Artykuły

Noc Listopadowa

Znamy tę noc z historii, z opowieści, z literatury, z teatru. Niemal każda jej chwila została utrwalona w naszej pamięci przez tradycję. Obecna wielka inscenizacja "No­cy Listopadowej" w Teatrze Pol­skim porywa przede wszystkim nowym kształtem scenicznej wizji, rozmachem i wreszcie współ­czesną emocjonalnością, która bije ze sceny. Od dawna podejrze­wam, że w Wyspiańskim kryją się, jeszcze nie odkryta w pełni nowa inspiracja dla współczesne­go teatru, której realizacja daje niejednokrotnie zaskakujące re­zultaty. Na szczęście coraz śmie­lej i coraz lepiej adaptujemy Wyspiańskiego dla współczesnego widza.

Co nowego wnosi obecna insce­nizacja Kazimierza Dejmka i Andrzeja Stopki? Wydaje mi się, że inscenizatorzy potrafili nawią­zać do współczesnej wrażliwości widowni, gdyż dokonali jakiegoś oczyszczenia z tradycjonalizmu. Argumentacja artystyczna Dejm­ka znajduje jakąś klasyczną kla­rowność, dąży do wyrażania myś­li przewodniej w formie surowe­go rapsodu, odrzucając wiele z sentymentalnej tradycji jaka na­rosła wokół "Nocy Listopadowej" od czasów jej prapremiery kra­kowskiej w 1908 roku.

Dejmek brutalnie odrzuca wszelkie sentymentalizmy belwedersko-łazienkowskie, którymi raczono nas przez wiele lat. Sce­ny belwederskie zyskały na syntetyczności, grane na kotarach i stopniach zagrały nowym świa­tłem, ukazały inne napięcia, peł­ne grozy, szyderstwa zawiedzio­nych ambicji Konstantego, kiedy zapłonęła łuna na Solcu, a w łazienkowskim parku błysnęły bagnety podchorążych Wysockie­go.

Podoba mi się Wielki Książę Konstanty w interpretacji Stani­sława Jasiukiewicza, który stojąc nad trupem generała Gendre szyderstwem żegna swe nadzieje na walkę z bratem-carem o sa­modzielną koronę polską. Kon­stanty z goryczą wypomina mło­dym zapaleńcom brak myśli po­litycznej, a przy tym nie przeja­wia zbytniej trwogi o własne ży­cie w chwili, kiedy i jego naj­skrytsze plany legły w gruzach.

W inscenizacji Dejmka, rów­nież wśród trupów podchorążych, staje jak widmo drugi niedoszły król Polski książę Adam Czarto­ryski. Jest jakaś świadoma więź między tymi dwoma postaciami inscenizacji. Dejmek usiłuje, w zgodnie zresztą z intencjami Wyspiańskiego, przeciwstawić ich argumentom młodych straceńców. Innym, niewątpliwie nowator­stwem twórczym, jest więź, jaką Dejmek odnajduje między wyda­rzeniami tej jednej naszej pol­skiej nocy listopadowej, a świa­tem antycznym. Stwarza on ja­kąś nową więź między Pallas Ateną a Wysockim. Najwypuklej widać to we wspaniałej scenie w "Teatrze Rozmaitości".

Wydaje mi się, że ten świat antyczny uzyskał jakąś nową płaszczyznę. Symbole-posągi, z którymi ludzie od dawna się zżyli, nie przekraczają oznaczonych so­bie granic i nie naruszają har­monii i jednolitego stylu zawar­tego w inscenizacji.

Stopka zręcznie podpiera kon­cepcje Dejmka. Dekoracje w szaro-srebrzystej tonacji, maski, umowność gipsowych zjaw. Wszy­stko to krąży między ludźmi, ja­ko ich myśli, uczucia, ból i tra­gizm.

Ale największym sukcesem ar­tystycznym jest w "Nocy Listopadowej" to, co zawsze w tej tragedii było najtrudniejsze do pokazania. To właśnie ten wielki scenariusz filmowy, który udźwi­gnąć może tylko teatr naprawdę szillerowski. Ta inscenizacja jesz­cze raz dowiodła, że Dejmek jest doskonałym kontynuatorem Leona Szillera.

Kiedyś przed laty o "Nocy Li­stopadowej", granej wówczas w "Rozmaitościach", pisał znany krytyk Jan Lorentowicz: "...Obraz pierwszy (w Szkole Podchorą­żych) tylko część grecką miał skonstruowaną dobrze; w czyści drugiej, rewolucyjnej, brakło za­pału żołnierskiego, brakło wyra­zu. To samo można powiedzieć o obrazie trzecim (pod posągiem Sobieskiego) gdzie całe pożegna­nie Kory z Demetrą i orszak Hymenu miały układ pomysłowy i wyraz pełny melancholii, ale rewolucjoniści kręcili się po sce­nie w bezładzie".

Dzisiaj zapewne Lorentowicz byłby oczarowany powstańczymi scenami, są to najmocniejsze akordy obecnej inscenizacji, zrodzone również z najpiękniejszych tonów i tradycji "Reduty Ordo­na", strof Norwida, Słowackiego. Dejmek w tych scenach staje się wybitnym poetą, jest najbardziej monumentalny, a jednocześnie realistyczny, bliski i porywający. Po za tym sceny te nadają zwarty rytm całokształtowi widowiska, tak, że chwilami zapominamy o unoszącym się tragizmie, o klęsce towarzyszącej krok w krok gromadzie wspaniałych chłopców. Tyle w nich ognia, wiary w zwy­cięstwo, tyle dynamizmu w ich bohaterskiej postawie.

Andrzej Stopka w pełni pod­trzymał te idee reżyserskiej in­scenizacji, burząc pudełko sceny i stwarzając nieograniczone prze­strzenie, wielkie plany, nasycone dramatycznym, surowym pięk­nem.

Do najpiękniejszych scen zali­czyłbym: "W Teatrze Rozmaito­ści", "W Theatrum Stanisława Augusta", "W Alejach Ujazdow­skich". Sceny te, wraz z muzyką Stefana Kisielewskiego, tworzą jedną, nierozerwalną całość.

Na wyróżnienie spośród aktorów zasługują przede wszystkim za piękny patos słowa Maria Ha­merska w roli Pallas Ateny, Leon Pietraszkiewicz jako Markot, Jerzy Kreczmar jako Stanisław Potocki, Wojciech Brydziński jako ojciec Lelewela.

W sumie dziękujemy za wspa­niały spektakl, jeden z najwy­bitniejszych w tym sezonie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji