Artykuły

Serbska śmierć

"Ucho, gardło, nóż" w reż. Krystyny Jandy z Teatru Polonia w Warszawie na XII Ogólnopolskim Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Pisze Katarzyna Rakowska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Monolog starzejącej się kobiety na granicy obłędu był pierwszym przedstawieniem XII Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Teatrze Powszechnym. Krystyna Janda przywiozła go ze swojej prywatnej sceny - Teatru Polonia w Warszawie.

Jest noc, ale pięćdziesięciokilkuletnia Tonka Babić nie może spać. Siedzi więc w piżamie na czarnej, częściowo pokrytej folią kanapie - jeszcze nie rozpakowanej albo właśnie owijanej na okoliczność dłuższej nieobecności lokatorów - i patrzy w telewizor. Obok maskotka - groteskowo zamknięty w folię ptaszek Tweety. Na podłodze kosmetyczka, przedmiot niezbędny kobiecie w podróży. Bo Tonka postanawia odejść z młodym kochankiem - urzędnikiem, któremu się oddała, by uratować męża od wojska. I który sypia z jej przyjaciółką Elą.

Ale Miki zadzwoni do drzwi dopiero o siódmej rano, a Tonka buzuje od złości na świat i szuka adresata swych emocji. Potrzebuje publiczności. Dlatego Janda cały czas mówi do widowni. Zadaje jej pytania, narzuca opinie, obraża, krzyczy i udziela rad w rodzaju: oddawajcie się przyjemnościom, zanim wybuchnie wojna.

Tonka, która jest owocem gwałtu serbskiego żołnierza na chorwackiej komunistce, nienawidzi wojny najbardziej. "Sram chorwacką śmiercią" - powtarza. Z obrzydzeniem mówi o Borysie, mężu Eli, który po wcieleniu do wojska okrutnie zabawiał się z serbskimi staruszkami, zmuszając ich do uprawiania seksu, zanim do nich strzelił. Ale dramatyzm opowiadanych historii nie tłumaczy wystarczająco wściekłości bohaterki, bliskiej przecież załamania nerwowego. Dlatego nienawiść Tonki staje się przekonująca dopiero w ostatnich chwilach przedstawienia, kiedy kobieta wyznaje widzom, że jej mąż zginął na wojnie.

- Gdybyście byli normalną publicznością, dawno byście wyszli... - mówi Tonka (Krystyna Janda) do widzów. I wielokrotnie się do nich zwraca słowami: "Chcecie wiedzieć, jak...?", "No dobrze, teraz wam opowiem o...". Nikt nie wychodzi.

Równie chętnie co o wojnie Tonka mówi o seksie. Wbrew pozorom te sfery łączy wiele: obie są sposobem załatwiania interesów, w obu człowiek wciela się w rolę aktora, w obu dochodzą do głosu instynkty zwierzęce.

Polski śmiech

Wątki monologu co rusz się rwą. Jedna myśl nasuwa bohaterce kolejną. To nie gotowe przemówienie, ale chaotyczne wyznanie o charakterze psychoterapii. Ale Tonka nie zyskuje litości widzów. Jest prymitywną materialistką, która nie potrafi nawiązać relacji nawet z własną córką i której nie przeszkadza utrzymywanie się z przemytu. Swój rozum jednak ma. Wyłącza fonię w telewizorze, bo teksty sloganów zna na pamięć i wie, że tzw. opowieści "z życia wzięte" są wyreżyserowane. Woli obdarzać obraz własnym komentarzem. Często tak dowcipnym, że publiczność pęka ze śmiechu. Jak wtedy, gdy bohaterka zastanawia się, dlaczego starsi ludzie używają ogromnych jak obrus chusteczek z materiału i zawsze oglądają, co nasmarkali. Ten polski śmiech cieszy Vedranę Rudan, bo w Serbii reakcje są zgoła inne. - Tam nikt się nawet nie uśmiechnie. Pamięć wojny jest zbyt świeża - mówiła Krystyna Janda na spotkaniu z widzami po spektaklu.

Bohaterka monodramu nie jest apatyczna czy wylękniona, a jedynie wściekła. W książce chorwackiej pisarki wyrazem furii jest wulgarny język. Janda na potrzeby inscenizacji znacznie go złagodziła. W zamian naszpikowała każde zdanie przekleństwem "k...", tak oswojonym, że nie trzeba się go wstydzić na scenie. Ale w ustach aktorki brzmi ono nienaturalnie. Nie jest oznaką buntu i niezgody, tylko pustym efektem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji