Polski teatr za Oceanem. Nie wolno zmarnować szansy. Rozmowa z Gustawem Holoubkiem
- Minęło już sporo czasu od powrotu Teatru Dramatycznego z USA, temat jest jednak wciąż aktualny; co urobić, by nie zmarnować szansy? Myślę tu o szansie prezentacji teatru polskiego na drugiej półkuli. I druga sprawa wciąż żywa; z czym wyruszać za Ocean by zaspokoić potrzeby i nadzieje Polonii?
- Rzeczywiście, trzeba obalić kilka mitów i wiele nieporozumień. Pierwszy generalny wniosek: dotąd, jadać do USA. przygotowywaliśmy tzw. imprezy dla Polonii w przekonaniu, że będziemy mieli do czynienia z widzem nieprzygotowanym, niewyrobionym, łaknącym jedynie rozrywki. Nasze niesprawdzone pojęcie o Polonii i nam, jadącym ze spektaklem "Zemsty", nakazywało o tym pamiętać. Jechaliśmy przeto z dużym niepokojem. Tymczasem - prócz pełnych sal, entuzjastycznego przyjęcia, spotkaliśmy się z rozgoryczeniem. Tak, z rozgoryczeniem, płynącym stąd, że dotąd Polonia nie oglądała teatru. Oczywiście, mówiąc Polonia, wiemy, iż nie jest to społeczność spójna, iż wywodzi się z różnych kręgów kulturowych, ci jednak, którzy przychodzili na "Zemstę" nie bywali na naszych polskich estradowych składankach. To już o czymś mówi, skoro tych ludzi były tysiące.
- Przyjęcie "Zemsty" było znakomite - czy to dowód artystycznego wyrobienia tych widzów, czy jedynie wzruszenia?
- Oczywiście, działa tu i wzruszenie, i fakt że jest to Fredro, ale oni doprawdy oceniali wartości artystyczne przedstawienia. Dyskutowano o aktorach, porównywano oglądane interpretacje. Nie można także zapominać, iż Polska to nie koniec świata. Przedstawiciele Polonii odwiedzają nasz Teatr, po prostu nas znają. A także mają kontakt z Polską poprzez prasą.
- Mówimy tu tylko o Polonii, ale - "Zemsta" miała znacznie szerszy oddźwięk...
- Wydaje mi się, że ta droga odbyta przez "Zemstę" rzeczywiście ujawniła możliwości teatru polskiego na amerykańskim rynku. Oczywiście nie dlatego, że - jak niektórzy sądzą - nie ma teatru w USA. Jest. Na Broadwayu na przykład króluje znakomity gatunek widowiska w swojej wersji niedościgły, o niewiarygodnej sprawności technicznej, przywiązany perfekcyjnie do tego, co nazywamy realizmem. Są także teatry i teatrzyki przy uniwersytetach, niektóre bardzo interesujące, które zresztą utrzymują żywy kontakt z teatrami europejskimi. Wiedzą, co się dzieje w teatrze w ogóle, także w naszym, polskim teatrze. Jeżeli powiem, iż często spotykałem ludzi zafascynowanych naszym teatralnym dorobkiem - nie będzie w tym przesady. Rzecz jasna, wymiana, wyjazd, czy występy naszego teatru w USA, to trudny problem organizacyjny. U nas menadżerem takiej podróży jest państwo, tam - ludzie, którzy nie tylko interesują się teatrem, ale muszą mieć na to pieniądze. Odbyliśmy dużo rozmów, mam nadzieję, iż może dojdzie do jakiegoś oficjalnego porozumienia i - odbędzie się wizyta polskiego teatru,wizyta składana publiczności amerykańskiej. Pamiętać trzeba, że przed "Zemstą" występował w USA Teatr Jerzego Grotowskiego i Teatr Studio Józefa Szajny, pozostawiając po sobie znakomite opinie. To właśnie artystyczny poziom polskiego teatru jest rękojmią powodzenia, a także zainteresowania widzów i krytyki. Jak się wydaje, mamy eksportowy "towar", chodzi więc o to, by nie zaprzepaścić szansy. A jest ona doprawdy ogromna, bo ogromne jest zainteresowanie polskim teatrem. I dlatego - już na zakończenie - chciałbym powiedzieć o tym, że trzeba zrewidować pojęcie impresariatów. Doceniając ludzi, którzy chcieli dużo zrobić, ale nie zawsze potrafili, lub nie było ich stać, bądź też źle oceniali sytuacje - trzeba pomyśleć o takich formach impresariatu, które by gwarantowały jakość polskich występów w USA. Jakość także organizacyjną - myślę tu o oprawie, salach, propagandzie, a także wyborze tego, z czym jeździmy. Jeżeli chodzi a teatr, ale musi to być Fredro, możemy w moim najgłębszym przekonaniu jechać także z Szekspirem.
Rozmawiała: MK.
PS. W jesieni Teatr Dramatyczny występował z okazji "Dni Polskich" w Hamburgu. Dopiero teraz przyszły recenzje z dwóch prezentowanych przedstawień: "Na czworakach" Różewicza i "Ślubu" Gombrowicza. Są znakomite, niektóre entuzjastyczne. "Hamburger Abendblatt" pisze o "niepowtarzalnej okazji dla wszystkich, którzy kochają teatr", bo to, co można było oglądać na scenie... "jest czystym teatrem w jego najlepszej formie, niepowtarzalnym połączeniem żartu, szoku, poezji i piękną, wolnym teatrem związanym jedynie, aż po najdrobniejszy szczegół, ruchem reżysera".
"Die Welt" swoja recenzję tytułuje: "Grzmiący aplauz dla "Ślubu" i "Na czworakach" pisząc, iż takich owacji dawno w teatrze nie było. Horst Ziermann kończy swoją recenzję stwierdzeniem: "Będzie nam na pewno długo brakowało takich aktorów i takiego zespołu, w którym nie pia miejsca na półśrodki".
Pochwały dla aktorów Jerzego Jarockiego za reżyserię obu spektakli, podziw dla kształtu artystycznego polskiego teatru - taki jest ton tych omówień. Poświadcza on raz jeszcze tę prawdę, która głosi, iż jest czas artystycznej ofensywy naszego teatru. (mk)