Tadeusza Różewicza dramaturgia zaangażowana (fragm.)
>>> POETA "WYINTERPRETOWANY"
Łatwo go "wyinterpretować" z dyskusji za pomocą pozornej głębi, filozofii na poziomie rodzinki z "Grupy Laokoona". Taki na przykład "Śmieszny staruszek". Nie musi być ani śmieszny, ani stary. Reżyser nie musi trzymać się ściśle jego tekstu, ale musi umieć logicznie myśleć. Otrzymuje podarek kłopotliwy jak kryształowy wazon. Nie wszyscy wiedzą, co z nim zrobić. "Przyrost naturalny" kończy się tą samą sceną, którą się zaczął. Dwoje młodych ocalonych z kataklizmu zaczyna flirt. Jak przed katastrofą. O co chodzi? Ludzkość jest niezniszczalna, śmierć musi ustąpić życiu? Ludzkość jest bezmyślna - popełnia te same błędy w dążeniu do tej samej katastrofy? Człowiek częścią natury - dominująca rola biologii? Człowiek jest niszczony, żeby mógł się odrodzić lepszy? Ten powracający w zakończeniu motyw ma wiele znaczeń, choć każde z nich jest w jakiś sposób truizmem. Można nawet bredzić o uroku miłości, która zakwitnie na gruzach, i to też będzie logiczne. Ale nie będzie logiczne przeszczepianie tego zakończenia na pierwszą lepszą sztukę Różewicza. Na przykład na "Śmiesznego staruszka".
Reżyser Piotr Piaskowski na małej scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie systematycznie znęca się nad poetami. Zdołał mi swoim wystawieniem "Babci i wnuczka" zasugerować, że Gałczyński, jego poezja i jego dowcip zestarzały się tak kompletnie, że już nie ma po co do nich wracać. W jakiś czas później Olga Lipińska w telewizji udowodniła coś wręcz przeciwnego. Nie pozostało więc nic innego tylko poczytać mistrza. Okazał się nie tylko strawny, czasem nawet nowoczesny. Od tej pory nie wierzę panu Piaskowskiemu. Nie uwierzyłam więc, kiedy usiłował przy pomocy "Śmiesznego staruszka" przekonać nas, widzów, że Tadeusz Różewicz to poeta pozornej głębi, w gruncie rzeczy trochę kabotyn, który lubi epatować dość tandetną filozofią na przemian z lubieżnostkami, widzianymi oczywiście "z dystansu". "Śmieszny staruszek" takie nie jest sztuką - jest tworzywem teatralnym. Wolno inscenizatorowi robić z nim wszystko, co chce. Pod warunkiem, żeby chciał w swojej koncepcji wziąć pod uwagę autora. Spowiedź, kontrolowana spowiedź niedużego człowieczka, który w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że "nigdy już nie będzie Napoleonem", jest osią dramatu. Wokół niej kręci się "akcja". W "akcji" reżyser pokazał nam łamanie osobowości "staruszka". Ale z autorskiego tekstu nie wynika, żeby "staruszek" miał jakąkolwiek osobowość. Łamią mu tę osobowość dwaj pielęgniarze, którzy od jakiegoś czasu stali się na naszych scenach chętnie używanym symbolem brutalnej siły i przemocy. Złamawszy staruszka, gotowi są zabrać się do następnego i reżyser nie odmawia im tej przyjemności. Wprowadza na scenę następnego pana w sile wieku, który też kiedyś zrozumiał, że "nigdy już nic będzie Napoleonem". Pan mówi ten sam tekst, którym poprzednik jego zaczynał sztukę. Ta "powracająca fala" kończy spektakl. O co tu chodzi? Trudno, taki mam brzydki stosunek do twórczości Różewicza, że muszę pytać: o co chodzi? Poeta szuka dla teatru nowej formy i treści. Sprzężonych i nierozłącznych. Stać go na to sprzężenie. Pytanie "O co chodzi?" jest nieco zbliżone do pytania "Co autor chciał przez to powiedzieć?", ale jest pytaniem przyzwoitym, bo nie grzebie w duszy autora. A więc o co chodzi? Wiem, dlaczego w "Przyroście" powraca motyw początkowy i będzie powracał nie zmieniony bez względu na to, ile razy powtórzylibyśmy kulminacyjny moment "eksplozji" i jakimi drogami byśmy do niego doszli. Nie wiem natomiast, dlaczego reżyser ten model zakończenia przeflancował do "Staruszka". O co chodzi reżyserowi? Czy o to, że wszyscy ulegamy brutalnym pielęgniarzom? Złamali "staruszka", teraz wezmą się za następnego, potem za jeszcze następnego itd. Może się i wezmą! A więc przeniesienie tego łamania na całą ludzkość? Uogólnienie? Głębia? Metafora? Zaraz, zaraz, kto wymyślił to łamanie? Autor? Nic podobnego. Reżyser, który zbudował obok całkiem inną sztukę, ożenił ją ze sztuką Różewicza i tę hybrydę, czyli kundla, nam pokazał. Czy tak wolno? Pewnie wolno. Przecież autor daje taki "luz" na wyobraźnie.<<<