Jest absolutnie niezbędne aby byli doskonali...
COMMEDIA dell`arte - rubaszna, plebejska, z ludu się wywodząca, to cała epoka w historii sztuki teatralnej. Złoty okres przeżywała w XVII w we Włoszech, szybko też rozprzestrzeniła się na Francję, Anglię, dotarła i do nas, inspirując wielu komediopisarzy. Inaczej zwana komedią improwizowaną, operowała z góry ustalonym kanonem postaci (w zasadzie niezmiennym, z drobnymi jedynie modyfikacjami) i nikłym tekstem, będącym dla aktorów pretekstem do snucia własnych fantazji, wymyślania point z przedstawienia na przedstawienie. Karkołomne sytuacje, splot pomyłek, przebieranki, oszukaństwa, wyzwiska, humor słowny i sytuacyjny, śpiew, taniec, pantomima - oto skromna zaledwie część arsenału środków tego gatunku.
Dla aktorów, zwłaszcza takich mających "teatr we krwi", była to sytuacja kapitalna: nieraz dysponowali oni jedynie szkieletowym scenariuszem, zawieszonym w kulisach - a podanie go widzom było już ich sprawą. Inna rzecz, że "noblesse oblige": Desboulmiers pisał, iż "ten rodzaj komedii nie dopuszcza mierności u aktorów, jest absolutnie niezbędne, aby byli oni doskonali".
Na ile udało się to Teatrowi "Wybrzeże", który w swym konsekwentnym dążeniu do kroczenia nie przetartymi ścieżkami wystąpił ostatnio z polską prapremierą "Arlekina z Zielonego Przylądka" Evarista Gherardiego (1663-1700) w przekładzie Halszki Wiśniowskiej. Gherardi był człowiekiem teatru: sam wystawiał swe sztuki, grał w nich role Arlekina, został dyrektorem trupy, wydał dwukrotnie kilkutomową edycję swych scenicznych utworów. Tyle, że były one utrzymane właśnie w konwencji commedii del l`arte, stanowiły więc raczej szkielet scenicznego tworzywa, niż zakończone, zamknięte dzieło. "Arlekin z Zielonego Przylądka" jest właśnie takim utworem o tekście dość błahym - żeby zaś usatysfakcjonował współczesnego przynajmniej widza, potrzebna mu jest owa doskonałość zarówno w realizacji, jaki wykonawstwie.
Reżyser gdańskiego przedstawienia, ABDELLAH DRISSI wiele zdziałał dla zapewnienia mu barwności, humoru, zaskakujących niekiedy rozwiązań, zapominając wszakże o najważniejszym dla tego rodzaju widowisk: tempie. Przedstawienie jest rozwlekłe, w drugim akcie wręcz nużące. A szkoda - bo poza tym koronnym niejako zarzutem, spektakl to pod wieloma względami bardzo interesujący. Są w nim pomysły nieszablonowe, jak chociażby Normandczyk zaciągający po... kaszubsku, rozgrywanie całych kwestii przez Mezzetina przy pomocy kilku tylko słów: "Proszę bardzo, jak pan chce, bardzo proszę...".
Gdy o tekstach mowa, trzeba tu wspomnieć o specjalnie dla tego spektaklu napisanych urokliwych piosenkach Krystyny Wodnickiej z muzyką Andrzeja Głowińskiego (zwłaszcza "Maski sprzedaję! Maski! Maski! Za byle grosik, lub za dwa!") świetnie interpretowane przez Teresę Iżewską. Dała się ona tu poznać jako ciekawa piosenkarka, znakomicie też tańczyła. To są jednak wszystko ramy dla "sterowanej improwizacji" realizatorów i wykonawców. W tym względzie równorzędnym partnerem reżysera jest scenograf Jadwiga Pożakowska, której dekoracje i kostiumy były dowcipne (np. kapelusz w postaci pnia z wbitym weń toporem, diabeł z obandażowanym ogonem, czy cały korowód znaków Zodiaku), malownicze i wymyślne. Układy ruchowe, ważne dla tego przedstawienia, opracowała Józefa Sławucka. Ale główny ciężar spektaklu - jak to w commedii dell'arte bywało - spoczywa na aktorach. Wśród nich króluje niepodzielnie Jerzy Łapiński jako Arlekin - "sceniczny dynamit" o tysiącu wcieleniach, jegomość prowadzący dyskurs sam ze sobą, akrobata, mim, przechera i romantyk w jednej osobie. Tak znakomitej, dopracowanej do najdrobniejszych szczegółów roli dawno nie widzieliśmy. Bardzo mi się podobał też Pierrot Jerzego Nowackiego. Zagrał on go z dystansem jakby, filozoficzną zadumą, a jednocześnie,... warunkami fizycznymi, lekkością ruchów przypominał wielkich mimów... Pełne uroku były panie: Elżbieta Kochanowska jako Angelika i Tomira Kowalik - Kolombina, zabawnym Doktorem - Lech Skolimowski, chwackim Mezzetinem Zbigniew Grochal. Obsadę uzupełniają Andrzej Piszczatowski, Zbigniew Mamom, Kazimierz Iwór i Adam Kazimierz Trela - nie licząc barwnego, przewijającego się wciąż przez scenę tłumu. Podczas spektaklu gra zespół "Rama 111".