Artykuły

Teatr niekonsekwencji

W niektórych instytucjach kultury magistrat ogłasza konkursy na dyrektorów, a w innych z tego rezygnuje. Co o tym rozstrzyga, nie wiadomo - sytuację w łódzkich instytucjach kultury komentuje Igor Rakowski-Kłos w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi, zdecydowała się na przedłużenie o kolejnych pięć sezonów artystycznych umów z dyrektorami dwóch teatrów: Powszechnego i Muzycznego. Pierwszym od 20 lat (w październiku będzie jubileusz) zarządza Ewa Pilawska. Drugim od 2006 roku kieruje Grażyna Posmykiewicz (do 2010 roku jako p.o. dyrektora).

- Decyzja o takim trybie powołania, podobnie jak w 2014 roku w przypadku dyrektora Fabryki Sztuki Macieja Trzebeńskiego, miała na celu zapewnienie tym instytucjom stabilności oraz spójności organizacyjnej i programowej - uzasadnia Grzegorz Gawlik z Biura Prasowego UMŁ. - Wynikała także z wysokiej oceny dotychczasowych dokonań obu powoływanych pań dyrektor na swoich stanowiskach.

Hanna Zdanowska w rozmowie z Radiem Łódź dodała jeszcze, że wpływ miały również "pozytywne opinie instytucji, związków związanych z tą sferą sztuki, m.in. Związku Artystów Scen Polskich".

Wybierz przeszłość

Wszystko byłoby zrozumiałe, gdyby nie to, że raz dla magistratu stabilność, spójność i pozytywne opinie są uzasadnieniem do wstrzymania się od konkursu, a innym razem nie. W ubiegłym roku zostały rozpisane konkursy na stanowiska dyrektorskie w Muzeum Kinematografii i Muzeum Tradycji Niepodległościowych. W obu przypadkach zdecydowano się na tę procedurę, mimo że wieloletni dyrektorzy zapewniali przede wszystkim stabilność i spójność. Za Mieczysławem Kuźmickim, dyrektorem Muzeum Kinematografii, wstawiło się nawet kilkudziesięciu ludzi kultury. Byli wśród nich reżyserzy (Jacek Bławut, Ryszard Brylski i Grzegorz Królikiewicz), kompozytorzy (Andrzej Krauze i Zdzisław Szostak), a także Antoni Szram, twórca i pierwszy dyrektor muzeum.

Ówczesna prezydent Łodzi Agnieszka Nowak nie uległa naciskom i uzasadniła decyzję zapisem w "Polityce Rozwoju Kultury 2020+ dla Miasta Łodzi", którą w 2012 roku zatwierdził magistrat. W obu przypadkach żaden z długoletnich dyrektorów nie przystąpił do konkursu i dziś tymi muzeami rządzą inni ludzie. Jest to dowód, że otwarta konfrontacja na tych samych warunkach zniechęca do wysiłku zasiedziałych kierowników, którzy nie potrafią sformułować planów na przyszłość, a jedynie legitymują się sukcesami z przeszłości i bogatym doświadczeniem. Dyrektorów placówek kulturalnych wybiera się jednak na kolejne, a nie na minione sezony.

Dyrekcja bez stresu

W przypadku co najmniej jednego dyrektora można sądzić, że sytuacja powtórzyłaby się. - Myślę, że do konkursu bym nie przystąpiła, ponieważ przeżyłam go [w 2010 roku - dop. red.], więc wydawałoby mi się, że nie jest to dla mnie komfortowa sytuacja, jeśli inni dyrektorzy nigdy go nie mieli, a ja już go miałam - mówiła w rozmowie z Radiem Łódź Grażyna Posmykiewicz. - To nie jest takie sobie nic. Nawet jeśli człowiek ma doświadczenie, musi przygotować się do konkursu, jeśli traktuje go poważnie. Wtedy kosztował mnie on dużo stresu.

Można stresować się konkursem raz na kilka lat, a można stresować się wynikiem finansowym co miesiąc, gdy kieruje się teatrem prywatnym. Zalety zarządzania publiczną instytucją powiązane są z pewnymi niedogodnościami dla dyrektora, któremu jednak - ufam - poczucie nieprzyspawania do stołka wychodzi na dobre.

Po wypowiedzi Posmykiewicz widać, że dyrektorzy traktują konkurs jako karę ze strony władz miasta. Sprawiła to uznaniowość i niejasne powody ich ogłaszania lub nieogłaszania. Sprawiła to także niekonsekwencja w stosowaniu "Polityki Rozwoju Kultury 2020+ dla Miasta Łodzi", po którą UMŁ sięga jedynie wtedy, gdy jest to wygodne. Dziś już nie wiadomo, czy ponad 20-stronicowa koncepcja z rozpisanymi celami i strategią ma jakiekolwiek znaczenie.

Pusty śmiech

Magistrat ma podstawę prawną, dzięki której - za zgodą ministra kultury - może nie rozpisywać konkursów. Być może w wyjątkowych przypadkach powinien z niej korzystać. Z pewnością jednak powinien sprawdzać długoletnich dyrektorów, takich jak Henryk Siemiński (Muzeum Tradycji Niepodległościowych), Mieczysław Kuźmicki i właśnie Ewa Pilawska.

Trzy lata temu, tuż przed końcem kolejnej umowy, wyszło na jaw, że dyrektorka Powszechnego bezprawnie przyznawała premie kasjerce. Wówczas za Pilawską wstawił się Cezary Grabarczyk, minister infrastruktury. Koniec końców do konkursu nie doszło. Wsparcie wpływowego polityka Platformy Obywatelskiej okazało się wystarczająco silne.

Teraz UMŁ znów zrezygnował, by skłonić Pilawską do przedstawienia planów na przyszłość, zwłaszcza że poziom artystyczny teatru może budzić zastrzeżenia. Wprawdzie Grzegorz Gawlik z Biura Prasowego UMŁ twierdzi, że Powszechny "stał się jedną z ważniejszych scen komediowych w Polsce", to jednak próżno szukać produkcji Powszechnego wśród nagrodzonych spektakli na ogólnopolskich festiwalach. Nawet na czysto komediowy Ogólnopolski Festiwal Komedii Talia w Tarnowie łódzki teatr w minionych pięciu latach został zaproszony tylko raz - w 2012 roku.

Spójna niespójność

Nic nie wskazuje, by niejasne zasady zarządzania łódzką kulturą miały się zmienić. Prezydent Zdanowska zapowiada, że następne instytucje będą znajdowały swoich dyrektorów w drodze konkursów. Takie postępowanie tylko będzie rodziło kolejne podejrzenia - być może nieuzasadnione - o to, kto ma silne plecy PO. Z kolei dyrektorzy będą czuć się pokrzywdzeni normalnym postępowaniem konkursowym. Nie wiadomo, czemu takie postępowanie ma służyć. Bo stabilności, spójności i pozytywnym opiniom z pewnością nie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji