Impresario w opałach
Warszawska Opera Kameralna, fenomen na skalę światową, ma czterdzieści lat! Założyciel, Stefan Sutkowski, jest niezmiennie jej dyrektorem. Zapewnia scenie klasę i ton. Idealista, któremu wszystko się udaje.
PANI: Jakie są Pana największe satysfakcje?
Stefan Sutkowski: Na pewno nie błyski chwili. Podtrzymuje mnie na duchu nieustający aplauz dla naszych inscenizacji, a także ranga przedsięwzięcia, jakim jest wystawienie wszystkich oper Mozarta. W ubiegłym roku w Holandii pokazaliśmy, dzień po dniu, wszystkie dwadzieścia trzy tytuły mozartowskie, w Madrycie - 18, w Wiedniu - 16. Mamy wierną publiczność w Japonii.
A najtrudniejszy czas to...
- Lata sześćdziesiąte, w których prowadziłem swój teatr całkiem prywatnie. W tamtych czasach!
Kto oprócz Pana wytrwał w WOK do dziś?
- Andrzej Sadowski, scenograf, z którym realizowałem naszą pierwszą premierę "La serva padrona" Pergolesiego w Teatrze Stanisławowskim w Starej Pomarańczami w Łazienkach.
Co zobaczymy 12 września, w 40. rocznicę powstania sceny?
- "Impresaria w opałach" Domenica Cimarosy w Teatrze Stanisławowskim. Będzie to jednocześnie opowieść o mnie, o moim borykaniu się z trudnościami - ale na wesoło. Przecież zawsze znajdowałem wyjście z każdej sytuacji.
Nigdy nie miał Pan pokusy, żeby rzucić to wszystko?
- Unikam myśli na ten temat.