Artykuły

Ghostbusters

"Dybuk" Szymona An-skiego w reż. Mai Kleczewskiej z Teatru Żydowskiego w Warszawie na XVII Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach. Pisze Maciej Stroiński na blogu Teatr jest cute.

1. Nie zagrają na Boskiej, więc w KR chyba bym się nie doczekał, bo gdzie, w Słowaku? Pojechałem za nimi do Kato. To nie będzie recenzja typu przytulanka, mimo że Teatr Żydowski. A, zresztą. U Mike'a czytałem, że Kleczewska się nie foszy. Może najpierw, co mi pasi, hejt będzie na deser.

2. Miłość rozpracowana modowo (Konrad Parol <3), poprzez wciśnięcie się dwojga w jeden ciuch, jeden ażur, poprzez "wiszenie na sobie", co każda terapeutka ci powie, że "regresja", każda przyjaciółka, że "bluszcz", a wróżka, że "sukub". (I dziwić się potem, że takiej coś BIJE, "współuzależnionej"). Gołdy Tencer starcza za dwoje, najpierw wyglądało, że weszła nie sama, a to tylko czarno-biała stylówa z kiecką NA PRZEDZIE. Powaliła mnie ślubna instalacja na Magdzie Koleśnik, której zza tych bieli w ogóle nie widać, bo ślub jest chasydzki. Świetnie to wygląda też przy ZDEJMOWANIU. Wiżual jest u Kleczewskiej zawsze wysuczony, a reżyseria - pomyślana na 360 stopni, że postać może spokojnie występować tyłem i nadal mieć sens.

3. Ten "Dybuk" jest dwuskładnikowy (i w ogóle sponsorowany przez cyfrę "2"). Zawiera i opętanie, i wypędzanie, i wolę to drugie, kiedy wreszcie przestają mówić językami, rysować kabalistyczne drzewka życia na podłodze (a w powietrzu koła za pomocą panny młodej), postpamiętać i cytować "Trzynaście zasad wiary" Majmonidesa. Przedstawienie się relaksuje. Z trybu "trauma" przeskakuje na tryb "beka". Wchodzi reb Azriel w gumowych klapkach ze skarpetkami (BOSKI Henryk Rajfer, mógłby grać Tony'ego Soprano) i odprawia - ODSTAWIA - egzorcyzm w stylu filmu "Ghostbusters" (w innych okolicznościach napisałbym "Pogromcy duchów"). Za glutoplazmę służy kawa. Demon się zagrywa na śmierć, czyli popełnia sceniczne samobójstwo, można się ubawić jak norka i poczuć, że PUŚCIŁO. Przy okazji beczka z żydowskiego snobizmu ("lewici"), z żydowskiego smuteczkowania (bo ile można żyć jednym tematem - z jednego tematu) oraz DYSKOTEKA. "Jezu! Yyy, to znaczy nie Jezu". Po czym znowu, prawem ramy, będzie niewesoło, ale ja już dostałem swoje. Bo w sumie pomyślcie: "Dybuk" An-skiego to przecież klasyczna żydowska "marriage play", miłość i śmierć, cztery wesela i pogrzeb w jednym, jak u Chanocha Lewina.

4. Having said that, nie mogę nie wspomnieć, że spektakl jest ogólnie raczej morbid, raczej na poważnie, dużo modlitw po hebrajsku i zawodzeń w jidysz, takie, że tak powiem, nabożeństwo. I to na cmentarzu - judeodziady. Tym cmentarzem jest Warszawa. Akcja dzieje się w teatrze, w żydowskim teatrze, w Teatrze Żydowskim przy placu Grzybowskim... Dwuskrzydłowe drzwi, okładzina a la linoleum, okładzina a la boazeria, podłoga w jodełkę jak na wuefie, prostokątne klosze naścienne jak w przychodni, sala prób, ale przede wszystkim LUSTRA. Naprzeciw widowni, widz może się przejrzeć, co to niby jest przesąd, żeby lepiej nie. Przeglądanie się nie dopuszcza do iluzji. Lustra zadrżą od techno jak w "Podróży zimowej", będą ciary.

5. Jeśli chodzi o Interpretacje 2015, to "nie-boska komedia" mogłaby w końcu czegoś nie wygrać.

6. Żartowałem z tym hejtem - żebyście przeczytali do końca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji