Próba Słowackiego
Pisał Słowacki "Złotą Czaszkę" w 1841; pisanie zarzucił w 42. Utwór pozostał niedokończony. Wątki ledwo naszkicowane, postacie ledwo zarysowane, charaktery, nawet imiona person dramatu, niepewne. I miał rację chyba pierwszy wydawca, kiedy pod tytułem rzeczy w zamyśle i historycznej i realistycznej dopisał: szczątek dramatu.
Pytanie, dlaczego Słowacki "Złotej Czaszki" nie dokończył, może mogłoby stać się wyjściem do po równi interesujących co i problematycznych rozważań o stanie jego ducha, świadomości, o stanie spraw wokół poety - było wszak już po aktach rozprawy i samookreślenia dokonanych w "Beniowskim", i po tym, jak wciąż za Mickiewiczem Drugi, nie skorzystał z ofert Stronnictw, i przed tym, nim spotkał się z Towiańskim - ale stać się nie może wyjściem do rzeczy scenicznej. W teatrze reżyser ma za każdym razem jedynie dramatu szczątek i pełną, jak się zdaje, skończoną tzw. parabazę, którą można wszakże li tylko pięknie wydeklamować.
Niedokończenie, niepełność, by nie rzec: kalectwo "Złotej Czaszki" może być wielce atrakcyjne - dla ambitnych szczególnie! Utwór ledwie zipiący, raz po raz tracący dech kusi, by tchnąć weń ducha, by środkami teatralnymi "dokończyć go", by siłą scenicznej wyobraźni przymusić go rozrostu, do życia. Nadto jeszcze treści "Złotej Czaszki" potwierdziła historia. Rzecz o konfederacji zawiązywanej przez inwalidę i klechę, rzecz o cenie za takie konfederacje płaconej przez lud jest dla nas, współczesnych, nieobca. Oto powody, myślę, dla których dawne Puławskie Studio Teatralne swoją warszawską scenę otworzyło "Złotą Czaszką".
Reżyser i twórca "scenariusza" "Złotej Czaszki", Ryszard Peryt, na maleńkiej scence żeńskiego Domu Akademickiego przy Żwirki i Wigury wywołał wielką gorączkę. W podwyższonej temperaturze olbrzymiego romantycznego dramatu dzieje się ledwie zaznaczona sprawa o planowanej ruchawce Panów przeciw Szwedom. Tylko, że zabrakło ogromnego romantycznego dramatu - Słowacki po prostu go nie napisał.
Następuje więc osobliwe rozminięcie się, niespójność środków wyrazu, aktorstwa zwłaszcza, z tekstem. Aktorstwo jest namiętne - tekst rachityczny, nieangażujący, nudny. A jednak Perytowi udała się rzecz zadziwiająca; z tekstu nie wynikające, "obce" mu kreacje Seweryna i Zelnika, Dziewulskiej, Wykurza i Majewskiej nie brzmią fałszywie. Na tyle są już oderwane od szczątków dramatu, że oglądamy je tak, jak ogląda się formalny popis kunsztu. I tylko ten kunszt aktorski po spektaklu zostaje; pamięta się, jak wspaniale Ewa Benesz zagrała Jankiela, który, choć sam w sobie blady, dzięki aktorce cały czas obecny jest na scenie.
Studio Puławskie wzięła pod swą opiekę Estrada Stołeczna. I zrobiła chyba mądrze; próba generalna ze "Złotą Czaszką" wiele zapowiada.