Artykuły

W stronę dziecka

Widzę, że podczas tych teatralnych wakacji uczy się instytucja i jej pracownicy. Dużo osób chce popróbować "Lata" i po pierwszym udziale dostrzega, jak dużo można czerpać od dzieci. - mówi Magdalena Bogusławska, koordynatorka "Lata w teatrze" w Teatrze Lalek Pleciuga w Szczecinie w rozmowie z Katarzyną Piwońską.

Od kilku lat realizujecie "Lato w teatrze" w formule kolonijnej, w dodatku w ścisłej współpracy z kuratorium. To rzadkość...

Właśnie wszyscy w Polsce się dziwią, kiedy opowiadam o życzliwości naszego kuratorium! Zawsze myślałam, że to naturalne... Pomysł na teatralne kolonie wyszedł właśnie od nich. W 2010 roku realizowaliśmy wspólnie projekt cykli warsztatowych dla dzieci, w ramach których powstawały spektakle. Istotą tej inicjatywy był kontakt z nauczycielem - my rozpoczynaliśmy pewien proces w teatrze, a on kontynuował go w szkole. Postanowiliśmy zacieśnić współpracę i rozszerzyć ją na wakacje - tak narodziło się "Lato w teatrze" w formule kolonijnej: połączenie teatralnej pracy i wypoczynku. Dla nas współpraca z pracownikami kuratorium jest ważna także dlatego, że oni doskonale znają zachodniopomorskie szkoły i sugerują nam, które placówki wymagają wsparcia. Dobrze, że na warsztaty przychodzi nauczyciel, który potem może to wszystko kontynuować w szkole - podgląda nas przy pracy i wraca z tym doświadczeniem do siebie.

Przyjeżdżają do Was dzieci z całego województwa, prawda?

Tak, w tym roku mamy szkoły oddalone od Szczecina o 200 kilometrów. Nie ma szans, żeby rodzice tych dzieci dotarli na pokaz, więc przygotowujemy im nagrania spektakli na płytach oraz materiały zdjęciowe z warsztatów.

A jak w tych oddalonych miejscowościach przebiega nabór uczestników?

Zajmują się tym dyrektorzy poleconych szkół. Często kierują się oni trudną sytuacją i wybierają dzieci, które nie mają szans na udział w innych formach wypoczynku. Dla większości z nich to pierwszy kontakt z teatrem - trzeba dopiero je pobudzić, zintegrować, otworzyć na nową sytuację. W tym roku w wakacjach bierze udział szkoła z Lekowa. Ci uczniowie przyjechali w nagrodę. Mają średnią 5,0, stypendia i czerwone paski. Na początku byłam nawet zmartwiona, że to nie są dzieci, dla których teatr byłyby zupełnie innym światem. Ale zrozumiałam, że dla nich to też nowość. Dzieci zdolne są często bardziej samodzielne, dlatego nauczyciele i dorośli poświęcają im mniej uwagi, niż tym, którzy mają lub sprawiają trudności. Może więc warto poświęcić czas również im? Prawie wszyscy tegoroczni uczestnicy to sportowcy i dla nich to był szok, bo zrozumieli nagle, że też mogą śpiewać, mogą zająć się teatrem, rysować... Liczymy na to, że teraz nie tylko dzieciaki, ale i ich nauczycielka zarazi się teatrem.

A wracając do nauczycieli - są bardziej uczestnikami czy obserwatorami zajęć?

Obserwatorami. Z każdej szkoły kolonijnej przychodzi jeden nauczyciel. Ci sami ludzie są też wychowawcami kolonijnymi, bo potrzebujemy tam ich wsparcia w opiece nad młodzieżą. Zazwyczaj to aktywni ludzie, którzy prowadzą animację w szkole. Pani, która przyjechała w tym roku, jest nauczycielką wychowania fizycznego, a oprócz tego animatorką kultury w wiosce. Drugi wychowawca to osoba ze Szczecina - ktoś, kto zna teren i tutejsze atrakcje.

No właśnie, co się u Was dzieje "po godzinach"?

Byliśmy w parku linowym, na ściance wspinaczkowej - to dla dzieci wiejskich ogromne przeżycie, zupełna nowość. Dziś idziemy do schronów - w naszej grupie jest dużo starszych chłopców, więc to atrakcja przede wszystkim dla nich. Wieczorami, po kolacji, chodzimy na Jasne Błonie i gramy w piłkę. Popołudniami dzieci mają w sumie dużo wolnego. Staram się spędzać z nimi jak najwięcej czasu, przywiązuję się do nich! Podobnie inni wychowawcy.

A czy szczecińskie dzieci, które biorą udział w projekcie, też mogą uczestniczyć w tych zajęciach?

Mogą i uczestniczą. Ale różnie z tym bywa - zwykle jeśli jest jakaś ciekawsza atrakcja, to dołączają do nas.

Dlaczego - z Waszej perspektywy - warto robić "Lato w teatrze" w formule kolonijnej?

Dlatego, że mogą na tym skorzystać te dzieci, które w żadnym innym wypadku nie miałyby okazji do udziału w podobnych zajęciach. Nie jesteśmy przecież w stanie wszędzie pojechać. To, że te dzieci mają budynek i pracowników "Pleciugi" tylko dla siebie, jest dla nich ważnym przeżyciem.

Robicie też dodatkową płatną edycję teatralnych wakacji. Kiedy zaczęliście tak działać i jak się to stało?

To było trzy lata temu, kiedy jeszcze nabór na to prawdziwe "Lato w teatrze" był otwarty. Niektóre dzieci stały od siódmej rano i czekały, aż przyjdę, żeby się zapisać. Miejsca szybko się kończyły i wtedy zaczęły się awantury z rodzicami. W pewnym momencie oni zadeklarowali, że mogą nawet zapłacić za udział - powiedziałam wtedy do dyrektora: "Spróbujmy". Wyszło na to, że to nie są małe pieniądze - w tym roku koszt udziału dziecka w dwutygodniowym projekcie to 720 złotych. Uczestnicy w ramach tego dostają pełne wyżywienie, nie żałujemy na materiały. Obawialiśmy się, że wcale nie będzie dużo chętnych, a okazało się, że są. To mniejszy turnus - dla trzydziestki dzieci z mniejszą liczbą instruktorów.

I co warto podkreślić - w drugiej turze nie powielacie tematu i szablonu warsztatów.

Nie, na pewno. Nawet kiedy w tym roku zaproponowałam instruktorom wykorzystanie części kostiumów z pierwszego lata, powiedzieli: "W życiu!".

Jesteście niewątpliwymi weteranami "Lata w teatrze", to już Wasza szósta edycja. Chciałam zapytać, jak zmieniło się Wasze myślenie o pracy z dziećmi i realizowaniu tego projektu w ciągu tych lat? Co uważacie za błędy młodości?

Bardzo! Po pierwsze zaczęliśmy rozumieć, w którą stronę powinno to zmierzać - czyli w stronę dziecka! Na początku robiliśmy po prostu kolejne przedstawienie naszego teatru, w którym aktorów zastępował dzieci - był spektakl, wybrany przez nas tekst, podział ról, gdzie oczywiście jedynie kilka osób grało głównych bohaterów. Nie pasowało mi to, że mamy reżysera, który jest najważniejszą postacią i wszyscy się słuchamy. Chciałam, żeby wszyscy byli na równych prawach w projekcie. Teraz mamy bardziej demokratyczne zasady i staramy się iść za dziećmi - żeby to nie było powielenie teatru zawodowego. My z nich nie zrobimy profesjonalistów i nie chcemy nawet - nasz cel jest inny.

Dużo zmieniło się też w moim myśleniu - zauważyłam to, kiedy niedawno zaglądałam do poprzednich wniosków, które pisałam w ramach "Lata". Popatrzyłam na pierwszy i mówię: "Jak oni mi dali pieniądze na to!?". Teraz już sama bym sobie nie dała. Widzę, że podczas tych teatralnych wakacji uczy się instytucja i jej pracownicy. Dużo osób chce popróbować "Lata" i po pierwszym udziale dostrzega, że dużo można czerpać od dzieci. Bo to nie jest wcale tak, że tylko my dajemy coś dzieciakom. Sami jeszcze więcej bierzemy od nich! A nie widzieliśmy tego na początku. Wtedy było bardziej ex catedra - my tutaj was nauczymy teatru. Teraz jest odwrotnie.

Dziękuję - życzę dobrego czasu wspólnie z uczestnikami!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji