15 lat z Warszawą i dla Warszawy (nie jubileuszowo o Teatrze Dramatycznym)
Jest taki, jakże potrzebny, dziś już niemal historyczny album rejestrujący kolejne premiery Teatru Dramatycznego z pięciolecia: 1955-1959. Właśnie tam można obejrzeć zdjęcia, projekty dekoracji i kostiumów, sprawdzić czy utrwalić w pamięci listę reżyserów, scenografów, obsad tych spektakli sprzed lat. Nie ma co, czas biegnie - radze nie czynić osobistych porównań i nie sięgać przy okazji do prywatnych archiwów! Na szczęście, aktorom nikt lat nie liczy, choć przecież w naszej pamięci utrwalają się ich wielkie role, znaczące postacie, które wyczarowali przed nami nakazując nam - widzom - przejmować się ich losem, przeżywać ich wzloty i upadki! A tak się właśnie składa, że w tym Teatrze owych "znaczących" ról było wiele, niemało także przedstawień, które zachowały się nie tylko w tradycji czy historii powojennego teatru, ale także w naszej pamięci!
Choćby kształt, a właściwie wizja "Wesela" - inaugurującego działalność Teatru Dramatycznego w dniu 22 lipca 1955 roku na scenie w Pałacu Kultury. (Gwoli ścisłości przypomnieć wypada, że pierwotnie ten teatr nosił nazwę "Teatru Domu Wojska Polskiego"). A więc "Wesele" w scenografii Andrzeja Pronaszki, w reżyserii Maryny Broniewskiej i Jana Świderskiego, za dyrekcji Mariana Mellera. Spektakl z niezapomnianymi rolami Haliny Mikołajskiej (Rachel) i Jana Świderskiego (Poeta). A potem - czy można zapomnieć pełne dramatyzmu sceny z "Tragedii optymistycznej" Wiszniewskiego (z wyrazista postacią Kobiety-komisarza Ryszardy Hanin), czy wreszcie Halinę Mikołajską jako Szen-Te w "Dobrym człowieku z Seczuanu" Brechta, przedstawieniu rozgrywanym na tle olśniewających dekoracji Jana Kosińskiego. Piętnaście lat temu... Jaka szkoda, że następnych pięcioleci nie dokumentuje już żadne wydawnictwo, utrwalające kolejne, wydarzenia teatralne. A zresztą, co wybrać spośród tych 88 premier, które odbyły sic na tej scenie, by uwypuklić wartość tego, co tu się działo, co wspierało nie tylko naszą wyobraźnię i artystyczne doznania, ale także było świadectwem nieustającego rozwodu naszego teatru w minionych, przecież nie tak odległych latach. Dobór pozycji repertuaru w warszawskim Teatrze Dramatycznym był, co oceniają chyba wszyscy, niezwykle staranny, często wybiegający w przyszłość, chciałoby się napisać - prekursorski. Na tej scenie odbyło się 45 prapremier światowych i polskich - może w tym właśnie miejscu należałoby przypomnieć pierwsze wystawienia sztuk Dürrenmatta, czy prapremierę "Kartoteki" Różewicza. Fakt, że na scenie w Pałacu Kultury wystawiano sztuki Ionesco i Frischa. obok wspomnianego już Dürrenmatta, nie przeszkodził przecież temu, że oglądaliśmy tu także "Parady" Potockiego, "Księdza Marka" Słowackiego, czy "Marchołta grubego i sprośnego" Kasprowicza, a także "Letników" Czechowa. "Mądremu biada" Gribojedowa i "Króla Edypa" Sofoklesa, obok "Medei" Eurypidesa i "Księżniczki Turandot" Gozziego. Trudno więc określić kierunek literacki tej sceny, łatwiej ocenić jej ambicje, twórczy niepokój ten właśnie, który skłaniał do poszukiwań artystyczno - repertuarowych i - pewien osobliwy styl prezentowanych tu przedstawień. Pisano i mówiono, że jest to teatr "antywerystyczny, widowiskowy, intelektualny, polityczny"... lub inaczej - "teatr mówiący o kapitalnych sprawach publicznych, a więc politycznych, ale traktowanych w uogólnieniu, w zmetaforyzowanym sposobie". I to właśnie dzięki prezentowanym tu autorom i dzięki - tym wszystkim, którzy ta scenę kierowali i na niej tworzyli swoje teatralne dzieła. A kierowników - drogą porównań z innymi warszawskimi teatrami - ta scena nie miała zbyt wielu; pamiętamy, że obok dyrektora Mariana Mellera przez spory szmat czasu współkierownikami Teatru Dramatycznego byli: Jan Kosiński, Ludwik René i Jan Świderski, a kierownikami literackimi wówczas - Stanisław Marczak - Oborski i Konstanty Puzyna. Kolejnymi dyrektorami zostali: Jan Świderski, Andrzej Szczepkowski i wreszcie sprawujący te funkcje także i w jubileuszowym roku 15-lecia - Jan Bratkowski. Przez ową "piętnastkę" dole i niedole Teatru przeżywali tu, przez cały czas czynnie pracując i niemało tworząc reżyser Ludwik René i scenograf Jan Kosiński. Któż z zespołu aktorskiego? Jest wielu takich, którzy towarzyszyli teatrowi przez owe 15 lat. Wypadałoby może wymienić ich nazwiska, ale wówczas także trzeba by było wspomnieć i o tych, którzy przez tę scenę w sposób znaczący "przeszli", tu właśnie tworząc swe pamiętne role. Było ich, doprawdy, wielu - sięgnijmy raz jeszcze do własnej, zawodnej co prawda czasem, pamięci!
Proszę przypomnieć sobie role Barbary Krafftówny, Gustawa Holoubka, Ignacego Gogolewskiego, Zbigniewa Zapasiewicza, Janiny Traczykówny, wspomnianych już Haliny Mikołajskiej i Jana Świderskiego, czy Danuty Szaflarskiej, Wiesława Gołasa, Katarzyny Łaniewskiej, Józefa Nowaka i tylu, tylu innych, choćby tych, którzy występują w ostatnich, bieżących przedstawieniach tej sceny, takich jak "Hadrian VII". "Życie jest snem", "Kroniki królewskie" ("ten spektakl przekroczył już setkę prezentacji), czy "Król Jan". Oficjalnego jubileuszu nie będzie - kto dziś obchodzi 15-lecie, skoro tyle innych scen świętuje o dziesiątkę lat więcej? Wiadomo jednak, że najbliższa premiera Teatru Dramatycznego będzie "Zemsta" Aleksandra Fredry. W związku z tym kilka pytań do reżysera tego spektaklu, Gustawa Holoubka.
- A więc zbieg okoliczności, czy przypadek, że na podsumowanie piętnastu lat pracy tej sceny "idzie" pozycja z polskiej klasyki?
- Rzeczywiście, tak się złożyło - mówi Gustaw Holoubek - że robię to przedstawienie, którego jednak pod żadnym pozorem nie chce nazywać jubileuszowym. Traktuje to, jako kolejną pracę Teatru moich kolegów i moją, a że nazywa to pani zbiegiem okoliczności, to dowodzi to raczej zręcznej żywotności samego Teatru. Sam pomysł realizacji scenicznej "Zemsty" powstał nie na zamówienie, ani z jakichś przesłanek typu oficjalnego, ani nawet z chęci "zaliczenia" pozycji klasycznej. Raczej chyba ze sprzeciwu wobec ostatnio pojawiających się na naszych scenach inscenizacji tego utworu. Mamy nadzieję (myślę, że taką nadzieje żywi przede wszystkim kierownictwo teatru), że wrócimy tym przedstawieniem w jakiś sposób (na ile potrafimy!) do tradycji Fredrowskiego teatru. Chciałbym w tym miejscu od razu się zastrzec, że nie mamy już dziś prawie żadnej wiedzy na temat, jak wygląda tradycyjny Fredro - chcemy przeto odnieść się do jego tekstu tak, jak to potrafimy najlepiej. A więc, biorąc pod uwagę wszystko, co zawiera sama "Zemsta".
- Jakoś utarło się w naszym mniemaniu, że na tej scenie gości przede wszystkim współczesność. A teraz właśnie Fredro?
- Nie jestem pewien, czy ten teatr zajmuje się tylko współczesnością, lub czy ma na ten temat wyłączność. Jestem natomiast pewien, że każde przedstawienie, które tu zostało zrealizowane i uznane za "dobre", tym samym powinno być uznane za współczesne. I chyba tak zresztą było!
Czekamy zatem na ową niejubileuszową "Zemstę", która jak już informowaliśmy, czeka nas 27 listopada w znakomitej aktorskiej obsadzie: z Janem Świderskim, Gustawem Holoubkiem, Katarzyną Łaniewską Wiesławem Gołasem i wieloma innym znakomitościami!