Artykuły

Energia zaklęta w słowach, muzyce i obrazach

Trzecia odsłona Festiwalu Kultury Żydowskiej "Zbliżenia" udowodniła, że wpisał się on na stałe w kalendarz kulturalny Trójmiasta. Siłą tego festiwalu jest różnorodność - pisze Małgorzata Bierejszyk w Gazecie Świętojańskiej.

Zainteresowaniem cieszyły się warsztaty piosenki żydowskiej, kuchni koszernej (pieczenie chały), historii komiksu żydowskiego, podstaw języka hebrajskiego i wykonywania przedmiotów dekoracyjnych z drewna. Wykłady przyciągnęły chętnych do poszerzania wiedzy, a występy artystyczne nie tylko przybliżyły dawną, często zapomnianą kulturę, ale przede wszystkim stały się okazją do poszukiwania własnych korzeni i artystycznej drogi we współczesnym świecie. Nowa Synagoga we Wrzeszczu w czasie festiwalu okazała się otwartym, gościnnym miejscem, dobrym do rozmów, zawierania nowych znajomości, spotkań z osobami o podobnych zainteresowaniach. Festiwalowe wydarzenia odbywały się również w Klubie Żak, Klubie Winda, Klubie Plama, Villi Eva oraz w Bibliotece Manhattan. To wyjście "na zewnątrz" stanowiło ogromny walor festiwalu.

Podczas "Zbliżeń" odbyły się promocje książek: Przemysława Guldy "Moi sąsiedzi nie żyją", Pawła Smoleńskiego "Oczy zasypane piaskiem" i "Jerozolimskie Nowe Miasto - miejsca i ludzie" Marka Suchara, wszystkie z udziałem ich autorów, a na stoisku księgarskim można było poznać bogatą ofertę książek związanych z tematyką żydowską. Wiele wydarzeń tegorocznej odsłony festiwalu odwoływało się do mało znanego w Polsce dziedzictwa literackiego polskich Żydów. Bohaterem jednego z wykładów był Szalom Asz, prozaik, dramaturg i eseista, zaś główną bohaterką całego wydarzenia - poetka i satyryczka Zuzanna Ginczanka. Jej życie i twórczość podczas wykładu przybliżyła prof. Izolda Kiec, a ostatniego, czwartego dnia "Zbliżeń", obejrzeć można było włoski film z 2014 r. "Urwany wiersz. Zuzanna Ginczanka" w reżyserii Mary Mirka Milo.

Twórczość rozstrzelanej w wieku 27 lat przez hitlerowców pod koniec wojny Ginczanki stała się inspiracją dla współczesnych muzyków. Wiersze tej żydowskiej poetki, u której w rodzinnym domu mówiło się po rosyjsku, a która nauczyła się polskiego i wrosła z ten język na tyle mocno, by tworzyć i stać się gwiazdą przedwojennych salonów literackich - wśród Skamandrytów i w środowisku Gombrowicza - zostały wykorzystane w dwóch projektach muzycznych.

Podczas festiwalu swoje premiery miały "Szpilki" - teatralizowany koncert Marii Ka, Mai Miro Wiśniewskiej i Marii Graczyk oraz "W moich marzeniach bije burza" Celiny Muzy i Susanne Folk Trio [na zdjęciu] - koncert piosenek, których tekstami były wiersze Ginczanki, a także niemieckich poetek żydowskiego pochodzenia: Maschy Kaléko i Lili Grün.

Koncert "Szpilki" ujawnił prawdziwą moc tego festiwalu - moc zbliżania ludzi do siebie i przybliżania odległych artystycznych światów. Subtelna, lecz bardzo rytmiczna gra na flecie poprzecznym splotła się z donośnymi dźwiękami zachodnioafrykańskich bębnów i egzotycznymi brzmieniami kalimby czy tybetańskich mis. W tę zróżnicowaną, prawdziwie kobiecą muzyczną energię, Maria Ka Kawska, pomysłodawczyni i współreżyserka (z Markiem Brandem) projektu - wkomponowała swoje interpretacje wierszy Ginczanki. Intrygująco brzmiały wiersze ubrane w melodie, jak i te wyrecytowane i wyszeptane. Przy takim zróżnicowaniu udało się perfekcyjnie zgrać wszystkie stylistyki, łącznie z elementami choreografii. Artystki skupiły się na motywie kobiecości w poezji, stąd tytułowe szpilki, będące zarówno elementem scenografii, jak i scenicznych kostiumów. Nałożenie i zdjęcie butów na wysokich obcasach urastało tu do symbolu. Ciekawym pomysłem było dodanie wypowiedzi współczesnych gdańszczanek na temat kobiecości, w formie głosów z offu. Nie wszystkie słowa przywoływanych wierszy były wyraźnie słyszalne, co nieco utrudniało skupienie się na przekazie, jednak głos trzech młodych artystek wydaje się ważny, zwłaszcza w kontekście dzisiejszego kultu wizerunku.

W dostępnych materiałach często przewijały się opisy urody poetki. Przedstawiana jest jako wyjątkowo piękna, elegancka, kobieca, o charakterystycznej karnacji i wyraźnie semickich rysach twarzy. Sama miała świadomość, że jej wygląd przykuwa uwagę, dlatego ukrywała się w czasie wojny, przenosiła z miejsca na miejsce, podawała za Ormiankę. Niestety jej przewidywania, którym dała wyraz w twórczości, okazały się słuszne i rzeczywiście zginęła, gdyż została zadenuncjowana przez kogoś z sąsiadów.

Celina Muza, polska wokalistka i aktorka znana z ról m.in. w Teatrze Muzycznym, mieszkająca i tworząca w Berlinie, przedstawiła bardzo melodyjne piosenki oparte na poetyckich tekstach. Wraz z towarzyszącymi jej artystami: Susanne Folk (saksofon, klarnet), Benediktem Jahnelem (fortepian) i Rolandem Fideziusem (bas) skomponowała muzykę, która dobrze oddawała charakter przedstawianych utworów poetyckich. Jest w tych kompozycjach nostalgia, liryzm, ale też dużo pewności siebie, zadziorności i radości. Wiersze trzech poetek zostały dobrane tak, by podkreślić, że utwory każdej z nich można potraktować jako odpowiedzi na artystyczne wypowiedzi pozostałych. Program urzekał spójnością, konsekwentną realizacją zamysłu, a piosenki były poruszające i bogato zaaranżowane. Ta propozycja skojarzyła mi się z najlepszymi tradycjami piosenek z Opola, choć oczywiście w kameralnym wydaniu. Celina Muza i instrumentaliści przekazali ze sceny ładunek ciepła i dobra, co publiczność wyczuła i nagrodziła wielkimi brawami.

"Król przez jedną noc", monodram Olka Mincera, aktora teatralnego i filmowego (m.in. "Pasja" Mela Gibsona), wywodzącego się z warszawskiego Teatru Żydowskiego, wprowadził widzów w klimaty pogranicza kultur: polskiej, żydowskiej i włoskiej. Spektakl zrealizowano w poetyce snu, w którym wydarzenia się mieszają się, a jedna historia przechodzi płynnie w drugą, nieważne jak bardzo oddaloną w dziejach i przestrzeni. Mincer, wcielający się w kolejne postaci, odczytuje z tajemniczej księgi opowieści o pogmatwanych losach Żydów, pozostawiając wszystko niedopowiedziane i rozmyte. Tytułowy "król" to Saul Wahl, według legendy będący przez jedną noc - w uznaniu dla jego mądrości - królem tymczasowym w okresie bezkrólewia po śmierci Stefana Batorego. Mincer przywołuje w spektaklu również słowa Adama Mickiewicza i Jana Pawła II o Żydach jako o "starszych braciach", opowiada historię żydowskiego cmentarza w Wilnie, zwanym niegdyś Jerozolimą Północy, a także o Żydach i Romach ocalonych z wojennej zagłady. Sześć opowieści, zaczerpniętych z tomu "101 opowieści żydowskich, których ci nigdy nie opowiedziano" Laury Quercioli-Mincer, połączono z piosenkami w jidysz i po rosyjsku. W gdańskim przedstawieniu aktorowi towarzyszył akordeonista Paweł Zagańczyk, lider zespołu Zagan Acoustic.

Historie z dalekiego świata i z odległych czasów, poważne, często tragiczne, ale i te zabawne, Olek Mincer przedstawił skromnymi środkami, bez zbędnego dystansu. Stworzony przez niego monodram przyjął formę domowej, kameralnej gawędy, urozmaiconej zmianami nakryć głowy i kostiumów, których urok polegał na umowności. Publiczność przyjęła spektakl bardzo ciepło, chętnie angażowała się w pomoc, o którą prosił aktor, a nawet w taniec. Monodram przywołał to coś nieuchwytnego, co pozostało po obecności Żydów na ziemiach polskiej i włoskiej, to coś, czego ślady odnajdujemy w języku, w zabytkach i w piosenkach. Widzowie mogli w wyobraźni na godzinę przenieść się do domowej izby, w której jeden z domowników opowiada prawdziwe i zmyślone, zajmujące historie, urozmaicając całość rzewnymi piosenkami. Zapach pieczonego ciasta i otwarte ze zdziwienia dziecięce buzie byłyby tu idealnym dopełnieniem. Przedstawienie w wersji włoskiej miało prapremierę w Rzymie w 2012 roku. Polska wersja powstała z inicjatywy Teatru Żydowskiego w Warszawie.

Podczas trzeciej odsłony Festiwalu "Zbliżenia" gdańska publiczność miała okazję obejrzeć również program muzyczno-kabaretowy "Do niezobaczenia się z panem" Teatru Zielony Wiatrak oraz spektakl "Wyzna(nie)" Fundacji Shalom. "Wyzna(nie)" to debiut dramaturgiczny Katii Czarnej. Opowiada o przygotowaniu do spotkania po latach kobiet, które przyjaźniły się w swoich licealnych czasach. Występujące w spektaklu aktorki warszawskiego Teatru Żydowskiego, Małgorzata Majewska, Joanna Rzączyńska i Małgorzata Trybalska, zmierzyły się z przeplatającymi się monologami. Reżyser Krzysztof Rzączyński skupił w niewielkiej przestrzeni postacie, które wkrótce mają się spotkać. Podsumowują one swoje dotychczasowe życie, każda osobno, dobrze oddając tęsknotę i niezrealizowaną potrzebę bliskości. W opowieściach trzech Polek żydowskiego pochodzenia, bardzo ciekawych ze względu na specyfikę ich złożonej tożsamości narodowo-religijno-społecznej, bez trudu można odnaleźć motywy uniwersalne. Choć bohaterki to rówieśniczki, mniej więcej trzydziestolatki, odzwierciedlają archetypy panny, matki i staruchy. W przedstawionym w spektaklu, współczesnym wydaniu archetypiczna "panna" to bezdzietna, niezamężna kobieta, która mówi o swojej niezależności, jednak wyczuwa się w jej słowach zniecierpliwienie i chęć przyspieszenia biegu wydarzeń. "Matka" to kobieta zamężna, mieszkająca w Izraelu, kochająca swoją rodzinę, jednak zmęczona matkowaniem i dziecku, i mężowi, który ucierpiał podczas konfliktu izraelsko-palestyńskiego. "Starucha" to bezdzietna kobieta, przeżywająca rozterki w małżeństwie z ortodoksyjnym wyznawcą judaizmu, podchodząca do życia bardzo poważnie, a w jej słowach wyczuwa się gotowość na zmiany.

Prostota scenografii i kostiumów oraz oszczędne użycie muzyki (jeden, powtarzający się motyw) sprzyjają uważnemu wsłuchiwaniu się w padające ze sceny słowa. "Wyzna(nie)" jest spektaklem szczerze zagranym, z wyraźnie narastającym napięciem, które dopiero w ostatnich sekundach ostatniej sceny zaczyna się rozładowywać. Całość jest obrazem wielkiego wyczekiwania, wydaje się próbą uchwycenia biegnącego czasu, dzięki czemu staje się wypowiedzią pokoleniową o przemianach po 1989 roku widzianych oczyma młodych kobiet, a jednocześnie odwołuje się do ogólnoludzkiego doświadczenia niepewności, nadziei i poszukiwania wsparcia u innych. Tytułowe "wyzna(nie)" można odnieść zarówno do kwestii religijnych, jak i do wyznania rozumianego jako zwierzenie. Premiera odbyła się 1 września 2009 roku.

Festiwalowa publiczność wspaniale bawiła się podczas koncertu "Dźwięki krakowskiego Kazimierza" Zagan Acoustic, zespołu twórczo rozwijającego motywy klezmerskie. Również rok temu, podczas drugiej odsłony festiwalu, odbył się koncert tego tryskającego energią zespołu. W tym roku również te dobrze i mniej znane kompozycje rozkołysały słuchaczy i urzekły ich tak, że nie chcieli pozwolić Zaganowi zejść ze sceny. Choć każdy z członków zespołu miał okazję zaprezentować obszerny fragment solowy i choć doskonale zabrzmiały i skrzypce Joachima Łuczaka, i kontrabas Jarosława Stokowskiego, i akordeon Pawła Zagańczyka, prawdziwą gwiazdą tego koncertu był klarnecista Andrzej Wojciechowski! To za dźwiękiem klarnetu, raz delikatnym, to znów wybuchowym i za wytupanym obcasami ognistym rytmem, jak za przewodnikiem podążali słuchacze.

Miłośnicy jazzu z motywami orientalnymi mogli cieszyć się muzyką Ignacy Wiśniewski Trio w składzie Ignacy Jan Wiśniewski, Adam Żuchowski, Paweł Osicki. Utwory, które zagrali muzycy, inspirowane były tematami z kompozycji Wiśniewskiego, powstałych do spektaklu "Każdy przyniósł co miał najlepszego" (2014 r.) w reżyserii Marka Branda. Koncert pełen był pulsujących życiem improwizacji. Spośród zagranych przez trio utworów najbardziej w pamięć zapadł mi utwór "Modlitwa". Wydaje się, że jego melodyjność najlepiej oddała klimat całego festiwalu - łączenie żywotnej energii z dużą dawką tradycji, ukochanej i traktowanej jako szansa, a nie jako obciążenie.

Przez cały czas trwania festiwalu w Nowej Synagodze można było podziwiać intrygującą wystawę odwołujących się do żydowskich tradycji prac Sergiusza Skrzypczyszyna-Trockiego, artysty posługującego się m.in. techniką kolażu i montażu. Utrzymane w konsekwentnej kolorystyce dzieła były niezwykle precyzyjnie wykonanymi autorskimi wersjami przeglądu motywów charakterystycznych dla kultur, w których unika się przedstawiania postaci. Litery, łacińskie i hebrajskie, układając się w słowa opisujące świat. Przedstawiają wielkie idee, jak i drobne elementy, i, podobnie jak one, kierują myśli człowieka na różne obiekty - użyte w pracach listki, motywy roślinne, figury geometryczne z przypisywaną im symboliką, a nawet fragmenty przedmiotów codziennego użytku. Autor udowodnił, że ze wszystkiego da się coś wyczytać. Jednocześnie widać w tych pracach lekkość oraz spojrzenie na świat z przymrużeniem oka.

Marek Brand, pomysłodawca i kierownik merytoryczny festiwalu, wraz z pozostałymi organizatorami zadbali o dobrą organizację. Punktualność i przemyślany program umożliwiły chętnym korzystanie z festiwalowych atrakcji pełnymi garściami.

***

Festiwal Kultury Żydowskiej "Zbliżenia", Gdańsk 10-13.09.2015.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji