Pieprzny hit
Krystian Lupa zbudował na Swiebodzkim wielogodzinny komediodramat "przy bufecie" życia. Bohaterki "Prezydentek" biorą udział w wędrówce z sofy na krzesła, z krzeseł na sofę, budując mroczną i dramatyczną egzystencję kobiet krążących pomiędzy snami o miłości a brudami życia i ogarniętych telewizyjnym uzależnieniem.
Świat jest wtedy prawdziwy, gdy jest w telewizorze, jak się im wydaje. Ślepiąc godzinami jak my wszyscy w ekran, o wyższych i niższych ideach marzą dewotka Mariedl (Ewa Skibińska), niemal dziwka Greta (dobra rola Haliny Rasiakówny) i matka alkoholika Erna (Bożena Baranowska). Ich role wzbudziły entuzjazm nie tylko podczas ostatniego tournee teatru do Francji, ale i na Festiwalu Sztuki Aktorskiej w Kaliszu.
Lupa zaciąga widza do zagraconej kuchni, w której trzy - chwilami odrażające - Gracje XX wieku walczą o piękno własnej osoby. Telewizor jest dla bohaterek sztuki Schwaba fetyszem, bóstwem, które szczelnie oblepia ich wyobraźnię błotem informacji i obrazków. Wszystko, czego dotykają, albo zmienia się na ich oczach w rzeczy nieważne, albo też nadają im - dość histerycznie - nowe, trywialne znaczenie. Potrafią pół godziny rozmawiać o ludzkim wydalaniu, roztrząsając, które ze słów - kał, kupka, stolec czy gówno - ma wymiar mistyczny. Przez drugie pół gadały o wpływie konsumpcji wątrobianki na picie wódy i obłapianie panienek.
O czym to? O wszystkim. Bo wszyscy krzywdzimy, wszyscy skrywamy, każdy nosi tajemnicę miłości, patrzymy na świat przez pryzmat własnych doznań i samowiedzy, jakbyśmy wyświetlali slajdy z projektora. Lupa burzy mit o wysublimowanym artyście, który zajmuje się głównie swym skomplikowanym i bogatym wnętrzem. To, co słyszymy ze sceny, to potok narzekań, skarg i pretensji wypowiadanych ostrym, wulgarnym, ale i poetyckim językiem, który brzmi tak, jakby ktoś wymieszał dialogi z brazylijskiego serialu z przemówieniem polityka i kazaniem. Tym językiem Schwab rysuje portret mentalności, w której głupota walczy z przesądem.
Ważną sprawą jest doświadczenie religijne bohaterek. Lupa pokazuje rozdarcie wiary i życia, poczucie winy, trudność ofiary i dewocję, która powoduje, że wiara jest tylko powierzchowna.
Halina Rasiakówna, Ewa Skibińska i Bożena Baranowska pokonują granicę ekshibicjonizmu. Można taki teatr smakować, można czuć się zatrwożonym. W sumie spektakl dla koneserów.