ROMULUS WIELKI
1.
W nowoczesnej literaturze liczmy ją od Hegla - najświetniejszy i najbardziej znaczący dramat o mechanice, prawidłach i nieprawidłach historii zapisał Zygmunt Krasiński w "Nieboskiej komedii". Przed nim myśli o historii wpisywał do swych tekstów Szekspir, po nim - Brecht. Ostatni jednak realizował swoje pasje historiozoficzne z absolutnie niemieckim brakiem wdzięku i przy całkowitym niedostatku zrozumienia dla czynnika subiektywnego i - dla poezji.
Teraz znów spotykamy się z Friedrichem Dürrenmattem. Bardzo to interesujące zetknięcie, pomimo, iż Dürrenmatt - co powinno odstręczać - w jakiejś tam mierze jednak siedzi w Brechcie i kontynuuje jego formę. Interesujące - ponieważ Dürrenmatt mimo wszystko jest inny o ton, a zwłaszcza nie jest Niemcem ani dogmatykiem. Nie Zgadza się z brechtowską interpretacją historii - interpretacją śmiertelnie serio, z ogromnym szacunkiem dla założonej wyłączności czynnika materialnego dziejów (nb. czynnik ten zostanie w "Romulusie Wielkim" wykpiony w epizodzie fabrykanta spodni, Cezara Rupfa, pragnącego milionami sztuk złota ingerować w losy imperium), ale jednocześnie nie zgadza się też z wyłącznością czynnika przeciwnego, idealnego i dlatego wykpi także romantyczny gest Rei, córki Romulusa, sprzedającej się za miliony - dla dobra ojczyzny. Jak każdy sceptyk będzie szukał drogi pośredniej i wypowie własną wersję - nie tyle o historii samej, ile o człowieku jako przedmiocie i zarazem sędzim historii. Ściślej - o człowieku, samozwańczym sędzim historii, bijąc w ten sposób zarówno materialistycznego klina między jednostkę i historię - jak Brecht - jak też oddając człowiekowi i jedynie człowiekowi prawo do świadomości i drwiny, i do samotności - po próbie...
2.
W "Romulusie Wielkim" Dürrenmatt, w błazeńskim kostiumie, stawia pytanie o wartości. Gdzie ich mianowicie szukać: w historii, uczestnicząc w niej po zgodzie, wyrażonej na jej prawidła i jej aż nadto widoczne cele?, czy też w człowieku, w nim samym, w integralności jego postawy oraz w godności, z jaką przyjmie rezultat ewentualnego zderzenia z historią?
Romulus Dürrenmatta przyjmuje na siebie togę sędziego imperium. Rzym musi upaść, on, Cezar, mimo szans, jakich mu udziela rzeczywistość, nie przeszkodzi w tym upadku. Jednak decyzję swą oprze nie na racjach politycznych, lecz na argumencie moralnym, albowiem Rzym przegnił, jego wielkość oparta jest na nadużyciu prawa, na podbojach i trupach...
Oczywiście - Romulus ingeruje w ten sposób w historię, co powinno być niedopuszczalne. Może zwycięzcy Germanie skłonni będą nagle poddać się władzy splajtowanego Cezara i cały gmach upadnie? Historia i działanie ludzkie - zdaje się mówić Dürrenmatt - biegną równolegle, nie krzyżują się ani nie wspierają, a nasze spekulacje i działania, oparte na normie moralnej, nie mogą mieć wpływu na coś, co toczy niezależnie, ponad nami i ponad moralnością. Dürrenmatt, po klęsce Romulusa, pozostawi mu jednak szansę zachowania twarzy - owego smutnego, błazeńskiego gestu, który stał się znakiem i wyrazem świadomości, będącej jedyną własnością i jedyną wobec historii wolnością człowieka... A że historia lubi własne swoje reguły - na gruzach jednego zbrodniczego imperium wyrośnie teraz drugie a mniemany uzdrowieńczy gest Romulusa okaże się daremny i bezsensowny, bo sprzeczny z regułą historii. Ale pomimo bezsąpsowności i daremności gestu - autor opowie się za nim. Może z zachowaniem rezerwy na ironiczny uśmiech? Poprze go z pozycji Europejczyka. Najdoskonalszego Europejczyka, bo Szwajcara, dość dalekiego od zbyt często toczących się po Europie, miażdżących kół. Dürrenmatt, pomimo praktycznej daremności postawy i widzenia, jakim Romulus obejmował historię, określi całą postawę swego bohatera - także z "emerytalną" pointą czwartego aktu - jako wzorcową...
3.
Gdańskie przedstawienie "Romulusa Wielkiego" (reżyser Piotr Paradowski, premiera 25 lutego 1966 r. w Teatrze Kameralnym w Sopocie) uprawnia do refleksji dzięki Tadeuszowi Gwiazdowskiemu.
Rolę otwierają świetne, "polifoniczne" intonacje pierwszego aktu: kapryśny ton cesarza podczas rozmów rodzinnych, handlarski w kontakcie z antykwariuszem, ironiczny wobec proszącego o azyl cesarza wschodniego Rzymu, wreszcie zamyślony, filozoficzny podczas wygłaszania refleksji historiozoficznych... Łącznie zapowiada to dopiero postać prawdziwą: Romulusa z drugiego aktu, kiedy porażony, spięty wewnętrznie tkwić będzie nieruchomo na przeciwko Emiliana, kiedy prowadzić będzie z nim ów niby dialog, bez kontaktu, bo na wyrzuty Emiliana odpowiadać będzie w sposób automatyczny swoimi zmarłymi w jednej chwili prawdami - czy Romulusa z trzeciego aktu, gdy w trzech kolejno po sobie następujących scenach - z żoną, córką i Emilianem i spiskowcami - trzykrotnie, zawsze w innej tonacji, od błazeńskiej poczynając na wielkiej retoryce kończąc, powtórzy swą prawdę o sobie i swej postawie wobec historii - czy wreszcie Romulusa z czwartego aktu, który na chwilę spotkania z Odoakrem utraci maskę, przekona się o daremności swego postępowania i oczekiwania, a przywdzieje ją na powrót - bezsilny już - w finale, odcinając się jakby w ten sposób od Teodoryka, wyrażającego istotne treści nowego etapu historii w postaci imperium Germanów...
Niektóre sekwencje roli Gwiazdowskiego są mistrzowskie - owe zwłaszcza przejścia w tonacjach, w całości jest to osiągnięcie wybitne, jakże przy tym odmienne od innej świetnej kreacji Romulusa - Jana Swiderskiego. Świderski, który ostatnio wznowił swój spektakl w "Teatrze Dramatycznym", jest jednak bardziej aktorski, bardziej cesarski, widać szwy, mimo iż są to szwy mistrzowskie. Gwiazdowski - mniej cesarski, mniej aktorski - dał swemu Romulusowi więcej ludzkiej prawdy...
4.
Inną wartością spektaklu jest niewątpliwie plastyka sceniczna Jadwigi Pożakowskiej, szczególnie architektura willi i jej odmiany w kolejnych aktach - realistyczne a jednocześnie uogólniające, metaforyczne, nie tylko przez wymowę zamalowanego horyzontu, ale także przez wyraz całości. Dorobek artystyczny Jadwigi Pożakowskiej zasługuje na osobny artykuł, na szczegółową, obszerną analizę.
Trudno natomiast mówić o spektaklu "Romulusa Wielkiego" jako pewnej skoordynowanej całości. Są w nim sceny i sytuacje lepsze lub gorsze, w całości brakuje mu jednak konsekwencji stylowej i rygorów.