Artykuły

Teatr Polski zabiera nas w zaświaty, żeby ukazać to, co tu i teraz

"Dybuk" wg Szymona An-skiego w reż. Anny Smolar w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Jarosław Jakubowski w Expressie Bydgoskim.

Gromkimi brawami publiczność nagrodziła aktorów, którzy doskonale znaleźli się w na poły groteskowej, na poły tragicznej konwencji spektaklu.

"Dybuk" w reżyserii Anny Smolar zaczyna się jak czerstwe szkolne przedstawienie. Jednak gdy już myślimy, że będzie słabo, zaczyna się dziać ciekawie. Aktorzy, udający amatorów, ustawiają się na tle plisowanej kurtyny i dukają swoje kwestie. Dowiadujemy się od przewodniczki (Hanna Maciąg), że ma to być adaptacja "Dybuka" Szymona An-Skiego. Przyznam, że widząc tę zgraną konwencję "teatru w teatrze" poczułem się zaniepokojony.

Posągi nagle ożyły

Jednak im dalej, tym było lepiej. Dwie białe figury po bokach sceny, które na początku wyglądały jak posągi, nagle ożyły. Stały się głównymi postaciami dramatu An-skiego - Leą i Chananem, których połączyła tragiczna miłość. Ich ojcowie przyrzekli sobie, że dzieci połączą się węzłem małżeńskim. Jednak gdy ojciec Lei postanowił wydać córkę za bogacza, serce Chanana pękło z żalu i jego duch - zwany dybukiem - nawiedził dziewczynę podczas jej ślubu.

Obserwujemy przenikanie się legendy dramatycznej sprzed stulecia i jej współczesnego odpowiednika. Bo szkolne przedstawienie przygotowywał niejaki Grześ (Michał Wanio), który padł ofiarą podłej prowokacji szkolnych kolegów. Dziewczyna, w której się kochał (Irena Melcer, nowe odkrycie bydgoskiej sceny), nagrała na komórkę jego nagą zabawę, a filmik dostał się do Internetu. Załamany chłopak odebrał sobie życie, ale rówieśnicy postanowili kontynuować próby. Zjawia się na nich duch Grzesia, współczesny dybuk, a dziennikarz usiłuje wydostać od nauczycieli "prawdę" o tym, co się stało.

W spektaklu zostaje wykorzystana cała przestrzeń dużej sceny. Szkolny teatrzyk zmienia się w jednej chwili w żydowskie wesele, wszystko w dobrym tempie, przyprawione świetną muzyką Natalii Fiedorczuk. Bardzo dobrze wypadł zespół aktorski. Trudne role narzeczonych doskonale udźwignęli Sonia Roszczuk i Maciej Pesta. Małgorzata Witkowska przekonująco oddała dramat nauczycielki, która traci ucznia. Humanistka nie ustrzeże się jednak przed stereotypami na temat Żydów. Bo i spektakl wkracza na to pole minowe, które wciąż eksploduje jakimś niewybuchem.

Nie o holokauście

Reżyserka ucieka jednak od holocaustowego wymiaru "Dybuka". To bardziej przedstawienie o naszym, Polaków, widzeniu Żydów, a także wszelkiej maści odmieńców. Jeśli coś jest "o Żydach", to wiadomo, że albo holocaust, albo miasteczko Bełz i klezmerzy. Pokazuje to krótki skecz żydowskich piosenek w świetnym wykonaniu Jana Sobolewskiego. Nagromadzenie wątków jest duże i nie wszyscy pewnie "kupią" konwencję szkatułkowego wchodzenia teatru w teatr. Problematyczne wydaje się postawienie znaku równości pomiędzy dybukiem a duchem zmarłego ucznia, bo o ile w formule legendy dramatycznej to się sprawdza, to w realu już trochę mniej. Jednak bydgoski "Dybuk" powinien być spektaklem chętnie i licznie odwiedzanym przez gimnazjalistów, dla których stać się może ciekawym zagadnieniem na lekcje wychowawcze. Dla starszej widowni interesujące może stać się skonfrontowanie własnych wyobrażeń na temat żydowskości/inności z tym, jak to widzą w końcu w większości młodzi twórcy.

Kolejne pokazy "Dybuka":

8 i 9 grudnia o godz. 19, bilety w cenie 40 i 25 PLN

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji