Artykuły

Nie ma ucieczki. Zapada już tylko ciemność

"Plac Bohaterów" Thomasa Bernharda w reż. Krystiana Lupy z Wileńskiego Teatru Narodowego na VIII Festiwalu Boska Komedia w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Na zakończenie Boskiej Komedii obejrzeliśmy "Plac Bohaterów" Thomasa Bernharda - spektakl wyreżyserowany w wileńskim Teatrze Narodowym przez Krystiana Lupę. I było to mocne zakończenie.

Wiedeński plac Bohaterów to miejsce, gdzie przemawiał Hitler po anschlussie Austrii w 1938 r., i miejsce, gdzie miał mieszkanie profesor Schuster, Żyd, filozof i matematyk. Profesor uciekł do Oksfordu, po wojnie wrócił do Wiednia na dziesięć lat. Akcja dramatu rozpoczyna się po jego samobójczej śmierci; sprzedał mieszkanie, kazał spakować rzeczy do wysłania z powrotem do Oksfordu - i wyskoczył przez okno. Premiera "Placu Bohaterów" (w 1988 r. w Wiedniu) wywołała wielki skandal - Bernhard w swojej ostatniej sztuce wydobył na światło dzienne nierozliczenie się Austrii z hitleryzmu, skutkujące jego podskórną żywotnością. Pani Schuster wciąż słyszy dobiegający z placu Bohaterów wrzask zwolenników Hitlera. Córka Schustera została opluta na wiedeńskiej ulicy, gdy rozpoznano ją jako Żydówkę.

U Bernharda nie ma jednak prostego podziału na dobre ofiary i złych katów. Profesor Schuster, którego obraz wyłania się ze słów gospodyni, pani Zittel, i jego brata Roberta, to człowiek, który zniszczył swoją rodzinę, a jego frontalny atak na podstawy mieszczańskiego społeczeństwa (poczynając od rządu, a skończywszy na prasie i teatrze) może niekoniecznie bywa sprawiedliwy. Nie o sprawiedliwość i wyważenie tu jednak chodzi, ale o pokazanie, jak faszyzm i nienawiść infekują ludzi, również tych, którzy są ich ofiarami.

Nie oszczędzają niczego i nikogo

Dla kogoś, kto zna inne Bernhardowskie spektakle Lupy, widoczny jest chłód i minimalizm wileńskiego "Placu Bohaterów". Wielki, szary sześcian sceny, obramowanej białym paskiem, jest prawie pusty. Sytuacje są statyczne, tak jakby bohaterów sparaliżowała ta pustka, jakby śmierć profesora Schustera dotknęła także ich. W atakach profesora Roberta nie ma tej rozpaczliwej furii, jaką odznaczały się choćby monologi Franza Josefa Muraua w "Wymazywaniu" - w "Placu Bohaterów" sączy je stojący nad grobem starzec.

Widzieliśmy też niewątpliwie atrakcyjniejsze teatralnie bernhardowo-lupowe kolacje niż ta, która wypełnia trzeci akt "Placu Bohaterów". Ale stłoczona w kącie nieliczna grupka zdezorientowanych, nieruchomych żałobników, prowadzących spokojnym tonem rozmowę, w której nie oszczędzają niczego i nikogo, robi wielkie wrażenie: to ci obcy, inni, mniejszość odrzucona poza społeczeństwo, które za oknami pokoju znów krzyczy na cześć Hitlera. I znów trzeba będzie uciekać. A może już nie ma ucieczki: Lupa kończy spektakl inaczej niż Bernhard - w narastającym krzyku rozpryskuje się okno pokoju i zapada ciemność.

Z ulgą albo zgrozą

Ten powoli toczący się spektakl drażni i wciąga; można oczywiście dopasować poszczególne fragmenty tyrad Roberta do tego, co dzieje się u nas obecnie (i pośmiać się z ulgą albo zgrozą), ale pesymistyczny i nieprzyjemny obraz świata pokazany na scenie raczej nie skłania do śmiechu. I zostaje na długo.

Litewski Narodowy Teatr Dramatyczny w Wilnie. Thomas Bernhard "Plac Bohaterów", reżyseria, scenografia i światło - Krystian Lupa, kostiumy - Piotr Skiba, muzyka - Bogumił Misala. Pokazy w ramach festiwalu Boska Komedia - 13 i 14 grudnia 2015.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji