Artykuły

EKSPERYMENT AVELINE'A * KLUB MIŁOŚNIKÓW TEATRU 2.

Na scenie Teatru Dramatycznego Brouart-Zapasiewicz toczył bój na śmierć i życie z widmem śmier­ci. Brouart - stróż porządku 1 przepisów wszelakich. Brouart - nienaganny strażnik, zwierzchnik i podwładny. Brouart - wzór wypełniodawcy obowiązków i kon­struktor wielce finezyjnego systematu hierarchii więziennej -z se­rii: co komu wolno. Jak długo i o której godzinie, tenże Brouart, precz odrzuciwszy konstrukt po­rządku na słoniowych nogach oparty - znalazłszy się w bliskości jasnowidza - nagle się uczłowie­cza.

Jakiż to jasnowidz ma życiodaj­ne moce pod sobą? Kto jest w stanie wykrzesać człowieka z au­tomatu? Na czym polega uczło­wieczenie Brouarta? Odpowiedź na te trzy pytania będzie rozwiązaniem współczes­nego problemu - zagadki: co na­leży czynić, by w homo sapiens obudzić człowieka.

Odpowiedź na pytanie pierwsze: jasnowidz o nazwisku Pouzin ma zdolność ostrzegania aktualnie z nim przebywającego osobnika przed zbliżającą się śmiercią, śmierć Pouzin dostrzegał w oczach delikwenta, po czym odczuwał to, błyskawicznie zresztą. Jako war­czącą zmianę we własnym ciele. I wówczas wypowiadał formułkę: "Pan za chwilę umrze". Faktycz­nie, po kilku minutach osobnik umierał. Tego rodzaju incydenty dopro­wadziły Pouzina do więzienia, po­stawiły przed sąd i skazały na karę śmierci. Ludziom trudno by­ło zrozumieć, że to jasnowidz, a nie morderca. A poza tym nie chcieli "typa", wszystko jedno, czy był on jasnowidzem, czy mor­dercą - na cóż im bliskość tak potwornego niebezpieczeństwa,ja­kim jest jakieś tam prawdopodobieństwo, że całkiem podejrzany igrek spod nie wiadomo jakiej gwiazdy obwieści im za chwilę śmierć. O tym, że umrzeć trzeba,wiedzą i bez tego; ale po cóż ko­mukolwiek miecz nad głową? - I to w dodatku miecz, który rów­nie dobrze spaść może natych­miast, jak i w bardzo odległej przyszłości. A miłość życia jest wśród ludzi wielka.

Odpowiedź na pytanie drugie wydaje się lapidarna: widmo śmierci. Dla wyjaśnienia posłużmy się platońskim "bytem". W głębi Brouarta-automatu, na samym dnie jego biurokratyczno-moralistycznych trybików tkwiło życie - byt czy może lepiej człowieczeństwo-byt. Jako niezależna jed­nostka materii zdolna do kiero­wania zespołem trybów machiny. Kierować jednak mogła tylko wówczas, gdy znajdowała się bez­pośrednio pod warstwą powierzch­niową automatu. Ponieważ w wy­padku Brouarta jednostka owa tkwiła w pokładach głębinowych, jej wpływy na działanie bohatera były praktycznie biorąc, żadne. Potrzebny był Brouartowi bądź doskonały mistrz śrubokrętu, bę­dący "w stanie wydobyć cenny byt z zębatych labiryntów, bądź do­statecznie silny wstrząs, który za jednym zamachem wyniósłby czło­wieczeństwo ku światłu. Zastoso­wano terapię drugą - natychmia­stową. Sąsiedztwo jasnowidza w wię­zieniu (trafił pod opiekę bohatera) zatrzęsło nie tylko człowieczeń­stwem biuralisty. Potrząsnęło wszystkimi jego metalowymi kółkami. Świadomość, że w każdej chwili może się dowiedzieć o bli­skości własnej śmierci, w ciągu kilku godzin doprowadziła do... Ale to już jest

Odpowiedź na pytanie trzecie:

...uczłowieczenia Brouarta.

Służbowe nogi jego zasad oka­zały się być porcelanowe. Fenomen ładu i formalistyki miota się w pokoju przyległym do celi Pou­zina, niczym potępiona, ale i sza­lona dusza w piekielnych otchła­niach. On, który do ust nie brał alkoholu (w czasie pracy) - teraz wypił całą jego butelkę! On, któ­ry wszystkie obowiązki wypełniał natychmiast (a nawet a priori), nie napisał protokołu - zapom­niał! On, który bezlitośnie tępił najmniejszy przejaw niedbałości - pozwolił się zastać podwładnemu w chaosie przekraczającym nawet ludzkie wyobrażenie o porządku, nie mówiąc o wyobrażeniach au­tomatu. On wreszcie, całkiem zwy­czajnie, udusił Pouzina jego prze­ścieradłem, nie mogąc dłużej zma­gać się z nie istniejącym a niebezpiecznym, dosko­nale zresztą pozorując samobój­stwo skazańca. A więc Brouart przestał nad sobą panować. Wyszedł z siebie i za­jął pozycję obok. Po zlikwidowa­niu niebezpieczeństwa powrócił na dawne miejsce do wewnątrz. Po­ranne porządki zlikwidowały wszelkie ślady nocnych zmagań. Brouart ustawił zarówno swego podwładnego. Jak i siebie na właściwych miejscach - po czym wszystko wróciło do normy. Rozwiązanie zagadki-problemu: Chcąc obudzić człowieka w ho­mo sapiens (przyczyn niemyślenia nie będziemy w tej chwili analizować), należy postawić ży­jący automat w obliczu faktycz­nego niebezpieczeństwa i, dla pewności, uświadomić pacjentowi istotę tegoż niebezpieczeństwa. Trzeba w nim wyzwolić strach - najlepiej strach przed śmiercią. Jest to eksperyment trochę niehumanitarny i niezbyt trwały w skutkach, ale reakcja uczłowie­czenia wystąpi w 100% przypad­ków.

Irena Pietrow, Warszawa, Graniczna 2 m 36

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji