Komedia omyłek
Teatr Ziemi Mazowieckiej ma dwadzieścia lat. Okazja jubileuszowa skłania do ciepłych słów o jego wytrwałej pracy, zadokumentowanej 125 premierami. Pracy jakże trudnej w warunkach objazdu, ciężkich nie tylko w początkach, kiedy teatr rezydował na barce wiślanej, ale też potem i i teraz, kiedy ma stałą siedzibę na Pradze wędrując równocześnie po Mazowszu. W dniu rocznicowym trzeba przypomnieć zasługi Wandy Wróblewskiej, której długoletnie kierownictwo tym teatrem stworzyło podwaliny jego działalności. Obecnie dyrektor Andrzej Ziębiński stara się, by akcji objazdowej nadać sensowne i przede wszystkim skuteczne kulturalnie wymiary, a ze sceny tej uczynić teatr nie tylko Mazowsza ale i stolicy. Jubileuszowa premiera "Komedii omyłek" Szekspira może o tym świadczyć. I ambitny wybór pozycji klasycznej, i ogromny - jak na tę skromną scenę - nakład środków, aby całość wypadła z rozmachem, okazale, i staranność w opracowaniu wszystkich szczegółów, i godny uznania wysiłek zespołu aktorskiego. Tak, to jest przedstawienie pod tym względem z prawdziwego zdarzenia. Tyle jubileuszowych ocen szczerych i dalekich od lekceważącego poklepywania zdawkowymi pochwałami.
Niemniej trudno nie stwierdzić - nawet w dniach jubileuszu - że cały ten, z należnym szacunkiem oceniony ogrom pracy w realizacji "Komedii omyłek" poszedł w kierunku niewłaściwym. Inscenizacja jest dziełem Zofii Wierchowicz (jej również reżyseria i scenografia) wespół z Andrzejem Lisem, który też widnieje w programie jako autor dość zagadkowo określonej "polskiej wersji tekstu". Zofia Wierchowicz jak kilku innych jej kolegów, przeszła od scenografii do reżyserowania w teatrze. W scenografii ma wybitne osiągnięcia. Jej uniwersalna dekoracja do grania Szekspira, przejrzysta i funkcjonalna dobrze sprawdziła się w wielu jego dramatach na wielu scenach polskich. Narzucała też pewne układy reżyserskie.
W "Komedii omyłek" pozostało z niej tylko dalekie echo w postaci dwojga drzwi na wprost do domostwa i górnej galerii nad nimi. Poza tym mała scena, którą pogłębiły workowy firmament i takież ściany wychodzące w widownię, została zatłoczona do niemożliwości. Przedstawienie odbywa się na podwórzu czynszowej kamienicy, nędznym i ponurym. Podwórkowi artyści produkują się żałosnymi występami przy wtórze smutnej muzyki. Wśród tych intermediów o nadmiernej obfitości toczy się akcja i nie bardzo wiadomo, czy jako dalszy ciąg teatru podwórkowego, czy jako dzieje mieszkańców tych domów i tego miasta.
Młodzieńcza komedia Szekspira jest beztroską farsą opartą na bardzo starym i setki razy wykorzystywanym motywie podobieństwa bliźniąt. Tu motyw ten jest podwojony; dwaj panowie bliźniacy i dwaj ich słudzy bliźniacy. W dodatku o tych samych imionach. Wynika z tego mnóstwo zabawnych nieporozumień, które nakładają się na siebie w zawrotnym tempie tak, że widzowi trudno połapać się w tym wszystkim. Trzeba to tylko pokazać na scenie w jakiejś umownej konwencji komediowej, w której śmiech pokrywałby wszystkie nieprawdopodobieństwa.
W Teatrze Ziemi Mazowieckiej potraktowano tekst na serio i na smutno, z celebracją i życiowym realizmem. Zapanowała martwota, której nie zdołali poruszyć utalentowani aktorzy: Andrzej Prus i Krzysztof Machowski - dwaj panowie, Bronisław Surmiak i Andrzej Wiśniewski - dwaj słudzy i Anna Łopatowska - temperamentna Adriana. Martwoty tej nie ożywiły też - wbrew zamierzeniom inscenizatorów - nagromadzone w komplecie, przytłaczające wszystko, efekty i wstawki teatralne. Śpiew, taniec, pantomima, orkiestra na scenie sztuczki prestidigitatorskie, wyciskanie wody, żywe gołębie, króliki, świnki morskie, słoma, jabłka, kartofle, kapusta, sypanie ziarnem, szatańska maska kurtyzany, ogień, swąd, dym. I deszcz. Wszystko bez związku z tekstem Szekspira, byle było weselej.
"Komedia omyłek" - tytuł sztuki można by zastosować raczej do inscenizacji w tym przedstawieniu.