Czysty rysunek
Czacki należy do rodziny wielkich rezonerów. Właściwie cała akcja "Mądremu biada" stanowi pretekst do wygłaszania monologów i tyrad, wypełnionych bezpośrednio podaną społeczną, obyczajową i polityczną krytyką, włożoną przez Gribojedowa w usta jego scenicznego porte parole. Spośród największych poprzedników bohatera "Mądremu biada" słusznie wymienia się przede wszystkim Tymona Ateńczyka i Alcesta. Ale z literatury romantycznej najbliższy jest mu chyba norwidowski Omegitt. Znaleźć można nawet w "Za kulisami" bardzo podobną do ostatniego aktu "Mądremu biada" scenę, dziejącą się na schodach, w przedsionku teatru czy sal redutowych. Jest późna noc, zabawa, tragedia i komedia już się skończyła, wychodzący goście nawołują służbę, szukają powozów. Wyśmiany bohater zbiega po stopniach, chce jak najszybciej uciec spośród swoich prześladowców, chce uciec od kobiety, którą utracił. Wygwizdany autor sztuki, której nikt nie zrozumiał czy nie chciał zrozumieć, albo ośmieszony głosiciel kilku myśli "co nienowe", ale niemożliwe do przyjęcia dla innych, dla otaczających go głupców. Ta scena w "Mądremu biada" jest najważniejsza. Następujące po niej spotkanie Czackiego z Zofią i Mołczalinem i wejście Famusowa to tylko rozwiązanie akcji, zbudowanej na starym wzorze osiemnastowiecznej komedii, akcji która przecież jest tylko pretekstem. Gribojedow zresztą jeszcze nazwał swoją sztukę komedią. Norwid w kilkadziesiąt lat później nazywał swoje sztuki białymi tragediami, tragediami, w których sztylet zastępuje słowo, a sytuację tragiczną bohatera - jego sytuacja społeczna. "Mądremu biada" jest też właściwie białą tragedią, której bohater pozostaje żywy, ale podnosi klęskę równą fizycznemu unicestwieniu. O ile jednak łatwo dzisiaj zrozumieć każdemu inscenizatorowi, że utwory Norwida nie są "sztukami kostiumowymi", ani też nie stanowią materiału do popisywania się historyczną rekonstrukcją, do ukazywaniu "szeregu typów" czy też "galerii postaci" lub "atmosfery tamtych czasów"; o tyle wystawiając "Mądremu biada" bardzo trudno wyrzec się tej pokusy. Takie właśnie było pamiętne przedstawienie w r. 1951, zagracone, ukostiumowane, historyczne i ciężkie. W słynnej inscenizacji Meyerholda były na scenie podobno tylko najpotrzebniejsze meble i rekwizyty i były też ogromne schody, przekreślające na ukos otwór sceniczny. Schody, na które przez cały czas akcji nie wszedł ani jeden z aktorów. Po tych schodach zbiegał tylko, w najważniejszej scenie swojej ucieczki od ludzi - Czacki.
Meyerhold jak nikt przed nim zrozumiał Gribojedowa.Pokazując w ten sposób tę scenę pokazywał społeczną śmierć zbuntowanego bohatera, klęskę człowieka, który mówił prawdę.
W Teatrze Dramatycznym też stoją na scenie schody. Ale nie one są tutaj najważniejsze. Najistotniejszy, element dekoracji stanowi ledwie zaznaczona, ledwie zarysowana klatka, której cztery niewidoczne ściany obrysowane są białymi prętami ze stali. Zamknięty w niej Czacki błądzi pomiędzy tłumem nierozumiejących go i znienawidzonych przez niego głupców. Cała inscenizacja, rozgrywająca się wśród cudownie czystych i prostych linii dekoracji Kosińskiego, przeprowadzona jest jak matematyczne zadanie. Jak wykres, jak schemat walki mądrości z głupotą. Walki, której ostatecznym wynikiem jest zarówno klęska jak i wyzwolenie Czackiego. Gubi się tutaj właściwie zupełnie pretekstowa intryga obyczajowej komedii. "Mądremu biada" zamienia się w tragedię na jednego aktora i chór, w pojedynek protagonisty i tłumu. Wyskakują jedne za drugimi figurynki, kukiełki słuchają tyrad Czackiego, odpiskują mu coś, wzruszają ramionami i odchodzą. Potem zaczynają się skupiać, gromadzić w wielki tłum sceny na balu, otaczają go okropnym śmiechem i jeszcze gorszym milczeniem durniów, wreszcie znikają. Rozchodzą się do swoich domów, do swoich skorup. Czacki zostaje sam. I tu jednak załamuje się trochę tak precyzyjna konstrukcja przedstawienia. Nie ma już pomysłu, nie ma już wielkiego Meyerholdowskiego finału. Czacki odchodzi, ale nie ta scena właśnie, nie ten najważniejszy finał pozostaje w pamięci.
Czacki Zapasiewicza; ogromne zadanie aktorskie, ogromna rola, niewdzięczna i trudna - rola buntownika i rezonera zarazem. Jeden monolog za drugim, jedna filipika za drugą. Zapasiewicz nie gra ani bajronicznego bohatera, ani złośliwego mądrali, nie drąży psychiki Czackiego ani nie próbuje dodawać mu jakichś rysów. Pojmuje doskonale swoją najważniejszą rolę w tym przedstawieniu: rolę dyskutanta, antagonisty tłumu, a zarazem jedynego żywego człowieka w tym zgromadzeniu złośliwie odmalowanych przez Gribojedowa kukieł. Nie odgrywa na przemian, rozpaczy, zwątpienia, złości i nadziei. Nie wybiega na proscenium żeby skrzyć się przed widzami i szukać u nich aprobaty. Wypełnia po prostu swoje zadanie w matematycznym układzie Renégo i Kosińskiego - odbywa poszczególne dialogi i co najważniejsze - mówi tekst Gribojedowa, dobrze rozumiejąc jego znaczenie. Jest autentycznie młodym buntownikiem, ale buntownikiem, którego najważniejsza cecha to nie gniew, ale rozsądek i umiejętność rozumowania. I tylko klęska takiego właśnie Czackiego okazuje się naprawdę tragiczna, a zarazem najbardziej równoznaczna z wyzwoleniem, ucieczką z klatki, która pozostaje poza jego plecami. Oczywiście przy takim odczytaniu i poprowadzeniu spektaklu "Mądremu biada", polegającym na wysunięciu na pierwszy plan i pokazaniu właściwie tylko najważniejszych rysów i najistotniejszych treści sztuki, wszystkie pozostałe elementy muszą spaść na dalsze miejsce. Całe, tak świetnie przecież odmalowane tło obyczajowe, a przede wszystkim pozostałe role. A są to role niemałe. Nawet jednak i w ramach tak celowo uproszczonego i przemyślanego układu zachodzą w nich nieprzewidziane przesunięcia i zmiany jakościowe, uzależnione w tym wypadku od dyspozycji i umiejętności poszczególnych aktorów. I tak, na przykład pokojówka Liza, postać stanowiąca podstawę, wokół której kręci się jak najbardziej pretekstowo przez samego już Gribojedowa potraktowana komediowa intryga, tutaj wysuwa się zdecydowanie przed inne postaci, zdawałoby się ważniejsze i bardziej popisowe. Sprawia to naprawdę doskonałe aktorstwo Łaniewskiej. Zresztą może i to również zgodne jest z reżyserskim zamysłem, bo Liza Łaniewskiej, to nie komediowa subretka, ale przede wszystkim, druga obok Czackiego żywa i normalna osoba w ogromnej galerii woskowych figur. Natomiast zarówno Tadeusz Bartosik (Famusow), jak Magdalena Zawadzka (Zofia) i Maciej Damięcki (Mołczalin) nie wychodzą - w dających przecież duże pole do popisu rolach - poza aktorską poprawność. Zabawny oczywiście jest Gołas w swojej popisowej- roli głupawego wojaka (Skałozub), ale wydaje się, że poza śpiewaniem piosenek i odtwarzaniem innych wojaków w filmach mógłby on znowu zagrać jakąś dobrą rolę teatralną. Spośród wielu epizodów najlepszy jest chyba Szczepkowski w roli Repetiłowa. W tej małej rólce zawarł on swoistą kwintesencję głupoty i nicości ludzi otaczających Czackiego. Szczepkowski zagrał ją naprawdę doskonale, choć zaraz na wstępie wywrócił się i potrącił przerażonego upadkiem dyrektora statystę, który usiłował go podtrzymać.
Przedstawienie "Mądremu biada" w Teatrze Dramatycznym jest przykładem bardzo dokładnie przemyślanej i konsekwentnie przeprowadzonej koncepcji inscenizacyjnej. René pokazał w nim, że unre czysto i dokładnie, zgodnie z własnymi zamierzeniami aż po drobne szczegóły zrealizować prawdziwie współczesne przedstawienie tej jednej z najważniejszych, jeśli - obok "Rewizora" - nie najważniejszej rosyjskiej sztuki. A Kosiński jeszcze raz dał dowód tego, że tak jak on precyzyjnie rysować i współpracować z reżyserem umie niewielu naszych scenografów.