Burza poetycka
KIM JEST właściwie Prospero? Mądrym i dobrym, oświeconym władcą - jak sugerowano to dość powszechnie? A może Prospero to po prostu tyran z wyspy? Ta frapująca koncepcja także przecież znajduje pełne potwierdzenie w tekście...
Pytanie to zasadnicze. Tylko jednoznaczne określenie roli i miejsca Prospero pozwala odpowiedzieć na kolejne pytanie: czym jest to konkretne przedstawienie "Burzy". Krystyna Skuszanka unika odpowiedzi na pytanie sformułowane aż tak kategorycznie. Dla niej Prospero jest po prostu aranżerem, reżyserem dawniej napisanego scenariusza. Scenariusza, dla którego terenem akcji (dla którego sceną) jest wyspa (a więc świat), zaś problemami zasadniczymi sprawy ostateczne: życie i śmierć, ale także wolność. W tej sytuacji, przy takim odczytaniu tej smutnej i gorzkiej komedii, mniej ważne stają się osobiste dyspozycje psychiczne Prospera. Mniej istotny jest także jego prawdziwy status na wyspie, spełnia tylko swoje, ze scenariusza wynikające, funkcje...
Dla "Burzy" niezwykle istotne jest także określenie funkcji Ariela i Kalibana. Najprościej stwierdzano: Ariel to "dobro", Kaliban "zło". Antyteza ta wydawała, się Skuszance (najsłuszniej) zbyt uproszczona. Zbyt jednoznaczna i wulgarna jest także teza widząca w Kalibanie ciemiężone masy, czy nawet "dobrego dzikusa w kleszczach cywilizacji". Dla Skuszanki, by odwołać się do interesujących "Notatek przed Burzą", zamieszczonych w teatralnym programie, Kaliban to "obnażona natura ludzka", zaś Ariel to "okaleczony duch". W przekładzie na język sceny - włożono Arielowi do ręki laskę ślepca. Rekwizyt bardzo konkretny, ale sugerujący tyle najrozmaitszych propozycji, że jednoznacznie funkcji owej laski określić się nie ośmielę.
Te trzy postacie są protagonistami przedstawienia; pozostali to na dobrą sprawę tytko statyści. Dla inscenizatorów (i tego scenicznego Prospera i tej zza reżyserskiego pulpitu - Skuszanki) pozostaje sceniczne kreowanie losów postaci, nadanie im poetyckiej wizji. Stąd właśnie tak pieczołowicie wypieszczono - z pewną oczywistą stratą dla wewnętrznego rytmu przedstawienia - finał, końcowe i niegroźne juz, dobrotliwe "czary" Prospera. Finał, w którym Iris, Ceres i Junona ofiarowują swe usługi młodej parze. Wypadnie w tym miejscu dodać, że młodzi nie są ustawieni "serio", co było błędem wielu poprzednich realizacji; grawitują raczej na pograniczu dyskretnej parodii romantycznej maniery.
WE WSPOMNIANYCH "Notatkach" Krystyna Skuszanka stawia ostatnie przedstawienie w rzędzie swych poszukiwań formalnych teatru poetyckiego; w szeregu: "Jak wam się podoba" - "Sen srebrny Salomei" - "Życie snem" - "Fantazy" - "Burza". Oczywiście i bez tego jednoznacznego zapewnienia, wizja sceniczna inscenizatora - wsparta przez tego samego autora opracowania muzycznego (Adam Walaciński) oraz przez scenografa (Marcin Wenzel) - także kazałaby postawić tę premierę w tamtym szeregu. Z tym wszelako zastrzeżeniem, że po ostatnim przedstawieniu entuzjazm mój nie jest tak pełny i jednoznaczny jak po Calderonie czy Słowackim ("Sen srebrny"), a przede wszystkim po poprzednim Szekspirze.
I nawet nie bardzo potrafię sformułować zastrzeżenia i wątpliwości. Nie potrafię powiedzieć czego zabrakło (a może czego było zbyt wiele). W sumie - rozpuszczony poprzednimi inscenizacjami Skuszanki - mam tę niepełną doskonałość za złe.
GDYBY JEDNAK formułować zastrzeżenie bardziej konkretnie, okazałoby się, że słabych punktów praktycznie nie ma. Marcin Wenzel zaproponował dekoracje bardzo proste, poetyckie i plastyczne a przy tym niezwykle funkcjonalne. Kostium najwyraźniej oddziela poszczególne plany widowiska, "współbrzmi" plastycznie z dekoracjami, a przy tym "w planie ludzkim" bardzo jest efektowny.
Nowy przekład Jerzego S. Sito posiada wprawdzie pewne mielizny (zwłaszcza w języku kochanków), ale w sumie brzmi nie tylko współcześnie ale także scenicznie.
Reżyser poszedł drogą słuszną, oryginalne pomysły wsparł doświadczeniem i niebanalnymi zarówno scenicznie jak intelektualnie propozycjami. Może więc aktorzy? Chyba także nie. Prowadzący całą sprawę Igor Przegrodzki (Prospero), świetny w sylwetce, w geście, mówi wiersz czysto i prosto, chwilami trochę tylko pusto, bez koniecznej wewnętrznej ekspresji. Końcowy, finalny monolog każe mu jednak wszystko wybaczyć.
Anna Lutosławska jest Arielem nieco smutnym, trochę zgorzkniałym, doświadczonym; ale tylko taki Ariel mieści się w koncepcji tego widowiska. Nie mógł być także inny Kaliban Ryszarda Kotysa. Narysowany ostro, jednoznacznie, aleć przecie nie przerysowany w żadnym kierunku. Takiego Kalibana tłumaczy właśnie brak doświadczenia w kontaktach z ludźmi, nie prymitywizm dzikusa. Ryszard Matysik (Stefano) wespół z Józefem Skwarkiem (Trynkulo) grubo ale precyzyjnie "załatwiają" całą klownadę, całą błazeńską warstwę komedii. Wymienić tu trzeba jeszcze Piotra Kurowskiego (Alonzo), Erwina Nowiaszka (Antonio) oraz Pawła Galię (Ferdynand) niewątpliwie w środkach aktorskich dojrzalszego i pełniejszego od swej partnerki. Danuty Lewandowskiej wdzięk i szczerość, to już dla Mirandy niemało.
W sumie więc wrocławska "Burza" jest przedstawieniem bardzo poetyckim, na pewno także ważkim w dziejach naszego wrocławskiego teatru. A przecież pozostaje uczucie, że mogłaby być jeszcze pełniejsza, jeszcze ciekawsza, jeszcze bardziej przemawiać do emocjonalnych doznań widza.