Dobry start
Andrzej Szczepkowski, nowy dyrektor Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy wystartował pomyślnie polską prapremierą sztuki znanego francuskiego pisarza Claude Aveline'a "Brouart i nieporządek", nie granej dotąd w jego ojczyźnie. Jest to debiut sceniczny autora licznych utworów pisanych prozą (w tym również powieści sensacyjnych), słuchowisk radiowych i scenariuszy telewizyjnych, a także wierszy, znanych w świecie. Pomysł sztuki Aveline'a jest dobry i ciekawy. Zaczyna się ona jak "kryminał". Strażnicy więzienni oczekują nowego lokatora, który został skazany na karę śmierci. Delikwent twierdzi, że jest niewinny, jego adwokat mu wierzy i podejmuje trudną walkę o jego życie. Typowy wątek sensacyjny. Jesteśmy zaintrygowani przebiegiem akcji, śledzimy ją z zainteresowaniem. Aveline nie poprzestaje jednak na tym. Podobnie jak Dürrenmatt (który tak bardzo lubi posługiwać się sensacyjną kanwą fabularną) wykorzystuje autor "Brouarta i nieporządku" zainteresowanie widzów po to, by zająć się istotnym dla współczesnego świata problemem psychologicznym, społecznym, moralnym i politycznym. Przedstawia psychologię człowieka, który lubi rozkazywać i słuchać, dla którego wszystko musi być na świecie jasne i uporządkowane. A jeśli fakty nie zgadzają się z jego wyobrażeniami... tym gorzej dla faktów. Będzie je siłą unicestwiał, aby przywrócić "porządek". Sposób myślenia Brouarta właściwy jest nie tylko dozorcom więziennym. Jego sposób działania cechował także tych, którzy palili książki i niszczyli dzieła sztuki, jeśli ich nie rozumieli. Aveline prezentuje w tej sztuce postawę drobnomieszczanina, zarozumiałego zadufka i tchórza zarazem, który szalejąc ze strachu i nienawiści, gotów jest niszczyć wszystko wokół siebie. "Brouart i nieporządek" rzuca więc ciekawy snop światła na psychologiczne źródła faszyzmu. A że jest to przy tym sztuka dobrze napisana, zgrabnie skonstruowana, o żywym, wartkim dialogu i niezłym humorze, stwarza ona dla teatru wdzięczne pole do działania. Wykorzystał tę szansę bardzo zręcznie Andrzej Szczepkowski, reżyser warszawskiego przedstawienia. W oparciu o dobry przekład Romany Szczepkowskiej wydobył "czarny" humor utworu i podkreślił trafnie jego głębszy sens, obsadził trafnie i poprowadził też dobrze aktorów, nowo zaangażowanych do Teatru Dramatycznego i prezentujących się po raz pierwszy na tej scenie. Wśród nich na szczególne uznanie zasługuje Zbigniew Zapasiewicz w roli tytułowej. Ten młody, utalentowany aktor Teatru Współczesnego, pokazał tu swoje wielkie możliwości charakterystyczne. Zagrał człowieka znacznie starszego od siebie, a jednak uprawdopodobnił całkowicie tę postać. Zmienił sobie głos, wygląd, postawę i chód, tak, że był początkowo prawie nie do poznania. Grał ostro, wyraziście, ale nigdy nie przekroczył granicy między komedią, a groteską czy farsą. Był przez cały czas przedstawienia człowiekiem, a nie kukłą. Śmiesznym, żałosnym, groźnym, ale zawsze ludzkim. Wielką niespodzianką tego przedstawienia była także rola skazanego na śmierć Pouzina, którą grał MACIEJ BORNlŃSKI. Ten nieznany w stolicy aktor prowincjonalny od razu zdobył tą rolą ostrogi. Co prawda odpowiadała ona bardzo jego predyspozycjom aktorskim, ale trzeba przyznać, że opracował ją bardzo starannie i mądrze. Jego Pouzin był nieszczęśliwym człowiekiem, wzbudzającym współczucie, nieporadnym i przerażonym tym co go czeka psychopatą, człowiekiem cierpiącym i chorym, który podejmuje jednak rozpaczliwą walkę o swoje życie i pragnie za wszelką cenę dowieść, że jest niewinny. Borniński zagrał zarówno strach Pouzina, jak jego cierpienia i walkę, prowadzoną kosztem ogromnego wysiłku i koncentracji woli. ZYGMUNT KĘSTOWICZ zagrał bardzo ciepło i sympatycznie poczciwego strażnika więziennego Chabri, zaprzeczenie i przeciwstawienie tępego służbisty Brouarta. MIECZYSŁAW VOIT miał niniejsze pole do popisu w roli obrońcy Pouzina, zagrał jednak tę postać z temperamentem, może tylko zanadto ją ironizując. STEFAN ŚRODKA był poprawnym dyrektorem więzienia, a STEFAN WRONCKI - naczelnikiem więziennej straży.
Funkcjonalną, przejrzystą w konstrukcji, realistyczna dekorację zaprojektował WOJCIECH SIECIŃSKI. Jedyną wadą spektaklu, granego i szybko i pewnie, są pewne dłużyzny, wymagające skrótów w tekście.