Wciąż inny, stale ten sam
"Mając 60 lat człowiek chyba dopiero zaczyna coś rozumieć z muzyki" - powiedział ostatnio Krzysztof Penderecki. Ten dystans do własnej wcześniejszej twórczości jest dla niego charakterystyczny: wiele razy dokonywał zwrotów, przewartościowań, wolt. Trudno się domyślić słuchając np. Koncertu fletowego po "Trenie pamięci ofiar Hiroszimy", że oba dzieła wyszły spod jednego pióra. Wydawałoby się, iż istniało kilku Pendereckich - a jednak jest między nimi wiecej podobieństw niż różnic.
Najpierw chciał burzyć zastany porządek, by budować coś nowego. W latach 60., a nawet jeszcze na początku lat 70. na każdy jego utwór czekało się jak na sensacyjną nowinę: jaki efekt znowu wymyśli? Granie na instrumentach smyczkowych za podstawkiem, uderzanie w ich pudła palcami, arkusze blachy, kawały szkła, piły, okaryny, muszle... Czyste akordy w tym kontekście brzmiały równie obrazoburczo.
Od czasu Pasji wg św. Łukasza śledziło się też kolejne zmagania z wielkimi tematami religijnymi: Dies irae, Jutrznia, Magnificat.. Katedra Św. Jana czy sala Filharmonii Narodowej przepełniały się tłumami. Penderecki od początku był legendą; błyskawiczny sukces zagraniczny przydawał mu jeszcze więcej blasku.
Kiedy w 1979 obejrzeliśmy "Raj utracony" - konsternacja. Czy ta jawna dziewiętnastowieczność to kolejny przewrotny chwyt? Czy też odwrót, zdrada ideałów awangardy? Jakoś zapomnieliśmy, że zaczątki tego stylu, który zapanował nad dziełem Pendereckiego aż do "Polskiego Requiem", można było usłyszeć już w Pasji, a skłonność do podejmowania wielkich, także biblijnych tematów kompozytor przejawiał już w młodzieńczych "Strofach" czy "Psalmach Dawida".
Z kolei "Ubu król" (1990-91) to - wydawałoby się - zwrot bardzo poważnego kompozytora ku humorowi i grotesce. Ale w istocie słyszeliśmy groteskę już we fragmentach "Diabłów z Loudun", a humor - w scenie nazywania zwierząt w "Raju".
"Najnowszy" Penderecki myśli o zredukowaniu środków. Już nie potrzebuje wielkich mas orkiestrowych i chóralnych, żeby się wypowiedzieć. Wystarcza mu, jak mówi, obcowanie z trzema instrumentalni. Słucha utworów kameralnych Schuberta, uważając je za niedościgniony ideał. Nawet operę (prawdopodobnie będzie to "Fedra" wg Racine'a) planuje kameralną, a uprzednie projekty Oratorium na Boże Narodzenie przekształciły się w pomysł na... jasełka.
Wigilia Bożego Narodzenia - to moment, w którym Krzysztof Penderecki co roku robi bilans. Co roku o tej porze siada do nowego utworu. Czy w Wigilię po 60-leciu zacznie się nowy Penderecki? Może w pewnym stopniu. Może będzie trochę inny. Ale również ten sam.