Artykuły

Brouart i nieporządek

Młody człowiek bez określonej profesji nazwiskiem Pouzin ma zdumiewający, a - jak się okaże - bardzo dla niego samego niebezpieczny dar wyczytywania w oczach ludzkich zbliżającej się i nieuniknionej śmierci. Na tym właśnie pomyśle znany pisarz francuski Claude Aveline, autor licznych powieści kryminalnych oraz słuchowisk radiowych i utworów telewizyjnych, zbudował swą pierwsza sztukę teatralną pt. "Brouart i nieporządek"*). Sztukę tę wystawił w warszawskim Teatrze Dramatycznym na otwarcie sezonu i wyreżyserował nowy dyrektor teatru i jego kierownik artystyczny, Andrzej Szczepkowski.

Nie jest to najlepsza literatura. Nie bardzo wiadomo, co robić z tą sztuką, w jakiej ją grać konwencji, jak ustawić poszczególne postaci. Autor na spotkaniu z prasę mówił o sztuce jako o tragikomedii z gatunku sensacyjno-kryminalnego jednak z głębszym społecznym i ideowym podtekstem, podobne sugestie wysuwa też w programie teatralnym. Być może temat dostarczyłby interesującego materiału na "makabreskę", ale wtedy trzeba by zrezygnować z wielu partii dialogowych jak i sytuacji prowadzonych zbyt serio, nie mówiąc już o konieczności zrezygnowania z wielu banałów, od których roi się sztuka, niezbyt wybrednych dowcipów itp. No i utrzymać utwór w jakiejś jednolitej tonacji, w jakiejś zdecydowanej poetyce. Ale nawet pracując na tym tekście można było zrobić przedstawienie i ciekawsze i zabawniejsze, niż otrzymaliśmy. Reżyser zbyt dosłownie i zbyt serio potraktował i anegdotę i cały dialog. No i niepotrzebnie dopatrzył się w zakończeniu sztuki ideowej metafory, stanowiącej jej jakieś alibi, i chyba dlatego tak poważnie ustosunkował się do tekstu, eksponując zakończenie sztuki. Jaka to metafora? Ano, że walczy się nie ze złem. lecz z tymi, którzy ujawniają to zło i nazywają je po imieniu. Pouzin nie zabijał przecież ludzi, lecz - jak mityczna Kasandra - przepowiadał tylko ich śmierć, mimo to uważano go za sprawcę ich śmierci. Być może nie było tego nawet w zamierzeniach autorskich, bo nic o tym nie wspomina.

Tak czy inaczej, z metaforą czy bez - sztuka jest nużąca, mimo sensacyjnego początku - w wielu partiach nudna,nie wiadomo jak się do wielu scen i dialogów ustosunkować, bo aktorzy też przeważnie nie wiedzieli. I nie można o to mieć do nich pretensji. Zbigniew Zapasiewicz grał swego Brouarta tak, jak go ustawił reżyser: serio, rodzajowo, z bardzo tylko dyskretnym podtekstem komediowym. Gdyby Brouarta zagrał np. Stanisław Jaworski, sztuka zagrałaby innymi barwami, stałaby się "komedią z dreszczykiem". A więc niezbyt fortunny start na nowej scenie tego zdolnego i sympatycznego aktora - jak też niezbyt fortunny start dyrektorski i reżyserski równie-zdolnego i powszechnie lubianego aktora Andrzeja Szczepkowskiego.

Próbował jakoś inaczej zabarwić sztukę Zygmunt Kęstowicz (Chabri), ale tylko on jeden, wysiłki jego były jednak tłamszone przez klimat przedstawienia i inne jego postaci. Interesująco zaprezentował się nowy w tym teatrze chyba i na scenie aktor, Maciej Borniński w roli Pouzina - grał jednak nieco w próżni, oczywiście nie ze swojej winy.

Streszczając główne pretensje do reżysera: 1) niepotrzebnie wystawił tę sztukę, 2) jeśli się już zdecydował na jej wystawienie, warto było mocno określić tekst, a sztukę zagrać jako groteskowy "kryminał", rezygnując z doszukiwania się wątpliwego "drugiego dna" czy równie zwodnych ideowych metafor. Miejmy nadzieję, że takich pomyłek i jako kierownik artystyczny i jako reżyser nowy dyrektor teatru już nie popełni - ani w tym ani w wielu przyszłych sezonach w Teatrze Dramatycznym. Teatr ten zdobył sobie w ciągu kilkunastu lat swej pracy wysoką rangą artystyczną. To zobowiązuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji