Artykuły

Noce i dnie wśród urojeń: narodowych, rodzinnych, społecznych

Akcja powieści i przedstawienia rozpoczy­na się w roku 1884 a kończy w 1914. Przed­stawienie trwa bez przerwy godzinę i kilka­naście minut. Składa się z kilku obrazów ("Ślub", "W domu Barbary", "W mieście", "Choro­ba Barbary", "Śmierć Teresy", "Scena rodzinna z Agnieszką", "Między Bogumiłem i Felicją", "Strajk", "Lozanna", "Bal w Kalińcu", "Śmierć Bo­gumiła", "Rozmyślania Barbary") płynnie prze­chodzących jeden w drugi, nieznacznie roz­dzielonych jedynie monologami Barbary lub jej dialogami z innymi osobami powieści.

Całość rozpoczyna "Ślub". Główni bohatero­wie, Bogumił Niechcic (gra go Cezariusz Chrapkiewicz) i Barbara z domu Ostrzeńska (gra ją Halina Łabonarska) przy rampie zwróceni tyłem do widowni. W głębi na podeście Ksiądz (Zbigniew Bebak), dający ślub. Na bocznych podestach, niby w na­wach kościelnych, goście. Ksiądz i głosy przypominają antenatów obu stron. Robi to wrażenie jakby świadkowie ślubu wypowia­dali swoje myśli. Przypominają, że w dzie­jach rodzinnych obu stron cezury pomyślno­ści materialnej wypadają po powstaniu sty­czniowym. Tymczasem Ksiądz łączy małżeń­stwo i wygłasza dewizę, która jeszcze raz przypomniana będzie przy końcu przedsta­wienia: "Tej majętności, co ją pamięć czło­wiecza uzbiera, nie strawi ogień i nie za­bierze woda".

Bogumił i Barbara zostają sami. Dręczą się wzajemnie. Bo małżeństwo nie jest z mi­łości równej z obu stron. Kobieta nie może zapomnieć przeszłości, a mężczyzna godzi się na ten kompromis - mieć obok siebie uko­chaną kobietę nawet jeśli nie ma jej duszy. Każde mówi innym językiem. Inne cenią wartości, inaczej patrzą w przyszłość. "Ja się do wszystkiego w życiu przyzwyczaiłem i nie przejmuję się tymi rzeczami. Przejmu­ję się tobą i pracą" - mówi Bogumił Niech­cic, człowiek prawy, uczciwy, zrównoważony, doświadczony przez życie. "Żyjesz swoją ro­botą na podwórzu i w polu tak, jakby od jej przebiegu zależała nie tylko zamożność właścicieli i jaka taka pomyślność nas oboj­ga, lecz - losy świata" - mówi Barbara, osoba histeryczna, bardziej goniąca majaki niż czująca realne życie wokół siebie.

Toteż scena między Bogumiłem i Barbarą niepostrzeżenie przechodzi w jej samotne wspomnienie o Józefie Toliboskim i w roz­mowę z siostrą Teresą o właściwym sto­sunku do życia, zakończoną stwierdzeniem: "Nie myśleć wciąż o sobie".

Wszystkie następne sceny przynoszą Bar­barze i Bogumiłowi coraz to nowe doświad­czenia, wzajemne nieporozumienia, śmierć syna, ciężką chorobę Barbary, śmierć Teresy, zdradę męża, kłopoty z dziećmi, lęk o ich zdrowie, życie, naukę i charaktery. Wszystko pośród wiecznych udręk i zastanowień nad nieszczęśliwą dawną miłością, nad bezsen­sownością świata, nad wymarzonymi ideała­mi pracy społecznej. Aż do odejścia Agnieszki, aż do śmierci Bogumiła, aż do nieurojonych kłopotów z Emilką i Tomaszem, aż do zbyt późnego uznania wartości w pracy i codzien­nym pospolitym związku z życiem, z jego trudami i obowiązkami. Tylko najmądrzej­szym lub tylko bardzo doświadczonym przez życie dostępna jest taka wiedza o życiu i sto­sunku do innych ludzi.

Jak w powieści, centralną postacią w przedstawieniu jest Barbara. Grana przez Halinę Łabonarską przekonująco w pierwszej części przedstawienia, w drugiej nieco bez­barwna, gdy ilość i jakość doświadczeń ży­ciowych Barbary zbyt już przewyższa tu su­mę doznań, umiejętności i talentu młodej aktorki (pierwszy rok na scenie), dźwigają­cej poza tym z powodzeniem trudne zada­nie. Usunięte na drugi plan sceny zbiorowe wyraziście charakteryzują tło akcji, zarówno polityczne i społeczne (strajk, dyskusje lo­zańskie) jak obyczajowe (wszystkie sceny w Kalińcu), pełne gadaniny o działalności pa­triotycznej, filantropijnej i pozytywistycz­nym budowaniu, nie pozbawione przy tym typowo drobnomieszczańskich wycieczek w głąb życia wewnętrznego i rodzinnego osób dramatu. Wszystkie razem stwarzają w in­scenizacji klimat właściwy dla całej naszej literatury powieściowej XIX i początku XX wieku. Niektóre z nich, jak scena ślubu, bal przechodzący w korowód pogrzebowy Tere­sy, zainscenizowane w tonacji czerni i fiole­tu, z lekkimi akcentami bieli i kolorowych kwietnych bukietów, stwarzają wrażenie scen na pograniczu rzeczywistości i snu. Pod ko­niec przedstawienia, gdy Barbara czyta listy Emilki i Agnieszki i rozmyśla głośno o dzie­ciach, zwłaszcza o Tomaszku, wydaje się, że wszystko rozegrało się w wyobraźni aktorki, snującej przed widzami swój ilustrowany obrazami monodram.

Z innych aktorów wymienić trzeba szcze­gólnie przekonująco i jakby z pełną powieś­ciową wiedzą o postaci zagraną rolę Agniesz­ki (Ewa Milde-Prus) i prostą a dosadną postać Felicji (Joanna Orzeszkowska) oraz Teresy, bardzo sugestywnej w ruchu zwłasz­cza (Wanda Ostrowska). Z panów tak na­prawdę to nie podobał mi się żaden, ani w tym co i jak mówił, ani w grze, ani w syl­wetce czy ruchu postaci.

Nad adaptacją i inscenizacją, kulturalnymi i udatnymi w wykonaniu zamysłu (los ko­biety na przykładzie dziejów Barbary), za­ciążyła - jak się zdaje - mentalność pań, które zbiorowo przedstawienie przygotowały. Zbyt dużo było w niej sentymentów, senty­mentalizmu, taniego patosu, zbyt mało - obecnych w powieści - opozycji sił zdro­wych; witalnych, realnych, uosobionych w Bogumile ciepłych, radosnych, refleksyjnych - w Agnieszce. To zdecydowało i o tym, że pierwsza w Kaliszu, bez mała mieście ro­dzinnym Dąbrowskiej, adaptacja jej powieści nie stała się wydarzeniem, jakim być mogła, i o pewnej przeciętności - na tle innych adaptacji powieściowych - samego przed­stawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji