ROMULUS MAŁY I WIELKI
Przed siedmiu laty, w okresie swojej świetności, Teatr Dramatyczny wystawił już raz "Romulusa Wielkiego" Dürrenmatta. Była to polska prapremiera. Spektakl niezbyt się wprawdzie wtedy udał, ale pozostał w pamięci Jan Świderski, świetny w roli tytułowej. Wystawiony ostatnio na tej scenie "Romulus" nie jest powtórzeniem poprzedniej inscenizacji. Zmienił się reżyser, scenograf i większość wykonawców. Pozostał przede wszystkim Świderski. I o to właśnie chodziło. Można się domyślać, że powrócono do tej sztuki Dürrenmatta, by Świderski mógł jeszcze raz pokazać się w roli Romulusa. Byłaby to decyzja słuszna nawet wówczas, gdyby Świderski zagrał tylko tak jak przed laty. A zagrał jeszcze lepiej. Romulus Świderskiego wart jest osobnego studium. Ten mędrzec ukryty za gestem pajaca znalazł w Świderskim świetnego interpretatora.Dürrenmatt napisał kiedyś: "Świat... jest dla mnie czymś niesamowitym, zagadką zła, które trzeba przyjąć, przed którym jednak nie wolno kapitulować". Ostatni cesarz imperium rzymskiego, spokojnie hodujący kury, podczas gdy wokół wszystko się wali, mógłby powiedzieć to samo. Romulus jest także przerażony światem, mierzi go cywilizacja w jakiej wyrósł-przyjmuje jej zło, ale nie kapituluje. Romulus w oczach swego otoczenia jest karłem i błaznem, jest Romulusem małym. Nikt nie domyśla się w nim mędrca, który wydał wyrok na swoją epokę i wyrok ten sam wykonuje. Bierność Romulusa w decydujących dla Rzymu chwilach przyniesie zagładę wiecznemu miastu. Rzym zginie, ponieważ nie ma już nic światu do zaofiarowania; jego idee są martwe, jego wielkość zmurszała.
Świderski wbiega na scenę krokiem figlarnego staruszka; każe sobie dać śniadanie, wypytuje o kury, jest beztroski. Za tą beztroską czuje się jednak powagę. Gesty, jakimi odgradza się od otoczenia są jak lekka zasłona, przez którą prześwitują smutek i mądrość, przenikliwość i odwaga. Ogromnie ludzki jest Romulus Świderskiego. Sybaryta, który zdobył się na odwagę negacji. Sybaryta grający rolę Losu. Świderski daje Romulusowi dziesiątki odcieni - od błazeńskiej pozy po tony głęboko tragiczne. Dürrenmatt zakpił sobie ze swego bohatera. Rzym wprawdzie ginie, ale Romulus idzie na emeryturę u zwycięskich Germanów. Odoaker okazał się również hodowcą kur, mało tego - jest liberałem nie cierpiącym przemocy. Romulus przypada mu do serca. Teraz będą razem hodowali kury do czasu, aż bratanek Odoakera, Teodoryk, typowy przedstawiciel germańskiej prężności, definitywnie im w tym przeszkodzi. Ta ponura, jak nazwał ją sam autor, komedia nie da się właściwie opowiedzieć. Tak jak nie można opowiedzieć paradoksu. Można go tylko powtórzyć. Teatr Dürrenmatta pełen jest błyskotliwych obserwatorów współczesnego mu świata. Obserwatorów a także krytyków. Dürrenmatt jak ognia boi się etykietki moralizatora - kpi, wyśmiewa, ale wnioski pozostawia widzowi. W "Romulusie" Dürrenmatt mówi o roli państwa, o patriotyzmie, o wolności jednostki, o historycznych koniecznościach. I jeśli nawet nie ze wszystkimi jego myślami my, u nas, możemy się zgodzić, są one na pewno warte uwagi. "Romulusa Wielkiego" reżyserował w Dramatycznym Ludwik René. Dekoracje wyszły spod ręki Jana Kosińskiego. René, reżyser wytrawny, zrobił spektakl wyraźnie z jedną myślą - dla Świderskiego. Nie ma w tym stwierdzeniu cienia wyrzutu, tym bardziej, że wszystko płynie tu gładko, z sensem, logicznie. Aktorsko, niestety, rzecz nie jest równa. Obok kilku interesująco zagranych ról są też i nieporozumienia.