Artykuły

Zachwyt z zastrzeżeniem

Teatr Ziemi Mazowieckiej, stworzony w roku 1956 przez Wandę Wróblewską, Mieczysława Marszyckiego i Krystynę Berwińską i kierowany przez nich przez lat 13, potem lat 6 przez Aleksan­dra Sewruka, obecnie zaś przez An­drzeja Ziębińskiego, wystawił na swoje dwudziestolecie istnienia barwne, pełne uroku widowisko Zofii Wierchowicz i Andrzeja Lisa, osnute na "Komedii omyłek" Szekspira.

Rzecz została ujęta w inscenizacyjny cudzysłów. Na podwórku jakiejś mieściny, tyle nawiązującej do umownego Efezu, czy historycznego Stratfordu, co do miasteczka w środkowej Europie sprzed I wojny światowej, dzieją się przezabawne perypetie wynikające z łudzącego podobieństwa bliźniaków których niegdyś los rozłączył, a teraz ze sobą spotyka. Andrzej Prus i Krzy­sztof Machowski, grający tych bliźniaków podkreślają konwencję teatralną przez noszenie identycznych ubiorów jakby byli odbiciami w lustrze. To sa­mo czynią Bronisław Surmiak i An­drzej Wiszniewski jako ich słudzy. To­też Adrianna, w miłej interpretacji An­ny Łopatowskiej, nie może połapać się czy obiaduje z własnym mężem, czy jego sobowtórem i kto ją zdradza? Tak samo kurtyzana, grana efektownie przez Danielę Makulską, nie wie kto jej obiecał złoty łańcuch, a kto zabrał pierścień. Pomyłek, nieporozumień i rejwachu jest co niemiara. Sceny akro­batyczne, pantomimowe przeplatają się z mówionymi, zaś ramowe postacie widowiska: cyrkówka grana przez Zofię Streer, iluzjonista grany przez Klemen­sa Mielczarka i bezimienna postać ta­neczna przenoszą nas w dziedzinę jak­by snu, jakby sugestywnej ułudy. W rezultacie mamy widowisko teatralne jak się patrzy. Zofia Wierchowicz, któ­rej scenograficzny talent tak cenimy, dowiodła, że potrafi być również twórcza w reżyserii.

Pozostaje otwarta tylko jedna spra­wa. Przedstawienie jest niewątpliwie oparte na dziele Szekspira, choć po­dobny temat wielu autorów rozwijało przed nim i po nim w rożny sposób. Szekspir także czerpał częściowo pomysł z Plauta, czego śladem są imio­na postaci, ale tak go rozwinął, że na­dał tekstowi swoje piętno i zafirmował własnym nazwiskiem. Plaut także sięgał do Greków, ale przekształcał ich wątki stylowo nie do poznaki. To by usprawiedliwiało dowolności translatorskie Lisa, gdyby...

Gdyby ówże Lis, autor "polskiej wer­sji tekstu", jak to się podaje w pro­gramie, zdecydował się albo na firmo­wanie rzeczy własnym autorstwem (oczywista z dodatkiem "według Szek­spira" żeby nie być posądzonym o ci­chy plagiat), albo zostawiając atrak­cyjnego dla teatru Szekspira na pierw­szym miejscu afisza jako autora, po­traktował rzecz jako adaptację służą­cą konkretnej inscenizacji. "Polska wer­sja tekstu" brzmi za szumnie. Wyglą­da jakby translator swoją robotę trak­tował jako rzecz równorzędną prze­kładowi. Tymczasem to, co zrobił, jest czymś znacznie mniej cennym niż wła­ściwy przekład. Jest brykiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji