Artykuły

Każdy ma swego Mefista

Opera Narodowa swą najnowszą realizację powierzyła wybitnemu niemieckiemu reżyserowi - Achi­mowi Freyerowi. Pozyskanie Freyera dla polskiej sceny operowej okazało się czymś, co przekroczyło oczekiwania: widzowie obejrzeli najwybitniejszy spektakl spośród najlepszych.

"Potępienie Fausta" Berlioza, wy­stawione w 200. rocznicę urodzin kompozytora, było wielkim wyzwa­niem dla teatru. Utwór jest bowiem nazwany przez twórcę kantatą dra­matyczną, choć w istocie trudno o kompozycję równie nieprzyjazną scenie. Budowa "Potępienia Fausta" zachęca raczej do koncertowych wy­konań, nie do konkretyzacji scenicz­nej. Achim Freyer, zdając sobie spra­wę z niemożności odtworzenia na scenie świata z wizji Berlioza, posta­nowił wykorzystać scenę jako prze­strzeń kosmosu własnej wyobraźni.

Inscenizator i reżyser pozostając w idealnej zgodzie z muzyką, powołał do życia świat, jaki nie istnieje. Żyją w nim jednak znajome kody kulturo­we, symbole, alegorie i metafory łatwe do rozszyfrowaniajprzez współ­czesnego człowieka. Człowieka glo­balnej wioski, przesyconego - jak Faust - pragnieniami i znudzonego, a jednocześnie niepotrafiącego obro­nić się przed marzeniami.

Freyer twierdzi, że Faust to uoso­bienie człowieka we współczesnym in­dustrialnym społeczeństwie; jest sa­mowystarczalnym egocentrykiem in­telektualistą, mającym romantyczne idee i tęsknoty. Zabiega o niezależność (samotność), kontrolę nad światem (działanie i nauka) oraz podbój i posia­danie (miłość). Jest to błędne koło pro­wadzące do zniszczenia człowieka i świata. Faust chce brać świat, ale nie potrafi w zamian dawać. Pojawia się więc Mefistofeles. No, przecież każdy z nas ma swego Mefista...

Freyer odwołuje się do Goethego, powołuje do życia istoty z surreali­stycznej wyobraźni braci Grimm. Scenę zapełnia postaciami, jakich nikt nigdy nie widział, czerpie z tra­dycji przedwojennego niemieckiego teatru, z Puppentheater (komentu­jący i uzupełniający akcję chór wy­stępuje w olbrzymich maskach, któ­re wzmacniają siłę wyrazu), tworzy wizje i złudzenia, maluje (z pomocą Heinricha Brunke'a) zachwycają­cym światłem sceny, w których po­stacie latają, pływają, wirują. Sło­wem - tworzy teatr totalny.

Znakomicie idee reżysera realizo­wali artyści jego trupy (Freyer En­semble), tancerze i wspaniały Chór Opery Narodowej. Soliści, choć do­brzy aktorsko, świetnie przygotowa­ni, nie uwiedli publiczności na równi z inscenizatorem. Marcello Bedoni (Faust) dysponujący pięknym gło­sem, niestety, niezbyt nośnym, często bywał niesłyszalny (zwłaszcza w sce­nach ansamblowych), Marcel Vanaus (Mefistofeles) pozwalał głosowi na nadmierne vibrat, a Eleni Matos (Małgorzata) śpiewając ładnym gło­sem, nie popisała się skupieniem i po­korą interpretacyjną w wielkiej sce­nie "D`amour l'ardente flamme".

Jacek Kaspszyk poprowadził or­kiestrę brawurowo, jednak w niektó­rych momentach, dysponując nieco za mocnym forte, "zasłaniał" kaska­dami dźwięków chór. Ale to manka­ment łatwy do zlikwidowania. Wobec genialnej realizacji całości, prawie bez znaczenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji