Artykuły

Jakie było "Psie serce" w płockim teatrze? Przerażające...

"Psie serce" Michaiła Bułhakowa w reż. Krzysztofa Prusa w Teatrze im Szaniawskiego w Płocku. Pisze Milena Orłowska w Gazecie Wyborczej - Płock.

W niedzielny wieczór Teatr Dramatyczny zaprosił na swą pierwszą w tym sezonie premierę, "Psie serce" Bułhakowa w reżyserii Krzysztofa Prusa. Sztukę zabawną i straszną zarazem.

Bohaterem "Psiego serca" jest profesor Filip Preobrażeński. Lekarz, który swoimi nowatorskimi metodami (mówiąc konkretniej - wszczepianiu ludziom zwierzęcych gruczołów) sprawia, że podstarzali panowie i leciwe panie dzielnie radzą sobie w sytuacjach łóżkowych. Nic więc dziwnego, że cała Moskwa wali do jego gabinetu drzwiami i oknami, a wśród jego pacjentów są wysoko postawione osoby (bo przecież ustroje się zmieniają, ale "wysoko postawieni" funkcjonują w każdym).

Profesor dzięki swym umiejętnościom i sławie korzysta z pewnych przywilejów. Mieszka sobie w siedmiu pokojach, podczas gdy w całym mieście mieszkania grodzi się, dzieli na mniejsze i wszędzie kwateruje się dodatkowych lokatorów. - Nawet Isadora Duncan nie ma jadalni! - wykrzykują przedstawiciele komitetu domowego, gdy zjawiają się u Perobrażeńskiego z żądaniem, by dobrowolnie zrzekł się nadmetrażu.

Profesor ma także pokojówkę Zinę (w tej roli Katarzyna Anzorge), asystenta, doktora Bormentala, szarmanckiego i delikatnego, żywcem wyjętego z przedrewolucyjnej epoki (zagrał go Szymon Cepmura), pieniądze, sławę, słabość do kaloszy i marmurowych klatek schodowych. Oraz do obiadów o ustalonej porze dnia, jadanych na obrusie, z zupą z wazy i serwetkami na kolanach. Wygłasza teorie, wedle których serdecznością można zdziałać więcej niż terrorem. Albo że to nie do pomyślenia, by klasa robotnicza chodziła w ubłoconych kaloszach (- Oni w ogóle nie mają kaloszy - przytomnie zauważa wtedy doktor Bormental). Jasne jest, że Preobrażeński ma w rewolucyjnej Moskwie wyjątkową pozycję. Gdyby nie ona, nie mógłby w epoce ubłoconych butów, komitetów i rządów proletariatu pozwolić sobie na takie fanaberie.

Profesor szuka skutecznej metody na odmładzanie. Wpada na pomysł, by znalezionemu gdzieś na ulicy psu wszczepić przysadkę mózgową i jądra zmarłego kilka godzin wcześniej człowieka. Ma nadzieję, że zabiedzony kundel nabierze sił witalnych i porośnie na nowo błyszczącą sierścią. Staje się jednak inaczej. Pies zmienia się w człowieka. A ten człowiek zmienia życie profesora w piekło...

Nie będziemy zdradzać, co było dalej, podpowiemy za to na co, jeśli wybierzecie się na tę sztukę, warto zwrócić uwagę.

-- niezwykły nastrój. Płockie "Psie serce" w reżyserii Prusa jest mroczne i duszne. Duża w tym zasługa scenografii autorstwa Marka Mikulskiego. Na scenie często jest ciemno, z tej ciemności wyłania się czasem przypominająca gabinet tortur zasnuta dymami i przerażająca sala operacyjna profesora, z metalowym łóżkiem ustawionym pod dziwnym kątem. Po bokach sali, gdzie ludzie dają się kroić, byleby tylko odzyskać młodość (jak się okazuje to znak nie tylko naszych czasów), kłębi się proletariat. Wspaniała jest scena operacji psa Szarika, kiedy przez gabinet "przenikają" ryciny przedstawiające ludzkie wnętrze (to fizyczne, nie duchowe). W tych momentach "Psie serce" to nie mieszczański dramat, a raczej metafizyczna rozprawa. Jest i muzyka autorstwa Marcina Krakowiaka - złowrogie zawodzenie wiolonczeli, na której na żywo, w trakcie spektaklu, gra umieszczona gdzieś na górze, jakby zawieszona w powietrzu, wiolonczelistka (w spektaklu będą grały na zmianę Alicja Szydłowska i Martyna Kocik).

-- komitet domowy. Trójka młodych ludzi z zarządu domu, którzy nastają na mieszczański błogostan profesora. W płockiej realizacji są oni m.in. nośnikiem idei "płci społeczno-kulturowej". Dorota Cepmura i Hanna Chojnacka grają kobiety, które chodzą, jedzą i ubierają się jak mężczyźni (Hanna Chojnacka wspaniale je zupę, jak prawdziwy rewolucjonista!), co więcej, noszą męskie nazwiska i twierdzą, że są mężczyznami. Sebastian Ryś z kolei ma na sobie absolutnie obłędną czerwoną suknię i potrząsa czarnymi puklami, do tego chodzi, mówi i siada jak prawdziwa dama. Upiera się, że jest kobietą. To niezwykle trafna obserwacja - nasze czasy faktycznie w tej wolności (czy jak wolą niektórzy - dowolności) płciowej przypominają te rewolucyjne.

-- niezwykła przemiana Piotra Bały. Bała w płockim "Psim sercu" gra Szarika, a właściwie - po przemianie psa w człowieka, Poligrafa Poligrafowicza Szarikowa. Poznajemy go już po nowatorskiej operacji, Szarikow potrafi już chodzić, mówić, domaga się dokumentów, wódki i obiadu. Jest jednak kimś w rodzaju nieogarniętej ciapy, obsztorcowany wybucha płaczem, do profesora zwraca się "tatku" i upiera się, by nosić idiotyczną muchę. Kiedy jednak, po pewnym czasie nieobecności, wraca do domu... Jest inny. Milczący. Groźny. Oszczędny w ruchach. Mówi, że trudni się tropieniem bezpańskich kotów, ale chyba nie o koty tu chodzi... Przeraża. Piotra Bały w tym przedstawieniu można się autentycznie przestraszyć.

-- końcowa katastrofa. Przedstawienie wyraźnie dzieli się na dwie części. Pierwsza to perypetie dzielnego profesora, który gra na nosie komitetom, posługuje się delikatną ironią i wygłasza przy obiedzie zabawne tyrady. Nawet gdy w jego życiu pojawia się Szarikow, wojuje z nim jak z niesfornym dzieckiem i w gruncie rzeczy jest to dość zabawne. Potem jest jednak druga część - do domu wraca odmieniony Szarikow i nawet doktor Bormental, który najdłużej twierdził, że profesor dokonał wielkiego odkrycia i może zostać twórcą nowego, lepszego człowieka, przestaje się łudzić. Do ich domu zawitało zło. Świat pęka i zmienia się już na zawsze. Scena, w której dwóch lekarzy i ich dzieło piją wódkę w milczeniu, jest przerażająca, kończy się zaś jeszcze gorzej. Na scenie wieje grozą.

-- tajemnica zakończenia. Prus jeszcze przed premierą zdradził dziennikarzom, że zmieni wydźwięk zakończenia "Psiego serca". U Bułhakowa profesor z asystentem zmieniają podłego człowieka na powrót w poczciwego psa. U Prusa nie ma już powrotu do przeszłości, nie ma zapiętej pod szyję Ziny, nie ma kulturalnego profesora, znika dobroduszny Bormental. Ba, znika nawet komitet domowy. Nie będziemy zdradzać, na czym to wszystko polega, napiszemy tylko, że główną rolę gra tam Bormental, pewna wajcha i wijący się na podłodze czerwony kokon.

Sama scena końcowa jest wizualnie niezwykle efektowna, ale jego przesłanie wydaje mi się cokolwiek niejasne. Mogłabym pokusić o tworzenie teorii, ale w sumie żadna z nich nie wydaje mi się do końca uzasadniona. Macie swoje pomysły? Koniecznie do nas napiszcie (listy@plock.agora.pl).

"Psie serce" zobaczyć możecie po raz kolejny 4 września o godz. 19.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji