Artykuły

Liczy się kasa

"Harpagon" w reż. Tomasza Mana w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Danuta Piekarska w Gazecie Lubuskiej.

Nareszcie! Nareszcie mamy w teatrze wieczór pysznej, co nie znaczy - głupawej zabawy. Po próbach z różnymi odmianami farsy, które bywały dla widza dość męczące, sięgnięto po sztukę, która bawi nieprzerwanie od z górą trzystu lat. Na teatralnym afiszu pojawił się "Harpagon" według "Skąpca" Moliera.

Autor adaptacji i reżyser - zielonogórska publiczność zapamięta nazwisko Tomasza Mana - przeniósł tytułowego bohatera w bliższe współczesnej widowni dekoracje. Sterylna - z plastikowymi ścianami okien w tle - scenografia ogrodu, gdzie toczy się akcja sztuki, to pierwsze zaskoczenie. Dotąd oglądaliśmy "Skąpca" w XVIII - wiecznym salonie i stosownych doń kostiumach.

Autor przedstawienia uznał ten sztafaż za zbędny, zawierzając Molierowi i sile jego komedii charakterów oraz własnemu wyczuciu teatru. I miał rację!

Bo to nie dekoracje stanowią o nieśmiertelności ,,Skąpca'', w którym Molier tak udanie sportretował dusigrosza, że do dziś w nim rozpoznajemy bliższych i dalszych znajomych (rzadziej chcemy rozpoznać siebie samych).

Tytułowego ,,Harpagona", owładniętego wielką miłością do pieniędzy, popisowo gra Jerzy Kaczmarowski. Wyśmienity w scenach projektowania wystawnej biesiady za małe pieniądze oraz innych ciężkich próbach, jakim musi stawić czoła, tworzy postać tragikomiczną.

W pamięci zostaje również wspaniale zagrana swatka Frozyna Elżbiety Donimirskiej. Scena wzajemnych przechytrzanek skąpca i swatki, która usiłuje wydobyć od niego pieniądze, czyli dokonać rzeczy niemożliwej, przypomina wyrafinowany taniec. Doskonale utrzymany rytm przedstawienia załamuje się nieco w scenie z policjantem. Ale finał, w którym oglądamy cudowne odnalezienie rozdzielonej ongiś rodziny w konwencji skondensowanej telenoweli, wieńczy udane, estetycznie bardzo spójne przedstawienie.

Jego autor nie uległ pokusie prostego uwspółcześnienia klasyki, stawiając na jej uniwersalizm. Nie przebiera więc Kleanta, syna Harpagona, w dżinsy. Świat, jaki tworzy na scenie, jest od początku do końca sztuczny.

Ale widz wchodzi weń po uszy, odnajdując w nim nie tylko słowa znajomej piosenki Maryli Rodowicz, że "to co nas podnieca, to się nazywa kasa"'. O czym "Harpagon" mówi znacznie więcej od niedawnego "Egzekutora''.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji