Artykuły

6 mln na "Hiszpankę" w błoto. Ale Marek Woźniak to nie Piotr Gliński

Wydane przez samorząd wojewódzki na produkcję "Hiszpanki" 6 mln zł uważam za wyrzucone w błoto. Ale jestem dumny z marszałka, że nie chciał być cenzorem jak słynny już minister kultury Piotr Gliński - pisze Tomasz Cylka w Gazecie Wyborczej - Poznań.

To miał być kinowy przebój, który sprawi, że wiedza o Powstaniu Wielkopolskim trafi także do Warszawy i Krakowa, a nawet Suwałk, Chełma i Krosna. Ten argument przeważył, że po licznych sporach i ostrych kłótniach radni sejmiku dali ostatecznie 6 mln zł na film fabularny, którego głównym motywem będzie Powstanie Wielkopolskie. Ogłoszono konkurs na scenariusz. Wygrał znany z ambitnych produkcji Łukasz Barczyk i jego "Hiszpanka". Parę lat czekaliśmy na premierę, aż wreszcie, niemal rok temu, film trafił do kin. Nie chcę w tym miejscu wypowiadać się o wartościach artystycznych, bo są tacy, którzy się na tym lepiej znają. Patrzę na tę produkcję przez pryzmat samorządowych pieniędzy, które niemal w jednej czwartej pokryły koszty filmu. I z samorządowo-podatnikowej perspektywy te 6 mln zł uważam za wyrzucone w błoto.

"Ten film ma w sobie jakiś problem"

Miał być wielki sukces frekwencyjny promujący zwycięskie powstanie, a była wielka klapa. Już po tygodniu multipleksy przestały wyświetlać go w najatrakcyjniejszych godzinach, bo obejrzało go ledwie kilka tysięcy widzów. Sale na seansach świeciły pustkami. Bilans za cały rok to niecałe 60 tys. widzów. Oszczędzę liczbowych porównań z takimi hitami pierwszego półrocza jak "50 twarzy Greya" czy familijne przeboje jak "Pingwiny z Madagaskaru" lub "Minionki", gdzie frekwencję podwyższają rodziny z dziećmi. Ale wynik "Hiszpanki" nie mieści się nawet wśród 50. najpopularniejszych filmów pierwszych dwóch kwartałów tego roku. A jestem pewien, że gdy będą znane wyniki za cały 2015 rok, nie znajdzie się nawet w pierwszej setce. 60 tys. to wynik porównywalny np. z polskim komediodramatem "Warsaw by night". Nie słyszeliście o takim filmie? Ja też nie, więc podejrzewam, że o "Hiszpance" w Zamościu też nikt słyszał. Zatem podstawowy cel tego filmu nie został spełniony. Ambitne kino sprawiło, że do kin masowo nie ruszyły nawet szkoły. Stąd porażka. I choć jestem daleki od oceniania sztuki na podstawie liczby widzów, to w przypadku filmu, który miał przybliżyć szerokiej publiczności, czym było Powstanie Wielkopolskie, ma to kolosalne znaczenie.

Zdaje sobie z tego sprawę także sam marszałek Wielkopolski, Marek Woźniak, który na konferencji prasowej zapowiadającej 97. rocznicę powstania, dopytywany o "Hiszpankę" przyznał, że jest to film dla koneserów, a nie kasowa produkcja. - Nie jestem specjalistą, by dokonać fachowych ocen, ale film ma w sobie jakiś problem, że nie przyciągnął masowego widza. Może problemem było, że reżyser był jednocześnie scenarzystą filmu i zabrakło mu dystansu do tego dzieła? Jestem daleki od zerojedynkowej oceny. Na pewno o filmie było głośno w czasie jego produkcji. Dobra była też jego promocja, choć może trochę na wyrost mówiono o nim "arcydzieło". Ludzie się interesowali "Hiszpanką". Ale na pewno wyszło nie tak jak miało - przyznał Woźniak.

Dwa wnioski: jeden dobry, drugi zły

Z klapy "Hiszpanki" wynikają jednak dwa wnioski: jeden dobry, a drugi zły. Zacznę od tego drugiego. Widać, że marszałek nie chce ryzykować po raz drugi i na 100. rocznicę w 2018 r. nie doczekamy się spektakularnej megaprodukcji w stylu nakręconego przez Jana Komasę "Miasta 44"? Ten film o Powstaniu Warszawskim przyciągnął w 2014 r. aż 1,7 mln widzów! Można? Można!

A jaka jest ta dobra wiadomość? Marszałek Marek Woźniak na każdym etapie produkcji tego filmu mógł zabawić się w ministra kultury, wicepremiera Piotra Glińskiego. Mógł wpłynąć na reżysera, by swoje autorskie kino nieco zmienił. Mógł nawet zaapelować do producenta (to w końcu podległa samorządowi spółka Film Art.) o przerwanie zdjęć, jeśli na wczesnym etapie zorientował się, że ten obraz publiczności nie porwie. Nie zrobił tego. - Uważam, że rolą samorządu nie jest cenzurowanie sztuki. Zdałem się zatem na twórców, którzy zaproponowali taką właśnie wizję - mówił na wtorkowym spotkaniu marszałek. Może wielkopolscy wyborcy PiS mają w tej kwestii inne zdanie, ale ja jestem dumny, że nasz marszałek nie zachował się jak minister, który niedawno zażądał zdjęcia z afisza Teatru Polskiego sztuki "Śmierć i dziewczyna". A powtórka z "Golgoty Picnic" mogła być blisko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji