby od­legły od współczesnego widza, cho­ciaż w bardzo uwspółcześnionym przekładzie Jerzego Sity, statyczny i kameralny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji