METEOR
"Meteor" - pod takim nagłówkiem sygnalizowaliśmy niespełna rok temu pojawienie się opatrzonej tymże tytułem sztuki Fryderyka Dürrenmatta na scenie Teatru Dramatycznego. Słowo "meteor", które symbolizuje, jak wiadomo, jednorazowość i krótkotrwałość jakiegoś zjawiska, nie okazałoby się jednak trafnym prognostykiem, gdyby miało określać stosunek wymienionego teatru do twórczości znakomitego autora szwajcarskiego; bo oto dziś, zaledwie w dziesięć miesięcy od poprzedniej premiery, możemy na tejże scenie oglądać realizację nowego dzieła Dürrenmatta: "Anabaptystów". Utwór zupełnie innego rodzaju, skali nieporównanie wyższej; dramat oparty na pewnych ścisłych realiach historycznych - oświetlonych oczywiście w sposób specyficzny, zgodnie z całą postawą filozoficzną tego pisarza, z jego swoistym poglądem na dzieje świata i na ukryte motory kierujące postępowaniem ludzkim i biegiem wydarzeń. Temat sztuki wzięty jest z autentycznych a tragicznych wypadków, jakie miały miejsce w XVI wieku, w Niemczech. Był to okres gwałtownych wstrząsów politycznych i religijnych w tym kraju, gdzie zwalczały się wówczas stronnictwa katolików i protestantów, a jednocześnie wybuchły krwawe bunty chłopskie, spowodowane straszliwą nędzą i uciskiem ze strony dzierżących władzę - cesarza, feudalnych książąt i wszelkich pomniejszych posiadaczy. Anabaptyści - wyznawcy jednej z sekt religijnych, zyskawszy poparcie niektórych radykalnych ugrupowań ludowych, zdołali wówczas zająć na krótko miasto Munster, które ogłosili jako święty gród, stolicę wyidealizowanego państwa przyszłości, opartego na pierwotnych ideach chrześcijańskich: na zasadach powszechnej równości i sprawiedliwości. Żywot owego utopionego "Nowego Jeruzalem" był oczywiście niezmiernie krótki; zostało ono szybko zdobyte i utopione we krwi, przez sprzymierzone wojska stronnictw zarówno katolickich jak protestanckich, którym jednako nie w smak były szerzone tutaj zasady społeczne. W sztuce Dürrenmatta ten tragiczny epizod znalazł odzwierciedlenie w szeregu obrazów, tworzących jakby wielki fresk sceniczny: fresk pełen gorzkiej i satyrycznej ekspresji, chwilami nawet działający, jak ostra karykatura, w której zdemaskowani są wszyscy bohaterowie: zarówno pozytywni, jak negatywni. Bod pozorami sceptycznego, a nawet cynicznego szyderstwa, wyczuwa się jednak głębokie zaangażowanie moralne autora; ukazuje on historię, jako błazeńska maskaradę nie dlatego, by tak musiało być, lecz dlatego, że jego zdaniem ludzie nie dorośli jeszcze do ciążącej na nich odpowiedzialności i nie potrafią jeszcze świadomie i planowo organizować swej słusznej walki. Sztuka robi duże wrażenie, przejmuje swą tragiczną ekspresją, a jednocześnie pobudza wyobraźnię widza swymi świetnymi pomysłami teatralnymi i błyskotliwością scenicznych paradoksów. Realizacja jej stoi na wysokim poziomie. Niezwykle sprawna i pełna inwencji reżyseria Ludwika René, świetna dekoracja Jana Kosińskiego, malownicze i pełne wyrazu kostiumy Ali Bunscha - współgrają z celnym wykonaniem aktorskim. Szczególnie odznaczają się kreacje odtwórców głównych postaci sztuki: Ryszarda Pietruskiego w roli Bockelsona - dziwnego, dwulicowego władcy "Nowego Jeruzalem", aktora, wyładowującego swe nie wyżyte ambicje teatralne w przepychu dworskich obrzędów i orgiach erotycznych; dalej - Mieczysława Mileckiego, jako tragicznego burmistrza Knipperdolincka, męczennika sprawy Anabaptystów; a także Andrzeja Szczepkowskiego, z dowcipem i wyrafinowaniem intelektualnym reprezentującego cesarza Karola V. Teatr Dramatyczny stał się więc prawdziwym "domem" Dürrenmatta; można go tak określić niemal na tej zasadzie, w myśl której mówi się o paryskiej "Comedie Française" jako o "domu Moliera"