Artykuły

Fredro, mocium panie!

"ZEMSTA" Fredry jest, jak wie­my z programu 88 premierą Teatru Dramatycznego m. st. Warszawy, który właśnie obchodzi jubileusz swego 15-lecia. Trudno o godniejsze uczczenie jubileuszu niż wybór tej właśnie sztuki. To prawdziwa uczta dla warszawskich widzów.

Inscenizacja i reżyseria "Zemsty" i przechodziły w ciągu 140 lat rozmaite próby odczytanie tekstu i wystawienia na scenie, a śmiało można powiedzieć, że każda z tych prób stanowi niejako odbicie swojej epoki. "Zemstę" znamy ze szkoły wszyscy, niektórzy prawie na pamięć. Struktura dramatyczna utworu dzisiejszym i widzom wydaje się prościutka - a może nawet nazbyt uproszczona, naiwna - i powiedzmy sobie szczerze, trochę nudnawa. Ale zapominać nie wolno, cóż to za ożywcze źródło radości z czystego, klarownego języka, jakiż to wspaniały pomnik sarmackiej polskości!

Scenograf Andrzej Cybulski bezbłędnie wczuł się w ducha tej komedii: wspaniała dekoracja ze starym zameczkiem i na wpół rozwalonym murkiem granicznym od razu wprowadza w atmosferę sporu jakże prawdziwych szlachciców, którzy łączą w sobie nieprzejednany upór z wygórowanymi ambicjami i z pasja pieniactwa. Jan Świderski w roli Cześnika, krewkiego i zaciekłego [szlachcica, przez cały spektakl utrzymuje ekspresję w najwyższej tonacji, nie bez racji nazywa go Papkin "wulkanem". Ale ileż cieniowania w tej pełnej temperamentu roli, ileż finezji w kształcie każdego słowa padającego ze sceny! Raz jeszcze dowiódł Świderski bogactwa swych możliwości w szerokim zakresie emploi artystycznego.

Na teatrze stary Fredro znał się doskonale i postaci sceniczne budował tak, że wystarczyłoby reżyserowi iść ściśle za jego wskazówkami, by osiągnąć godne uwagi rezultaty. Gustaw Holoubek, reżyserujący "Zemstę", poszedł po nieco innej li­nii, niż ta, jaka wynikałaby z całko­witej wierności wobec tekstu i dida­skaliów. Grając role Rejenta utrzy­mał ją w ramach nieco zacieśnio­nych: zbyt wyraźnie uzewnętrzniał swoje uczucia, był porywczy, impetyk - ale brakło mu faryzeuszowskiego uśmiechu, zjadliwości, przyciszonej chytrości pod maską obłudy, i niezu­pełnie odpowiadał obrazowi, jakim odmalował go Cześnik: ...Milczek słodki, cichy, z kornym licem, ale z diabłem w duszy...".

Wiesław Gołas ma idealne warunki do odtworzenia roli Papkina. Może jednak zanadto przechylał się w stronę błazenady, tak jakby nie pamiętał, że autor kazał mu być nie tylko blagierem, tchórzem, ale i bawidamkiem, umiejącym czarować piękne panie. Wszyscy, którzy znają Wiesława Gołasa z kabaretu, filmu i telewizji wiedzą, że sama natura wyposażyła go w urok osobisty i w umiejętności wokalne, pełne niepodrabianego wdzięku. Tych swoich atutów Gołas nie wykorzystał w peł­ni. Mimo owych drobnych zastrzeżeń trzeba przyznać, że jest świetnym Papkinem.

Czesław Kalinowski niełatwe miał zadanie, dźwigając rolę Dyndalskiego, jaką odziedziczył po niezapomnia­nym Ludwiku Solskim. Powiedzieć o nim można krótko: z tego trudnego zadania wywiązał się bez zarzutu. Role kobiece zostały odegrane z gracją i w duchu epoki. Można mieć leciutką pretensję do Katarzyny Łaniewskiej, że jako Podstolina nie wykorzystała wszystkich możliwości, aby wykazać w pełni spryt i zalotność tej osóbki. Małgorzata Niemirska umiejętnie oddała naiwność i prostotę młodziutkiej Klary, której dzielnie sekundował Olgierd Łuka­szewicz w roli Wacława - aktor, tak doskonale sprawdzający się na ekranie. Jego szlachetna miłość i temperament brzmiały ze sceny przekonująco i prawdziwie. Bardzo bobrze spisali się również- Janusz Ziejewski jako Śmigalski, Stanisław Gawlik ja­ko Perełką oraz Jarosław Skulski i Maciej Damięcki jako murarze. W sumie: "Zemście", nie tylko ze względu na Fredrę. ale i na wspaniałą obsadę, wróżyć można długotrwale powodzenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji