Nieświeże sny
Egzotyka, historia z pogranicza rzeczywistości i fantazji, uwalniająca wyobraźnię konwencja snu, do tego zagadka - kryminalne śledztwo w sprawie historii ludu Chazarów, który przed wiekami przeszedł na judaizm i roztopił się w kulturze Izraela - dawały potencjał przynajmniej na wciągające widowisko. Trafiony wydawał się również pomysł rozegrania spektaklu w przestrzeni całego teatru - z jego trzema scenami, foyer, kuluarami itd. Na premierze okazało się jednak, że wrażenie robi tylko warstwa techniczna - choreografia trzech grup widzów (męskiej, żeńskiej i Łowców Snów), mijających bądź łączących się na korytarzach, by niektóre sceny obejrzeć oddzielnie, inne wspólnie, a jedną zaś nawet jednocześnie wspólnie i oddzielnie - z aktorami w opuszczonej do połowy zapadni, oglądanymi przez dwie grupy widzów, jedną patrzącą z góry, drugą z dołu.
Najsłabszym punktem programu okazał się niestety scenariusz. Nie pomogło nawet zaangażowanie pół setki licealistów w roli chóru w białych giezłach. Spektakl jest serią scenek, przez część z nich przewijają się odwołania do kultury żydowskiej, z jej ikonografią i rekwizytami, w innych do głosu dochodzi konwencja snu (pojawiają się człeko-zwierzęcy bohaterowie, pozbawione sensu historyjki), większości brakuje oryginalnych pomysłów, także w warstwie scenograficznej. W jednej z końcowych scen swoje sny opowiadają zgromadzeni w terapeutycznym kółku aktorzy. Wszystkie dotyczą strachu przed wyjściem na scenę. W tym przypadku był raczej uzasadniony.