Artykuły

Troje na huśtawce

"Pełnia szczęścia" Charlesa den Texa i Petera de Baana w reż. Adama Orzechowskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Pełnia szczęścia" na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże co prawda nie jest wydarzeniem artystycznym, ale to kawał dobrze wykonanego teatralnego rzemiosła, które może podobać się widzom.

Wybrzeże pod kierownictwem dyrektora Adama Orzechowskiego od wielu sezonów konsekwentnie buduje swoją pozycję w kategorii "teatr środka", wybierając do repertuaru tytuły w miarę bezpieczne, o nieprzesadnym stopniu trudności, sprawnie zrealizowane, które są w stanie zadowolić gusta mieszczańskiego Trójmiasta.

Kolejnym krokiem w tym kierunku jest piątkowa premiera (a właściwie polska prapremiera, bo tekst holenderskiego duetu: Charles den Tex i Peter de Baan został wystawiony w Polsce po raz pierwszy) obyczajowego dramatu "Pełnia szczęścia", przetłumaczonego przez Małgorzatę Semil.

Ona, on i ta trzecia

"Pełnia szczęścia" to przewrotna historia trójkąta: ona, on i ta trzecia, portretująca współczesne środowisko yuppies. Ona (w roli Ellen Małgorzata Brajner) to wzięta prawniczka po czterdziestce, która wspólnie z mężem (Marek Tynda jako Tom - właściciel potężnej międzynarodowej firmy) konsumują życiowy sukces. Skoncentrowani na sobie żyją wygodnie i bez większych trosk. Ale choć są razem od 20 lat, wiedzą o sobie niewiele. Tylko wydaje im się, że się znają. Skupieni na codziennych rytuałach i wzajemnych uprzejmościach nie zauważyli, że nigdy nie byli wobec siebie naprawdę szczerzy. Nawet w sprawach tak fundamentalnych, jak rodzina.

Ta trzecia (Sylwia Góra-Weber jako 38-letnia Mara, wzięta finansistka) jest przyjaciółką Ellen, której samo konsumowanie sukcesu już nie wystarcza, bo zaczyna myśleć o dziecku. Nie potrzebuje męża ani partnera, marzy tylko o dziecku, ale do tego potrzebny jest dawca dobrego materiału genetycznego. Ktoś taki jak Tom.

Efekt świeżości?

Historia tego trójkąta do pewnego momentu jest przewidywalna, ale kiedy widzowi wydaje się, że ma komfort jasności sytuacji, następuje nieoczekiwany zwrot akcji. To zasługa dobrego i sprawnie przetłumaczonego tekstu. A także efektu świeżości tekstu dotąd w Polsce nie wystawianego.

Słowa "świeżość" nie można jednak odnieść do warstwy inscenizacyjnej - "Pełnia szczęścia" jest zrealizowana tradycyjnie, "po bożemu", reżyser Adam Orzechowski postawił na klasyczny teatr nastawiony na psychologię postaci. Niespecjalnie pogłębioną, trzeba przyznać. Jego postaci są egzemplifikacją określonych ról - każdy z bohaterów ma zadanie do spełnienia. Również pod względem aktorskim przedstawienie jest poprawne, żadna z ról szczególnie nie wybija się ponad przeciętność, choć trzeba przyznać, że wykonawcom udaje się trzymać w napięciu uwagę widza aż do finału. Gdybym miała pochwalić któregoś z aktorów, skomplementowałabym Sylwię Górę-Weber. Ale też miała ułatwione zadanie, bo jej postać została najciekawiej nakreślona.

Klasyczną narrację Adam Orzechowski ciekawie przełamał minimalistyczną muzyką Filipa Kanieckiego i wstawkami obnażającymi teatralne szwy, w których bohaterowie na oczach widzów przy pomocy garderobianych zmieniają kostiumy, a ekipa techniczna elementy skądinąd miłej dla oka scenografii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji