Artykuły

Kaplica w markecie

- Dramat opowiada o przestrzeni supermarketu, a ja - uznając, że w teatrze najważniejsza jest metafora - postanowiłem go umieścić właśnie we wnętrzach teatralnych - mówi PIOTR KRUSZCZYŃSKI, reżyser "Hysterikonu" w Teatrze Polskim w Poznaniu.

Z Piotrem Kruszczyńskim [na zdjęciu], reżyserem "Hysterikonu" w Teatrze Polskim o zakupach i teatrze, rozmawia Stefan Drajewski:

Kilka lat temu podczas Festiwalu Malta w Centrum Handlowym zrealizował pan "Odejście głodomora" Różewicza. Ma pan słabość do supermarketów?

- "Odejście głodomora" to rzecz o sprzedawaniu się artysty, tekst poetycki. Uznałem, że sprofanowanie go przestrzenią marketu, jest jak najbardziej na miejscu.

Ingrid Lausund w "Hysterikonie" opisuje gigantyczny supermarket, a pan zaprasza nas do teatru, dziewiętnastowiecznej bombonierki.

- To prawda, dramat opowiada wręcz o przestrzeni supermarketu, a ja - uznając, że w teatrze najważniejsza jest metafora - postanowiłem go umieścić właśnie we wnętrzach teatralnych. Mam wrażenie, że ze scenografem Janem Polivką uda się nam w tę bombonierkę wpisać coś, co będzie bardzo odległą metaforą od supermarketu.

Podkreśla pan, że sztuka Lausund powinna mieć swoją prapremierę w Poznaniu, mieście handlu i tradycji kupieckich, a nie w Wałbrzychu (w tamtejszym teatrze reżyser jest dyrektorem artystycznym dop. S.D.) - mieście będącym synonimem bezrobocia. Wydaje mi się, że w ten sposób utwierdza się stereotyp miasta. A autorka mówi o sprawach uniwersalnych.

- Temat jest uniwersalny, ale ja urodziłem się w Poznaniu i tu spędziłem większą część mojego życia. Wiem, jak bardzo wpisana w mentalność poznaniaków jest handlowość. Przyjezdnym to miasto kojarzy się właśnie z targami. To bardzo ważny rys Poznania i dlatego warto pokazać mieszkańcom dramat, będący swego rodzaju zimnym prysznicem dla tych, którzy nie widzą groźby, jaką niesie system sprzedawania. Wszyscy jesteśmy poniekąd ofiarami tego systemu.

Gdyby wystawił pan tę sztukę dwa lata temu, byłaby ona profetyczna. Nie było wtedy w Polsce kaplicy w supermarkecie. Teraz, kiedy kaplica już jest w Katowicach, zmienia to pańską interpretację?

- Dodaje nam odwagi w snuciu tej opowieści. Nie mamy już wątpliwości, że wszystko w życiu stało się towarem. Kiedy się człowiek zastanowi, z czego może być opłacana działalność takiej kaplicy supermarketowej, pojawia się sporo pytań etycznych. Czy ta kaplica utrzymywana jest z marży sprzedawanych tam prezerwatyw lub alkoholu?

Był pan w kaplicy marketowej?

- Nie. Ale byłem w kaplicy usytuowanej w środku sklepu wolnocłowego na lotnisku. To naturalna usługa, z jakiej można skorzystać przy okazji kupowania alkoholu lub papierosów.

Gdzie pan robi zakupy: w markecie czy sklepiku za rogiem?

- Ze względu na to, że próba kończy się w teatrze po godzinie 22, otwarcie marketów w nocy jest czymś chwalebnym. Ale to narusza naturalny rytm życia. Kiedyś przez kilka godzin przyglądałem się pracy kasjerów w nocnym sklepie. To mi bardzo pomogło podczas interpretacji tekstu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji